wtorek, 30 czerwca 2015

Mechanik

Kto w poniedziałek wstaje ten ma pracowity dzień. Od rana wiedziałem, że będziemy musieli coś robić i to bardzo ciężko i zapewne długo. Dodatkowo przy śniadaniu dowiedziałem się, żebym jadł spokojnie bo muszę się najeść - w końcu to mój przedostatni posiłek do jutra. Początkowo za bardzo nie rozumiałem o czym mowa. Jednak z czasem dotarło do mnie, że jeszcze zjem tylko obiadek i potem koniec. Ze strachu aż odebrało mi apetyt.
ale jak to nie będziemy się bawić?
Mimo iż jeść nie chciałem to miałem ochotę na zabawę, ale niestety musieliśmy wyjść. Musieliśmy ruszać aby rozpocząć nowy dzień. Odwieźliśmy Panią i chwilę tam posiedzieliśmy, ale ostatecznie pożegnaliśmy się i ruszyliśmy w dalsza drogę. Całe szczęście, że nie padało i jechało się dość przyjemnie, do czasu aż słońce zaczęło świecić jak szalone. My podjechaliśmy pod remontowane mieszkanko, skąd odebraliśmy Pana z fajką i pojechaliśmy do Bojkowa. W zasadzie to trochę czułem się jak jakiś kurier albo taksówkarz. Ciągle kogoś zabieraliśmy i odstawialiśmy..
Na miejscu dość szybko zabraliśmy się za robotę. Tą robotą okazało się zmęczony życiem Ford Escort, zwany złomikiem lub czerwoną strzałą. Robota szła dość wolno ale skutecznie do przodu.
coś naprawiamy?

Oj do roboty było trochę rzeczy. Przede wszystkim hamulec ręczny, ale go sobie zostawiliśmy na sam koniec. Z przodu było trochę roboty i powolutku autko się rozbierało, od czasu do czasu jakaś śruba nie chciała się odkręcić, coś nie chciało wyskoczyć ze swojego miejsca, ale jednak powolutku z autka usuwały się elementy.
nie naprawmy LaBuni?

to od czego zaczynamy?

Nie mogłem zająć się swoimi sprawami, bo musiałem udać się do garażu i pomagać. Początkowo bardzo niechętnie podchodzili do mojej obecności bo zabierałem im narzędzia, znaczy się układałem je na swój sposób po całym ogródku. W zasadzie jak zwał tak zwał. Dostałem zakaz zbliżania się do garażu, w dodatku zablokowali mnie wiadrami. Położyłem się więc spać. Pan nawet wyciągnął mi kocyk z autka. 
W końcu gdy się trochę wyspałem to postanowiłem powalczyć z wiadrami i mi się udało. Bez problemu dostałem się do garażu i aktywnie uczestniczyłem w naprawie. To doradzałem co i jak zrobić, to chciałem sam odkręcać i schodzić do kanału. Zobaczyć co i jak z autem jest i jak to wygląda. Niestety schody były zbyt strome i w zasadzie na dole było mokro oraz brudno to zrezygnowałem z tego pomysłu sam. Wróciłem do leniuchowania, wróciłem do spania, ale tym razem, za namową Pana wskoczyłem do bagażnika i usnąłem. 
no przecież mówiłem, że tam to 16 a nie 15

no po tych schodach to ja nie zejdę

no weź podaj 17 płaską to odkręcę tą śrubę wahacza.

Gdy sobie drzemałem w bagażniku to na dworze pogoda się diametralnie zmieniła. Zamiast słońca na niebie pojawiły się chmury i to nawet zapowiadało się na dość mocny i rzęsisty deszcz. Po pobudce Pan poczęstował mnie moim śniadankiem. Co prawda z ręki trochę pojadłem, ale jakoś nie specjalnie miałem ochotę aby coś zjeść, po obżarstwie z dnia poprzedniego, ale z ręki Pańcia to nie będę wybrzydzał i trochę pochrupałem.
Gdy wszystkie czynności z przodu autka zostały zakończone, to przyszła pora na obiadek. Pan rozstawił naszego elektrycznego grilla i niemal natychmiast zaczęły się rozchodzić zapaszki smażonej kiełbaski. Od razu ślinka mi ciekła jak szalona. Na takie rarytasy to miałem wielką ochotę. Na całe szczęście gdy kiełbaski były gotowe to dostałem dwie. Pan powiedział, że skoro jeszcze nie było 16 na zegarze to moja dieta się jeszcze nie rozpoczęła.
mój ostatni posiłek

Chwilę później już sprzątaliśmy a zaraz potem byliśmy w autku. Pożegnaliśmy Pana z fajką i poszliśmy odwiedzić Freda. Tam liczyłem na uzupełnienie jedzonka, ale niestety nie udało się. Pan zagrodził mi dostęp do miseczek, przez co byłem bardzo niepocieszony. Powiedział, że skoro ścisła dieta to ścisła dieta.  Cały czas leżałem i wpatrywałem się w miski wytęsknionym wzrokiem. W końcu jednak Pan uratował od tej dręczącej mnie pokusy i pożegnawszy się ruszyliśmy do LaBuni i do domku. Pani już na nas czekała, zresztą kotek tez. Obie nasze Panie wydawały się stęsknione. Po szybkim odświeżeniu szybciutko zasieliśmy do obiado- kolacji, a może nawet kolacji. No dobrze Oni zasiedli, bo ja nie dostałem ani kawałeczka, nic a nic, zero, nul!
takie smakołyki a ja zjeść nie mogę!

Do samej nocy cierpiałem. Nie pomagały spacerki i tłumaczenie, że to zalecenie lekarza. Byłem głodny jak wilk i chciałem coś przekąsić. Tym czasem musiałem zadowolić się wodą, suchą wodą i niczym więcej! :Po prostu głodowałem, dopiero przed snem Pan mi zapowiedział, że zbliża się mój wielki dzień, że zbliża się kastracja, czyli moja pierwsza i miejmy nadzieję ostatnia operacja. Na czym polega kastracja? Chyba nie muszę nikomu mówić. Powiem tylko, że dzięki niej psiaki mają się uspokoić i kierować się głównie rozumem a nie jakimiś tam hormonami czy też instynktem.  Nie miałem pojęci jak taka operacja miała by się odbywać. Nie miałem przez to żadnych lęków i strachów. Całe moje zmagania z dystansem oglądała najedzona Fuksja. Że też ja nie mogę przesiadywać na parapetach. Poza tym to było bardzo niesprawiedliwe, że ja głodowałem a ona jadła jakby nigdy nic!
co ten wariat robi?


W końcu jednak przyszedł czas opamiętania, przyszedł czas spokoju. Poszliśmy zgodnie spać, jak jeden mąż na kocyku i tak zastała nas przeprowadzka do sypialnia. Z tym, że ja byłem głodny, nie wiem, czy wam o tym mówiłem, ale z głodu to umierałem. Miałem nadzieję, że w następnym dniu diety nie będzie, a to co się działo z tym niejedzeniem to tylko sen. Do ugryzienia!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz