czwartek, 11 czerwca 2015

Czuję się bezpiecznie

Wstaliśmy prawie skoro świt. Przy czym słowo prawie trzeba traktować raczej z przymrużeniem oka. Bo jak zwlekliśmy się z łóżka to dzień już dawno się zaczął, ale to wina Borowskich. Ja byłem gotowy wstać kilka godzin wcześniej. No ale przecież nie przeskoczę siły wyższej. Potem potoczyło się dość szybko, choć pogoda była jakaś taka niepewna, choć było ciepło.
Spacer był krótki i szybko wróciliśmy do domku aby oddać się spaniu. Nie było mi jednak dane odpoczywać zbyt długo, bo sprzątanie, bo szykowanie obiadku, bo setki innych spraw, które zajmują czas i sprawiają, że dzień gdzieś ucieka i nim się mogę zorientować to już jest południe. Potem to już z górki jak wraca Pani i ledwo mrugnę okiem a tu już noc i czas spać. Dopiero wtulony w kocyk zastanawiam się gdzie ten cały dzień uciekł - co ja robiłem.
No dobrze, gdy mi się przeszkadzano w spaniu, to Fuksja postanowiła pilnować balkonu. W zasadzie to raczej pilnowała okolicznego świata przed niebezpieczeństwami. Tak sobie siedziała na parapecie i wypatrywała zagrożeń. Wyglądała czasami jak najzwyklejszy ochroniarz w sklepie, tylko brakowało jej munduru. Czasami się nudziła, ale ogólnie jej dość długa zmiana na warcie upłynęła jej na prawie pełnej koncentracji. Gdy Fuksja pilnowała świata, to jakoś tak czułem się bezpieczniej a co najważniejsze nic złego się nie stało w zasięgu jej wzroku. Tak więc Fuksja wykonała masę dobrej roboty.
na warcie

ale nudy na warcie

Przed południem jeszcze pojechałem z Panem i Panią do często odwiedzanego przez nas miejsca - ostatnimi czasy. Nie wiem co to za miejsce bo zawsze pilnuje autka. Leżałem sobie spokojnie przy bagażniku. Niestety nagle jakoś tak mi się zaplątało i nie umiałem się wyplątać. Trochę przez to poszczekałem, ale na szczęście Borowscy akurat wrócili. Uratowali mnie, choć nie było to jakieś zagrożenie życia, jednak się ucieszyłem. Szybciutko wróciliśmy do domku i mogłem pójść spać - w końcu. Potem dzień jakoś tak spokojnie się toczył aż do wieczorka. Wówczas poszedłem z Panem na dłuższy spacerek. W sytuacjach zagrożenia pogodowego jakie panowała wówczas nie bierzemy ze sobą aparatu aby ewentualnie nie zmókł i się nie popsuł jak to już raz było - podobno. Spacerek był dość długi, ale przebiegał spokojnie i bez rewelacji. Od po prostu spokojnie się relaksowałem i załatwiałem swoje sprawy. Zrobiliśmy wielkie kółeczko zaczynając od pobliskich łąk przewędrowaliśmy przez lasek i w końcu dotarliśmy do miasta 
tutaj jestem

a teraz tutaj!

W domku do wieczora było spokojnie, zajmowałem się różnymi zabawkami, które sobie przynosiłem. Czasami zabrałem jakieś skarpetki a nawet pluszowe pamiątki i prezenty moich Borowskich. O ile na garderobę byli źli o tyle pluszową kostkę mogłem sobie kraść i gryźć ile wlezie. Starałem się jedynie tego za szybko nie zniszczyć, więc musiałem uważać. Fuksja na to wszystko patrzyła ze swojego leżaczka, czyli z dekodera. Miała trochę nieciekawą minę z powodu naszych hałasów bo nie mogła spokojnie iść spać.
gryzę

W końcu przyszedł czas na sen, niestety nie było to takie proste bo wielka duszność nie pozwoliła mi tak po prostu zasnąć. Przez co się denerwowałem i byłem czujny. Każdy hałas musiałem iść sprawdzić. Dodatkowo w nocy przestraszyłem się schnącego na balkonie chodniczka, który pozwoliłem sobie obszczekać. W zasadzie raz szczęknąłem i problem rozwiązał Pan. Przyszedł wyjaśnił mi co i jak, mogłem obwąchać to zagrożenie. Okna się pozamykały a więc było ciszej. Mogłem iść spać. Kot tymczasem zamiast czuwać to chrapał na swoim fioletowym drapaku. Do ugryzienia!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz