piątek, 12 czerwca 2015

Miasto jest moje

Słońce od rana dawało pełną parą w nasze okno przez co bardzo szybko wstaliśmy. W zasadzie to nawet nie czekaliśmy na budziki. No dobrze Borowski oczywiście w najlepsze poczekał na budzik i to kilka razy. Nie rozumie jak On może tracić tyle czasu z rana? Gdy my byliśmy już na pełnych obrotach to ten dopiero zbierał się leniwie ruszać. My się myjemy ubieramy a on dopiero leniwie robi śniadanie. Jak z nim żyć?
W końcu się zebraliśmy i po załatwieniu tego i owego poszliśmy na spacerek. Z nieba żar się lał więc spacerek przebiegał głównie w lesie i w zacienionych miejscach. Uważaliśmy ja się dało, ale nie zawsze dawało radę. Zrobiliśmy jedno kółeczko po okolicy a słońce czasami to dawało nam ostro popalić, a raczej opalić. Chodząc po lasku zagłębiałem się w największe i najmniejsze krzaczory. Wszystkie zapachy były jakoś takie wyjątkowo intensywne i świeże. Każdy z nich mnie fascynował i pochyliłem się nad każdym kilka dłuższych chwil. Przy okazji moja super rozwijalna smycz się plątała o badyle. W ogóle ostatni czasu bardzo rzadko mogę sobie pobiegać tak całkiem na luzie bez smyczy. Może być to związane z tym, że czasami nie reaguje jak coś się do mnie mówi nie mając jakiejś przekąski dla mnie.
na spacerze

ufa jak gorąco

tu na dole też gorąco

o i się zaplątało!

tutaj się chowam

ukrywam się

Zmordowany jak po maratonie wróciłem do domku i po prostu padłem i zasnąłem nie wiem gdzie i nie wiem na ile. Nic nie było mnie w stanie obudzić, no chyba że pragnienie. Bo co jakiś czas zupełnie poza świadomością byłem w kuchni. Zapytacie pewnie skąd to wiemy? Bo gdy w końcu się obudziłem to miałem cały pyszczek mokry. Drogą dedukcji doszedłem więc do jedynego słusznego wniosku. W domku po małych porządkach udaliśmy się do znowu na spacer. To nie był zwykły spacer, to był spacer na miarę naszych możliwości.
Pojechaliśmy po Panią potem szybko pod centrum handlowe, gdzie zostawiliśmy LaBunie pożegnaliśmy Panią oddając ją w ręce inne miłej Pani i poszliśmy na miasto. Wielki upał lał się z nieba i naprawdę starałem się oszczędzać jak najwięcej energii. Powolutku dreptałem nie śpiesząc się i po cichu liczyłem, że zaraz będziemy wracać, albo chociaż Borowski ma duży zapas wody.
a może już wracajmy?

Niestety Pan nie dawał za wygraną i szliśmy dalej. W ogóle nie zwracał uwagi na moje protesty. Bardzo dobrze, że co jakiś czas były światła i trzeba było się zatrzymać i odsapnąć. Po drodze mijaliśmy wielu miłych i uśmiechniętych przechodniów, co poprawiło mi trochę humor. Spotkane pieski również były bardzo przyjazne. Miałem okazje przywitać się z kilkoma mieszańcami, buldogiem francuskim oraz owczarka niemieckiego. No dużo by wymieniać, ale naprawdę było to bardzo przyjemne doznanie. Co jakiś czas miałem okazję napić się trochę wody z buteleczki. Niestety ona jest malutka i szybko się kończy. Odwiedziliśmy w trakcie spaceru kilka ciekawych miejsc, zwłaszcza park z głowami sławnych Śląskich artystów.
na szczęście czerwone

o a co to za miejsce

o tam jest piesio!

W trakcie spaceru chodziliśmy w każdą stronę po niezliczonych schodach. Stopień za stopniem i zdawały się nigdy nie kończyć. Naprawdę byłem zmęczony, ale Pan jak zwykle miał dla mnie nie lada niespodziankę. Była fontanna. Przyjemna bryza i chłodna woda sprawiły, ze szybko odzyskałem siły i energię. Postanowiłem jednak spędzić trochę czasu na piciu i delektowaniu się najsmaczniejszą na świecie wodą.
ale pyszna woda!!!!

Niestety musieliśmy iść dalej i zostawić pyszną fontannę za nami. Drogę umilała mi zabawa butelką. Pusta butelka to naprawdę genialny wynalazek. Hałasuje można ją niemal do woli gryźć i jak coś bez problemu można ją wymienić na nową, oczywiście jeśli się ją ma. Za butelką biegałem i ganiałem gdy tylko ją Pan rzucał lub miał w ręku. Natomiast gdy swobodnie leżała na ziemi to była dla mnie zupełnie niewidzialna. To pewnie jakieś natręctwo i jakoś z tym żyć muszę. Tak nim się zorientowałem byliśmy w centrum miasta. Pięknych choć bardzo betonowy a co najważniejsze nowo wybudowany. Wszystko ładnie, ale czegoś brakowało, zresztą okoliczne widoki psuła trochę trwająca w dalszym ciągu budowa. No ale była fontanna. Niestety licznie oblegana przez maluszki więc za bardzo się nie zbliżałem. To był nasz cel!
zabawa z butelką - już ci niosę!

a tam co jest?

W końcu zaczęliśmy wracać do autka, ale oczywiście na około. Jeszcze raz odwiedziliśmy fontannę ukrytą miedzy schodami aby uzupełnić płyny. Droga powrotna była jakoś dziwnie przyjemna i dziwnie szybka. Po drodze gdzieś miedzy blokami spotkaliśmy bardzo miła Panią, która była mną zafascynowana. Głaskała mnie i cieszyła się z każdego mojego ruchu. Ja oczywiście od razu się położyłem i słuchałem. Bardzo dobrze, że słuchałem bo Pani obiecała mi, że resztę drogi mój Pan przeniesie mnie na rękach. Trochę z nią spędziliśmy czasu, ale z wielkim smutkiem musiałem się pożegnać i iść dalej. Niestety nie było mi dane być niesionym!
no i kiedy będę na rękach

nad drogą

znowu światła, ale w przeciwną stronę idziemy

Bardzo szybko byliśmy bardzo blisko LaBuni, ale po drugiej strony sklepu. Postanowiliśmy, a raczej Pan postanowił obejść cały sklep. W zasadzie to chciałem już być w autku, ale z drugiej strony to całkiem fajnie się złożyło bo mogłem obejrzeć bardzo ciekawe budowle i maszyny. Zabytkowy szyb górniczy i na każdym kroku elementy sprzętu górniczego. Super fajna sprawa.
już blisko autka

o ale fajne

idziemy dalej?

Na całe szczęście w końcu wróciliśmy do autka. Pani jeszcze nie było i chwilę na nią czekaliśmy. Autko się wietrzyło. Bagażnik i drzwi pootwierane a my siedzieliśmy w pobliżu. Nagle Pan mnie załadował do autka i zamknął je pozostawiając mi tylko otwartą szybę tak usilnie naprawianą przez Pana całkiem niedawno. Puki widziałem szybko oddalającego się Pana to szczekałem na pożegnanie, ale gdy zniknął to umilkłem. Po chwili jednak wrócił z wózkiem pełnym zakupów i na dokładkę poczęstował mnie wielkim kawałkiem loda na patyku. Zakupy tak szybko? Przecież Pana nie było kilka minut maksymalnie a koszyk był pełen - takie zakupy to ja rozumie. Chwilę później pojawił się Pani. Zapakowaliśmy się i do domku. Taki o to był mój męczący dzień.W domku był tylko sen. Długi nie przerwany sen. Do ugryzienia!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz