środa, 30 września 2015

Operacja na otwartym sercu

Poniedziałek rano był dla nas wielkim wyczekiwaniem na nasz transport. Poranne obowiązki rozciągnęły się w czasie przez brak czterech kółek, przez brak LaBuni. Ta na szczęście stała bezpiecznie i czekała na naszą pomoc, na nasza naprawę. No więc po szybkim spacerku wróciliśmy do domku aby niecierpliwie czekać na transport który nas zawiezie do LaBuni.
W domku Fuksja chciała nas pocieszyć mimo tego, że sama była smutna. Dzielna ta nasza mała kobietka. To tuliła się do mnie to do Pańcia. U mnie co najwyżej się przytulała, ale z Pańciem to szalała. Tak się tuliła, tak się mościła,ze aż w końcu zaczęła cyckać palec. To jej sposób na uspokojenie się a gruchając uspokaja wszystkich dookoła.

wtula się radoścnie

cycka

cyckająca Fuksja

drzemka

Ja tymczasem w czasie drzemki wyciągałem kopytka. W zasadzie to chyba był taki znak nadziei, że wszystko się uda i będzie dobrze. Na szczęście wszystkie nasze rozterki przerwało przybycie odsieczy. Przyjechał miły Pań z Fajką w swojej czerwonej strzale. Szybko się zebraliśmy i pojechaliśmy. Kotka na do widzenia życzyła nam szczęścia. Ruszyliśmy na ratunek. 
łapki do góry!

W czerwonej strzale tylna kanapa była troszkę mniej wygodna niż moja, ale mogłem po niej swobodnie chodzić i co najlepsze nie byłem przypięty. W końcu po małym zamieszaniu w końcu dotarliśmy z Pańciem do Bojkowa, do naszej LaBuni, która stała tam taka troszkę smutna i załamana. Od razu zabraliśmy się za robotę. Wsiadłem to naszej szkrady i jakoś wjechaliśmy do garażu. Autko stanęło nad kanałem i powolutku odkręcały się z niego części. A to jakaś śrubka, kółeczko. To coś wyniosłem z garażu to znowu przyniosłem. W między czasie przewinęło się kilka osób przez nasz plac remontowy. My czekaliśmy na opiekuna Franka, który zna LaBunie jak nikt inny. 
jaki klucz przynieść?

dobra ja tu popilnuje

Mogłem sobie polatać po całym placyku i z tego korzystałem tylko od czasu do czasu zaglądając jak posuwają się pracę. Z wolna szły do przodu, ale nie było to jakieś super szybkie. W końcu mi się znudziło bieganie i wskoczyłem do bagażnika, gdzie najnormalniej w świecie sobie zasnąłem. W zasadzie to wszędzie dobrze, ale jeśli jestem poza domkiem to w LaBuni najlepiej. 
W końcu gdy już lekko ciemniało to pojawił się wyczekiwany opiekun Franka. Przywitałem się z nimi bardzo mocno. Robota ruszyła do przodu, ale było bardzo dużo do zrobienia. Mój Pańcio to tak trochę umie, ale raczej niewiele i gdyby nie pomoc to byli byśmy w ciemnej otchłani. Gdy było już bardzo późno to popsuta część została wyciągnięta i zastąpiona nową. Przyszedł czas na składanie. Niestety ze względu na późną porę nie dało się tego zrobić do końca. Po kolei człowieki się kąpali. W końcu jako ostatni zamknęliśmy wszystko na cztery spusty i czerwoną strzałą wróciliśmy do domku. Zmęczeni i wyczerpani dotarliśmy do domku, gdzie od razu padliśmy spać.
Wtorek rano wszystko szybko załatwiliśmy i po porządkach domowych ruszyliśmy do Bojkowa. Tam po wyładowaniu się z czerwonej strzały zabraliśmy się za jej sprzątanie. W między czasie nad naszymi głowami samoloty się holowały. Ech widać nie tylko LaBunia się psuje. Odkurzaliśmy i praliśmy Forda, bo wiedzieliśmy, że już będziemy wracać LaBunią. Ja nie tylko pomagałem sprzątać, ale również się bawiłem, zwłaszcza butelką. Gdy tymczasowe autko było w miarę czyste, to zabraliśmy się za LaBunie. 
nad moim niebem

co tam masz?

buteleczka!!!

o tak!

 Znowu zdejmowaliśmy wcześniej założone kółka. Bo ostatniej nocy trzeba było wepchnąć bardziej LaBunie aby zamknąć garaż. Teraz ją wypychaliśmy i dalej do roboty. Powoli się wszystko skręcało a ja siedziałem przy bramie i wypatrywałem pomocy.
idę wypatrywać

W końcu gdy pojawił się opiekun Franka to ja poszedłem sobie na chwilkę na malutki spacerek. Dobrze, że nam się to stało i wydarzyło, bo mieliśmy okazję odpocząć od warsztatowych rozterek i mogłem zobaczyć krówki z całkiem bliska. Niestety nie mogłem się z nimi pobawić, bo byłem na smyczy, a poza tym krowy były jakieś takie nie skore do zabawy. Tylko stały i żuły tą trawkę.

hej krówki

Po powrocie do garażu znowu zabraliśmy się za autko. Powolutku wszystko się składało a ja postanowiłem skorzystać z okazji i zasiąść na mojej tylnej kanapie i sobie pospać. Obudziłem się gdy autko wyjeżdżało z garażu o własnych siłach i co najciekawsze zatrzymało się i silniczek pracował. Wiedziałem, że byliśmy już w domku. LaBunia była już sprawna. 
naprawiona!

Wszystko zamknęliśmy i po małych zawirowaniach z oddaniem czerwonej strzały wróciliśmy do domku. Trochę wcześniej niż w poniedziałek. Szczęśliwie spędziłem trochę czasu na śnie zabawach i relaksowaniu się. Zmęczony ale szczęśliwy i dumny z siebie mogłem iść spać. Do ugryzienia!
ale jestem dumny

idziemy spać!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz