niedziela, 29 grudnia 2013

Bassecik, z którego wyciągnięto diabełka

Dziś było jak zawsze, więc za bardzo nie będę się rozpisywał. Rano pobudka - najpierw moja, później Ich (moje wycie spowodowało, że po 365352422 godzinach w końcu wstali) i jedz... a nie, zanim przyszła kolej na jedzonko Pani brutalnie wyciągnęła mnie z wyrka i przekazała Panu. Powiem Wam - wyglądała koszmarnie. Jakby wcale nie spała (albo spała za długo). Włosy w nieładzie, podkrążone oczy, nawet nie ubrała szlafroka, przyszła w samej piżamie. A przecież wyłem długo, mogła się ogarnąć nim mnie odwiedziła... Tak sobie teraz myślę, że to może przez chorobę tak wyglądała? Może nie powinienem rano tak płakać, tylko dać się jej wysłać? Hmmm, będzie to kolejny temat do rozmyślań w moim pokoiku kontemplacji i zadumy. Mniejsza z tym. Na czym to ja skończyłem? A tak. Wyciągnęła mnie z kojca i zaniosła Panu (który wcale nie wyglądał dużo lepiej niż Pani), który sprawnie mnie przejął i wyniósł na dwór. Chyba znów miał ochotę na spacer. Zupełnie nie rozumiem, do czego ja mu tam jestem potrzebny. Nie może sobie sam pochodzić po trawce? Dziwny jest. No ale jak mus, to mus. Wyprowadziłem go, chodź bardzo burczało mi w brzuszku. A na dworze, powiem Wam, to się działo. Bardzo, ale to bardzo chciało mi się kupkę. Nie mogłem się więc już doczekać powrotu do domu. A Pan, jak na złość, chodził ze mną wciąż i wciąż. Wyraźnie dawałem mu do zrozumienia, że muszę szybko do domku, ale udawał, że nie rozumie.
Chyba strasznie potrzebował tego spaceru. No i w końcu nie dałem rady. Stanąłem w trawce i dałem upust naturze. A co, jak Pan się uparł, to niech ludzie widzą, jak załatwiam potrzeby fizjologiczne na dworze. Będzie na niego. Ja nie miałem z tym nic, powtarzam NIC wspólnego. Tymczasem Pan, zamiast się zezłościć, wpadł w jakiś szał. Gratulował mi, dał przekąskę, mówił, że jestem grzecznym, dużym pieskiem. Czyżby od początku chciał, abym zrobił tu kupkę? Nie rozumiem, powiem Wam. W końcu Oni robią kupkę w domu, czy mnie obowiązują inne zasady? Chyba nie, no nie? Zaś myśli z mojej małej główki się zagalopowały w niewłaściwą stronę. To pewnie od tego ciągłego uderzania głową o stół, gdy próbuję porwać z niego jakieś jedzonko. Pan nawet wczoraj powiedział, że kupi mi jakiś kokos i zrobi z niego kask, bo niedługo wszystkie moje szare komórki wyginą. Nie wiem co prawda, co to szare komórki, ale myślę sobie, że w takim kasku z orzeszka to bym super wyglądał, więc jeszcze więcej Człowieków by się we mnie zakochiwało.

Po kupce (skrzętnie uprzątniętej przez Pana - chyba nie chciał jednak, by inne Człowieki ją znalazły) wróciliśmy do domu. Tam poinformował o moich perypetiach Panią (która wyglądała już nieco lepiej). Myślałem, że może Ona się zdenerwuje, ale nie. Również zaczęła wiwatować i głaskać mnie po główce. A potem wzięła na kolana i wymyła mi łapy. Fe, tego bardzo nie lubię, ale Ona się tak uśmiechała, nie potrafiłem jej więc odmówić. Przy okazji poprawiłem jej odrobinę fryzurę, bo włoski z prawej jakoś mnie denerwowały. Teraz ma ich więc odrobinę mniej.

Potem Pan wziął się za odkurzanie. Troszkę się zdziwiłem, w końcu dziś niedziela, a ktoś ostatnio mówił, że w taki dzień się nie sprząta, ale oni ciągle albo z miotłą, albo z mopem latają. Więc stwierdziłem, że musiało mi się coś pomylić. No i przy okazji tego odkurzania Pan postanowił powyganiać ze mnie diabełka. On tak ma, wiecie, przechodzi ze skrajności w skrajność. Rano mówił, że jestem aniołeczkiem, a wystarczyło, że zrobiłem w domu siusiu i raz kupkę, i zaraz mówi, że jednak diabełkiem jestem. No więc wziął ten odkurzacz i zaczął tego diabełka ze mnie wypędzać. Pani to nawet nagrała. Nie powiem, to wypędzanie mi nawet do gustu przypadło. Tak sobie myślę, że mogli by częściej to robić. W pewnej chwili dałem upust mojej naturze i nawet postanowiłem się odezwać. Możecie to zobaczyć na poniższym filmiku. Co prawda na końcu ktoś nagrał jak śpię (i dograł od kogoś chrapanie - bo ja przecież nie chrapię), ale tego już nie musicie oglądać.

Potem to już się jakoś tak potoczyło. Kilka razy wyprowadzałem Pana na spacer, ale już nie cieszył się jak rano. Dobrze, że nie kazał sobie za długo towarzyszyć, więc mogłem spokojnie siusiać i kupkać w domu. Przyznam, że te ciągłe wyjścia i późniejsze wdrapywanie się do domu odrobinę mnie wykończyły. Idę więc spać, a Was pozostawiam z kilkoma moimi fotkami. Tak, byście za bardzo za mną nie tęsknili.

Tu w trakcie śniadanka, jak mówiłem, długo musiałem na nie czekać...

Tu Pan zaczął wyganiać ze mnie diabełka. Ta szrama na jego ręce - moje dzieło :)

Piękne mam kiełki, prawda? 

Tu sprawdzam czy odkurzacz zabrał ze sobą mojego diabełka

Tu przekonuję Panią, żeby wzięła mnie na kanapę

Jak widać, misja się nie udała...

I tu jeszcze bawię się z Panem

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz