czwartek, 26 grudnia 2013

Aktywność popłaca

Dzisiejszy dzień zaczął się od śniadanka w kojcu. Nawet mnie nie wypuścili, Ci brutale. Zjadłem i od razu zanieśli mnie na dworek, gdzie spędziłem niecałą godzinę, ciągle drepcząc na swoich łapakach. No po prostu załamałem się. Przecież tak bardzo chciało mi się do domku, zrobić kupkę. Całe moje życie pod górkę. Wróciłem do domu i od razu padłem na pyszczek. 



Gdy się obudziłem i kolejny raz dostałem jedzonko, z tego samego miejsca wyjmowane, zacząłem się zastanawiać, czy aby ono nie jest schowane w okolicach tego kosza, z którego wyjmują torbę z jedzeniem. Prowadziłem intensywne dochodzenie zapachowe i tak na 5, no może 80%, jestem pewien, że moje jedzonko jest właśnie tu koło mojego kojca, w tym oto białym koszyczku - zamykanym na zamek i oczywiście nie do przegryzienia. 
Oczywiście nie dałem po sobie poznać, że wiem wszystko, że odkryłem tę tajemnicę, i jakby nigdy nic ciągle tam stałem, obwąchiwałem i kładłem główkę - ale ich zmyliłem, nigdy się nie domyślą.

Oczywiście wziąłem się za zabawę. Szalałem z Panem, troszkę mną pokręcił bym mógł zaprezentować swoje podwozie i to, jakim jestem grzecznym i cudownym pieskiem jestem.

Pozaczepiałem też Panią, która chora drzemała na kanapie. Hola, moja Droga, przecież nie możesz spać dłużej niż ja. To nie przystoi i jest w sumie mało prawdopodobne.
Kurcze śpi na tej kanapie jakby była jej, a przecież na razie oddałem Jej w lizing, póki nie dorosnę do wejścia na nią.
Po długiej i wyczerpujące, ale obowiązkowej drzemce, padły słowa: "Jedziemy". Zabrali moje najpotrzebniejsze rzeczy i szybko wylądowaliśmy na dworku. Okazało się, że Pani postanowiła ze mną pospacerować - no nie wytrzymałem z emocji i od razu się posiusiałem.

Spacer był krótki i szybki. W autku się przespałem wcześniej warcząc na Panią za to, że zajęła mój fotel. Dojechaliśmy na miejsce. Na obiad do dziadków. Zanim wgramoliłem się po 100000000 schodach, odbyłem krótki rozgrzewający spacerek.
W mieszkanku okazało, się że jest pełno Człowieków, wśród których ukryły się trzy nieznane mi osoby. Oczywiście wzbudziłem zachwyt, choć był on lekko umiarkowany.  Przepyszne zapachy kręciły mi nosek, a że byłem jedynym podstołowcem na włościach, więc przypadło mi w udziale wiele pyszności. Nie mogłem się zagapić ani zasnąć, bo ewentualne zdobycze by przepadły. Siedzieliśmy tam dość długo i wyglądało jakbym był najważniejszy, bo ciągle o mnie mówiono. Niestety wszystko co dobre szybko się kończy i znowu do autka. Ledwo usnąłem, a już wysiadaliśmy. No złość mi po prostu uszami szła.

Wylądowaliśmy w kafelkowo-dywanowym mieszkanku, w którym już byłem dwa razy (to właśnie tam trafił do mnie mój sztuczny parobek). Tam niestety jedzonka dla mnie nie było, więc przeszkadzałem wszystkim gryząc ich i zaczepiając. Kara musi być za nieprzystosowanie pomierzenia do spełniania podstawowych potrzeb fizjonomicznych Furiatka. Państwo wypili herbatkę i znowu w drogę. Już śpiący pod domkiem gotów byłem dać się wnieść, a tu niespodzianka - znowu spacerek z Panią. Pan natomiast latał wokół autka i do piwnicy. Chciałem mu pomóc, ale mi zabroniono, a ja miałem tak wiele siusków, że całe autko bym nimi zalał, a On wlewał tylko niebieski płyn w jakąś rurę. Gdy skończył szybko dopadliśmy klatkę schodową. Pani zamiast wziąć mnie na rączki, to motywowała do wspinaczki. Długie godziny i doczłapałem na 3 piętro. A w domku siusu, kupa i zabawa, albo można powiedzieć kupa zabawy.  Kupka była tam gdzie zawsze i nie pomogły rozłożone moje poduszki po całym mieszkanku - nie ze mną te numery! Pan się nawet do mnie poprzytulał, gdy pozwoliłem Mu po sobie posprzątać. 
Człowieku, odjedz ode mnie i nie psuj mi reputacji na dzielnicy.

Ech i cały mój smrodek przepadł.

Oczywiście okazało, się że jestem potwornym pieskiem, bo gryzę rączki. Ech i trafiłem do pudła, czego nie zamierzam już nawet komentować.
Okres tego bezczelnego ograniczenia moich swobód pieskowych postanowiłem wykorzystać na zaplanowanie zemsty. Będzie ona okrutna, na pewno bardzo okrutna.

Na szczęście moja wrodzona gibkość, spryt i szkolenie w siłach specjalnych pałaszujących przysmaki, pozwoliło mi się uwolnić już po niespełna 20 minutach. Najpierw próbowałem tradycyjnie.


Ponieważ to nie skutkowało to podszedłem do tematu niekonwencjonalnie, ale genialnie. Skoro jestem wiecznie głodny to postanowiłem sobie wygryźć wolność


Po ucieczce, pogratulowali mi genialnego planu i mogłem się już udać na zasłużony sen, głęboki i długi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz