środa, 25 grudnia 2013

sFuriatowana Wigilia

Moje krótkie i bardzo intensywne życie nauczyło mnie kilku rzeczy. Jedną z nich jest to, że Człowieki bardzo lubią Wigilię. Więc w swej dobroci postanowiłem przedłużyć Wigilię na dzień dzisiejszy. Ze względów na moje wczorajsze obowiązki dałem radę jedynie wstawić życzenia. 

Ten dzień był bardzo intensywny, ale od początku. Gdy na dniomierzaczu widniała data 23 grudnia i ja już z wolna kładłem się spać, w domu nagle zaczęły się hałasy. Pan przyniósł z balkonu to dziwne zielone drzewko, przypominające trochę moją trawiastą kuwetę. Postawił toto w moim salonie, znaczy naszym salonie, a to zaczęło się rozszerzać zajmując mój salonik. Pani krzątała się w kuchni, więc ją odwiedziłem, a Pan wtedy czmychnąć na dwór, na takie zimno - bez kocyka i kurteczki. Na szczęście szybko wrócił z torbami, pełnymi kartonów. Gdy obwąchałem to, postanowiłem mu pomóc idąc spać. Ciągle mi hałasowali, nie mogąc mocno zasnąć, otwieram oczy, a tam to drzewo się świeci, a Pan i Pani przeglądają kartony w poszukiwaniu łańcuchów - czy to znaczy, że pójdziemy na spacer? Przecież mój łańcuch jest w moim koszyczku. O co Im chodzi? Oznajmili mi, że muszę pomóc im szukać, ale jak to, przecież jest środek nocy?
Ech cóż zrobić, przecież beze mnie nic nie zrobią! Zapakowaliśmy się z Panem do auta, a Pani pozostała w domu na wszelki wypadek, gdyby łańcuchy same przyszły. Węch doprowadził nas do Bojkowa. No dobra, może i Pan wiedział gdzie jechać, a ja mu tylko towarzyszyłem, ale na pewno gdyby nie ja, to by nie skierował się tak szybko do miejsca, w którym owe łańcuchy się ukryły. Wyjmuje to, a ja widzę, że to zwykłe pudło. Co prawda takie duże, i na pewno pszyniutkie, ale nie dla mnie. Zresztą jak zwykle. Mało tego, przez nie musiałem sam dreptać, prawie 20000000000 kilometrów. Na szczęście zajęło nam to chwilkę i już wgramoliłem się, za pomocą rączek Pana, na fotelik w aucie i spałem. W domku na schodach pomogła nam Pani. Ja wykończony, od razu - przez serię siuśków, poleciałem do swojego kojca spać. Ranek okazał się dla mnie wielkim zaskoczeniem. Szybko zjadłem i wybiegam. A drzewo z salonu już miało owoce różniące się rozmiarem, kształtem i kolorem i takie śmieszne kolorowe liście - podobne trochę do mojej smyczy. To chyba były te łańcuchy.

Spokojnie wszystko po obwąchiwałem, i ukradłem jednego orzeszka. Pan i Pani wyraźnie byli z tego powodu niezadowoleni - więc póki co się tam nie zbliżam. Pan, o dziwo, się ubrał i poszliśmy na dwór. Niby miał mój ręczniczek, ale na dworze musiałem chodzić sam. Ech, ciężki mój los. Pochodziłem, po boisku, zwiedziliśmy najbliższe okolice domku i obwąchałem autka, ławki, słupki. Było fajnie, nawet troszkę się wysiusiałem i muszę przyznać, że kiedyś może mi się to spodobać.


Tutaj ktoś nas podgląda -pewnie jakiś ukryty fan

Wróciliśmy, obsiusiałem wszystko, zrobiłem kupkę i poszedłem spać. Obudził mnie cudowny zapach. W mojej miseczce było pyszne jedzonko. Zjadłem, aż się uszka trzęsły, jak bassecik aniołek. Było mokre, mięsne i na dodatek wyśmienite. Pani powiedział, że to z okazji Wigilii dostałem prezencik. Podoba mi się ta Wigilia - mam nadzieję, że jest codziennie. Dłuższa chwila zabawy i czas na kolejną drzemkę. Zawędrowałem do legowiska. Nie spałem jednak długo bo coś strasznie szeleściło. To Pani zawijała wielkie i małe pudła w kolorowe papiery. Powiedziała, że to prezenty. Ucieszyłem się, bo ja lubię prezenty. Tylko ciekawiło mnie to, że nie czułem nic dobrego, nic nie piszczało i nie było mięciusie. Mimo wszystko postanowiłem jej pomóc pakować te prezenty. 

Ech znudzony tym wszystkim, postanowiłem zabrać się za łobuzowanie, znaczy się sprzątanie. Odkurzanie to jest to, co lubię, a jak się okazało części odkurzacza są pyszne.

Ja przez tą noc byłem wyraźnie niewyspany, co nie zmienia postaci rzeczy, że zawsze jestem skory do psocenia. Nie bez powodu nazywają mnie psotem. Pani cały dzień mówiła, że dziś koło północy będę gadał, trochę bez sensu, bo ja przecież ciągle gadam i starałem  się Jej to wyjaśnić, ale nie rozumiała. 

Okazało się, że Wigilii nie spędzamy w domku i zostałem zaniesiony do autka. Na miejscu zorientowałem się, że wiem gdzie jesteśmy. Wielki stół pełen zapachów stał na wielkim miękki, miłym i pachnącym dywanie. Była tam miła Pani, którą wcześniej poznałem i jeszcze bardzo miły Pan, mający bardzo interesująco pachnący przedmiot - zabraniał mi to wąchać mówiąc, że to fajka, ale ja przecież bardzo lubię fajki!!!

Część prezentów, które pomagałem pakować, dostali gospodarze. W sumie pomyślałem: są mili więc mogę im odstąpić kilka swoich. Gdy wszyscy zaglądali do swoich pudełeczek i woreczków, w moje łapki trafił mój pierwszy i najfajniejszy na świecie piesek. Spokojny, nie szczekający i sztuczny. W końcu mam nad kim panować.

Gdy szukałem sobie miejsca na dywaniku, by usnąć, akurat musieliśmy już wychodzić. W domku przecież też mogę się wyspać - pomyślałem. Tylko, że nasza trójka powędrowała do Freda. Tam podobnie dywan, a na nim stół pełen smakołyków, oraz osoby, które już znałem i Fred. Od razu zrobiłem przegląd wszystkich misek. Były prawie puste, tylko rudzielec coś miał, ale zdążyli mi to zabrać.

Wszyscy mną się zachwycali, a ja po prostu byłem sobą. Próbowałem bawić się z Fredem, ale on mnie wyraźnie ignorował, oczywiście do czasu,  aż nie wkroczyłem pod stół.

Pod stołem wielka uczta, co chwilę na dół coś trafiało. Najpierw dostaliśmy, taki cieniutki chlebek, za którym Fred przepadał, więc postanowiłem mu to odstąpić. Potem było już gorzej. Gdy Fred nieopacznie się zagapił, a na dole wylądował pyszniutki smażony łosoś, to nie mogłem się opanować i go wszamałem. Od tej pory Fred zabronił mi wchodzić pod stół. Na szczęście dostałem swoje mokre jedzonko i troszkę przekąsek za kilka sztuczek. 

Zjawiło się jeszcze więcej osób. Moja wrodzona nieufność i opanowanie podpowiadało mi, abym bardzo ostrożnie do nich podszedł - więc z całą szybkością pobiegłem się przywitać. Lizałem ich, oni mnie głaskali. Nowe twarze oczywiście się we mnie zakochały. Były zafascynowane moim urokiem osobistym i czarem - no cóż mogę powiedzieć, całe życie tak mam.

Było fajnie, ale nie mogłem się wyspać. Wszędzie ludzie i ani chwili spokoju, nawet kot przyszedł mi przeszkadzać. No nic, zebraliśmy się do autka, kawałek ujechaliśmy, a ja zasnąłem na kolanach Pani. Nagle się zatrzymaliśmy i Pan zabrał się za wymianę żarówek w aucie, bo się coś spaliło. Mimo potężnej chęci snu wyszedłem i mu pomogłem. Przy okazji poznałem fajnego Człowieka z psem. Oczywiście był mną zauroczony, bo inaczej być nie mogło, a obcy pies był bardzo zazdrosny.

Dzięki mnie szybko dokonaliśmy napraw i ruszyliśmy do domku, gdzie od razu padłem. Wiem, że to wszystko było wczoraj, ale nie mam już siły opowiadać co się działo dziś. Może spróbuję wieczorem... albo jutro? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz