wtorek, 23 czerwca 2015

Zguba

Deszcze nie odpuszczają a my jakoś w tym egzystować, spacerować i żyć. Poniedziałek od rana był deszczowy i bez parasola praktycznie nie było sensu wychodzić. Po odwiezieniu Pani szybciutko przeszliśmy malutki spacerek na którym spotkaliśmy wesołego acz bardzo strachliwego pieska. Nie napierałem na niego i dość szybko po małym obwąchiwaniu rozstaliśmy się i każde z nas poszło w swoją stronę, korzystając z ostatnich chwil bez rzęsistego deszczu.
Do domku wparowałem i wówczas zjadłem śniadanko. Tak jakoś mi się wcześniej nie chciało. Ta straszna pogoda wywołuje chyba we wszystkich taką apatię, że aż jeść się nie chce. W każdym razie poszedłem spać. Pan w tym czasie coś tam trochę posprzątał starając się mnie nie budzić. W zasadzie to nic się nie działo wartego uwagi i dopiero kiedy mieliśmy się zbierać aby pojechać  po coś do Pani to się wszyscy zasmuciliśmy. Okazało się, że z moich szelek gdzieś na porannym spacerku zgubiła się zawieszka, którą dostałem od Borowskich po ich wypadzie do Warszawy. Taka ładna zawieszka ze znaczkiem "Polski Walczącej", która idealnie pasowała do mojej blachy  najnormalniej w świecie się zgubiła. Byłem z tego powodu bardzo smutny, zresztą tak jak i Borowski. Pomyślałem sobie tylko, że trzeba będzie wybrać się do Warszawy po nową. Mam nadzieje, że to szybko nastąpi bo raczej odnalezienie starej zawieszki jest niemożliwe. No ale gdy jechaliśmy autkiem to wyglądałem przez okno za swoją zawieszką. Co prawda z powodu zamknięcia ulicy jechaliśmy po trasie porannego spacerku. No niestety nie znalazłem.
U Pani spędziliśmy trochę czasu, na szczęście nie musiałem nic robić i mogłem sobie spokojnie poczekać w autku. Otwarta szyba bagażnika pozwala mi swobodnie na wyglądać i daje daszek a przed wszystkim nie muszę siedzieć na zewnątrz i czuje się bezpieczniej. Gdy wrócił Pan to się ucieszyłem i poszliśmy na malutki spacerek połączony z zakupami chipsów. Wiem, że nie zdrowe ale pyszne i tak sobie je chrupaliśmy spacerując po okolicy. Całe szczęście nie padało - o dziwo, bo bardzo się chmurzyło. Z chipsami wróciłem do autka i jeszcze na chwilę Pan zniknął. Na szczęście się nie nudziłem bo dojadałem resztę zawartości opakowania. Mało tego Pan do środka włożył szpon orła.
Nim wrócił Pan, deszcz znowu zaczął lecieć z nieba. Całe szczęście, że miałem daszek bo bym cały zamókł. Dobrze jest siedzieć w bagażniku, a w zasadzie to chyba lepiej było by siedzieć w domku, ale to chyba sprawa na inną historię. W każdym razie wróciła Pani i Pan a potem szybko byliśmy pod domkiem tylko po to aby zjeść obiadek. W zasadzie to mógłbym już się relaksować do końca dnia, ale jeszcze musiałem iść na jeden spacerek. Tym razem zrobiliśmy kilka zdjęć. Deszcz leciał z nieba a my poszliśmy kolejny raz poszukać mojej zawieszki. Spacerując natknęliśmy się na kotka. Poprzyglądaliśmy się sobie ze znacznej odległości. Pewnie to ten jegomość zabrał moją zawieszkę i dla tego nie mogę jej znaleźć.
ech nigdzie jej nie ma

o koteczek!

no tu też jej nie ma!

Smutny wróciłem do domku a Fuksja, żeby trochę poprawić mi nastrój to zachęcała mnie do zabawy. Co prawda trochę sobie za nią poganiałem, ale to niestety nie pomogło w poprawie mojego nastroju. Mój nastrój w dodatku udzielił się Fuksji i oboje w takich nieciekawych humorach potęgowanych przez deszcz i chłód poszliśmy spać. Do ugryzienia!
smutek

wielki smutek

2 komentarze: