poniedziałek, 28 września 2015

Co za tydzień

Poniedziałek przywitał nas doskonałą i piękną pogodą. Co prawda za ciepło nie było, ale po wszystkich ważnych obowiązkach porannych ruszyliśmy z Pańciem na spacerek po łączkach i po naszym osiedlu. Spacerek był wielką przyjemnością, a wypełniały go zapaszki. Tak doskonale zaczynany tydzień. Czułem, że tak powinien zaczynać się pozytywny tydzień.
rześko
Sprawdzenie wszystkich miejsc. Obwąchanie ich i sprawdzenie, czy się nic tam nie zmieniło było rzeczą niemal niemożliwą do zrobienia, ale starałem się jak mogę. Wchodziłem w każdy kąt, pod każdy krzaczek a każda kępka trawy była moja. W trakcie tego spacerku miałem nawet okazje pobiegać sobie całkiem bez smyczy. Dawno się to nie zdarzało, biegałem jak szalony, ale nie oddalałem się za bardzo aby nie przesadzać. Byłem mega grzecznym pieskiem słuchającym Pańcia. 

obwąchuję wszystko

wącham i biegam

wolny jak ptak

W końcu jednak musiałem wrócić na smycz, bo pojawiło się pełno człowieków małych i dużych. Ja w takich sytuacjach lubię dać się głaskać i zapominam o bożym świece a zwłaszcza o nawoływaniach Pańcia. Już na smyczy powolutku wracaliśmy do domku. Powolutku bo w zasadzie nie było się po co śpieszyć. Nie było sensu tracić tak fajnego poranka. Korzystałem z uroków spacerowania, ale wrócić trzeba było do Fuksji, która pewnie już za nami a przede wszystkim za mną tęskniła.

znowu na smyczy

wracamy

W drodze powrotnej nie byłe już taki grzeczny. Nie tylko ciągnąłem za smycz i gryzłem ją, ale również szarpałem i co najgorsze nie słuchałem Pańcia. Na szczęście to wszystko się skończyło, gdy znalazłem Patyczek. Borowski się ze mną bawił w zabieraniu mi go. Na szczęście nie dałem się. Cała ta zabawa z patykiem rozładowała napiętą atmosferę. I jakoś szczęśliwie dotarliśmy do domku.

gryzę smycz

nie słucham nikogo

nie dam i już


nie dam!

W domku czekały nas wielkie zmiany, ale takie gigantyczne. Najpierw jednak przyszedł czas na sen. Pańcio w tym czasie coś tam sobie robił a my z Fuksją spaliśmy. Nie chciałem się z nią cisnąć na moim malutkim legowisku, więc oddałem jej swój kocyk. Wypchnąłem go na zewnątrz i Fuksja mogła się na nim umościć jak królowa.
zasypiamy

W końcu się zaczęło. Zaczęliśmy sprzątać sprzątać. Podłogi były pucowane jak nigdy wcześniej za mojej pamięci. Robota aż paliła się nam w rękach i stało się to czego się nie byłem w stanie przewidzieć. Moja wielka kanapa wylądowała w sypialni. Aby się zmieściła trzeba było przesunąć szafę. W salonie natomiast wylądował mój mały mały pontonik. Na którym do tej pory spałem. Zawsze jest coś za coś. Ta zmiana chyba była na lepsze, bo mój pontonik wylądował pod stolikiem, koło fotelików Borowskich. Niby mniej ale jednak bliżej.


będziesz sprzątał?

nowe miejsce - muszę się przyzwyczaić!

Ech i tak jakoś dzionek zleciał. Nim się zorientowałem a byłem na spacerku po Panią. Bardzo się cieszyłem, że była już z nami i do końca dnia jej to bardzo okazywałem. Kto to widział, żeby tak szybko dzień przelatywał przez pazurki. Choć z drugiej strony może to i dobrze, że poniedziałek, ten straszny dzień się tak szybko kończył. 
Późną nocą szybko udaliśmy się do sypialni i oczywiście cudownie spało mi si na mojej kanapie
pańcia kocham cię!

Noc cudownie minęła, tak cudownie, że aż nie chciało mi się wstawać i zaczynać nowego dnia. Po co skoro  na kanapie jest tak wygodnie i tak miło i tak przyjemnie. Rozpoczynanie dnia wydawało mi się zbędne i niepotrzebne. Lepiej ten czas było by spędzić w łóżeczku i przeczekać. Niestety tak przyjemnie nie mogło być i ruszyliśmy w drogę, ruszyliśmy stawić czoła przeciwnościom losu
po co wstajemy?

Ruszyliśmy w drogę i szybko załatwiliśmy ważne poranne sprawy. Trochę poczekałem w autku na Pańcia, ale w końcu się doczekałem i po krótkiej chwili byliśmy już na spacerku. Niezbyt długim, ale za to na bardzo intensywnych spacerku. Ciepłe słoneczko sprawiło, że było przyjemnie, ale znacznie lepiej było by mi w domku w spaniu, więc szybkim krokiem wróciliśmy do domku. Wróciliśmy do spania 
na spacerze fajnie jest, ale w domku będzie lepiej

Przespałem sporą część dnia. Na prawdę wiele godzin spędziłem na wyciąganiu się przewracaniu z boku na bok i ziewaniu. Nawet się nie zorientowałem kiedy przyszedł czas na obiad, kiedy wróciła Pańcia. Naprawdę ledwo się wybudziłem a już byłem na kolejnym spacerku. Długim spacerku, który przeciągnął się w zasadzie to prawie wieczora, do prawie nocy.
W każdym razie podreptaliśmy miastem minęliśmy straż pożarną i wpadliśmy na ścieżkę nad jeziorkiem. No po prostu super spacerek pełen zapachów. To jednak nie koniec spacerku, bo poszliśmy dalej, przez park z bunkrem w którym zrobiliśmy sobie przerwę na wodę. Znaczy ja piłem pyszności, a Borowski patrzył o suchym pysku. On przecież nie musi pić.
ojej a c tam tak ładnie pachnie

idziemy

o to ten park!

może przerwa

o tak woda!!!!

Z siłami witalnymi jakie dostarczyła nam woda poszliśmy dalej. Trafiliśmy na stadion. Tam ku naszej uciesze trenowali żużlowcy. Głośny i docierający do samych trzewi bardzo charakterystyczny dźwięk. Zapach benzyny i pył. A to tylko dwie osoby trenowały. Jestem ciekaw jak tu wygląda gdy odbywa się prawdziwy mecz, gdy maszyn jest o wiele wiele więcej. W każdym razie dłuższą chwilę pooglądaliśmy trening. Na prawdę nie znam się na tym, ale dość fajnie jeździli przy tym niezbyt szybko. Chyba ćwiczyli technikę jazdy. Siedziało się bardzo przyjemnie, bo słoneczko przyświecało nam i to dość mocno.

głaskaj mnie

hej ale fajnie jeżdżą

imponuje mi ten sport

Czas jednak było się powolutku zbierać do domku. Całą powrotną drogę zastanawiałem się czy jest gdzieś jakiś motocykl na którym mógłbym jeździć. Zresztą co tam motocykl ciekawe czy jest kask na moją głowę, który zabezpieczył by również moje uszka. Postanowiłem po powrocie do domku dokładnie się temu przyjrzeć w internetach. Oczywiście w domku nic z tego nie wyszło, bo od razu po powrocie do domku usnąłem u siebie koło Borowskich. Śniło nam się "żużlowanie".
co, która godzina?

Środa to był dzień. Od rana na nogach. Szybkie załatwienie ważnych spraw, małe zakupy i potem wielogodzinne spacery po parku Skałka i okolicach. Słońca nie było, ale jakoś tak nam się zeszło. Krążyliśmy nad jeziorkiem, po stadionie. W zasadzie nie wiem czego szukaliśmy i na co liczyliśmy, od tak nam się chodziło. Na torze żużlowym jeździł traktor i równał wstęgę ziemi powodując wypełniając całą okolice traktorowym hałasem. Przy okazji nastraszyłem dwa wielkie bernardyny pilnujące czegoś za siatką. Oj wystraszyły się bardzo bo podniosły taki raban, że chyba całe miasto je słyszało, a na pewno zagłuszyły traktor.
jak to zaraz wychodzimy?

zapaszki 

no macie szczęście, że jest brama, bo bym z wami się pobawił

kwiatki

to co wracamy?

Gdy wróciliśmy do domku to nie zwalnialiśmy tempa tylko znowu ciężko pracowaliśmy. Musieliśmy posprzątać. Borowscy mówią, że w domku ze mną to trzeba sprzątać co najmniej trzy razy dziennie z czego raz bardzo porządnie. Zresztą odkurzanie to u nas zawsze wielkie wydarzenie i wielkie zabawa, no chyba, że akurat jestem bardzo śpiący. Ale środa to był czas na dobrą zabawę.

odkurzanie, czy zabawa? Oto jest zabawa!

Po skończonej pracy była chwila na odpoczynek, ale to nie koniec. Oj nie, bo ledwo położyłem głowę na podusi, ledwo nakryłem się uszami to już wstawaliśmy. Szybko pożegnaliśmy się z Fuksją i ruszyliśmy po Panią. LaBunia bez cienia wysiłku zabrała nas do Parku Chorzowskiego. Cała nasza trójka pojechała skorzystać z ostatnich chwil słońca i na gofry. Idąc przez park dotarliśmy pod mury ogrodu zoologicznego, gdzie spotkaliśmy wesołą "beagielke" o imieniu Majka. Przywitaliśmy się i cały spacerek dreptałem za nią. Wyprzedziła nas o kilkadziesiąt kroków. W końcu straciliśmy ja z oczu bo ja zatrzymałem się i zainteresowałem zwierzakami w zagrodzie. Potem już tylko kilka kroków i zjadłem resztę gofra i trochę lodów. No ale to nie był koniec, szliśmy dalej aby siąść i odpocząć nad kanałem siedząc na ławce. Dłuższą chwilę posiedzieliśmy. Ja z tęsknotą wyglądałem za sposobem wejścia do wody. Trochę czasu spędziliśmy na mizianiu mnie. Było tak przyjemnie, że w zasadzie to mogłem sobie tam zostać na zawsze, ale trzeba było wracać do domku. Wracać do Fuksji i do miseczki, że o łóżeczkach nie wspomnę.


cześć piękna

ale fajne zwierzak

coś tu ciekawego się działo

gofry lody ja wszystkie was przysmaki, mógłbym jeść!

woda, cudowna woda

o tak tu mnie miziaj!

no weź nie przestawaj

Wracając do autka szliśmy oczywiście na około. Aby przejść na drugą stronę kanału musieliśmy nadrobić niezły kawałek drogi. Oczywiście korzystałem z możliwości aby pochodzić po murku. Po drodze spotkaliśmy właścicielkę Majki, która szukała swojej zguby. Psinka jej gdzieś pobiegła, ale widać było, że dość często się dzieje. Od razu Was uspokoję. Psiak się znalazł, bo pod samym autkiem się znowu spotkaliśmy. 

wracamy

Po miłym spacerku w domku dość szybko się znaleźliśmy. Zasnąłem tak szybko, że niemal przespałem kolację Borowskich. Obudziłem się praktycznie, gdy człowieki kończyli. Byłem zdziwiony, że Fuksja nie chciała się poczęstować i spróbować. Gdybym ja miał taką okazję, to bym na milion procent zjadł bez mrugnięcia okiem. Nim człowieki zorientowali by się, co się dzieje ja już bym oblizywał się ze smakiem. Ech dziwna ta nasza kotka. Bardzo dziwna.  
ona tego nie chce:(

w ciasnym, ale własnym legowisku

Wyspałem się bardzo, ale tak naprawdę bardzo. Zresztą czwartek był dniem bardzo, ale to bardzo spokojnym. Po załatwieniu porannych ważnych rzeczy i przejechaniu się autkiem po okolicy spod domku szybko wyszliśmy na spacerek. Zrobiliśmy rundkę po okolicznych łąkach i do domku. Zasnąłem w swoim pontoniku pod stołem. Spało mi się wyśmienicie do czasu aż Pańcio nie zaczął obierać ziemniaczków. To fascynujące zajęcie nie mogło się obyć bez naszej asysty, wsparcia. W zasadzie to nie wiem jak to nazwać. My po prostu chcieliśmy mu pomóc.
długo jeszcze kiedy pojedziemy do domku?

w krzaczkach

idziemy

Co ta się kroi?

czy w tym koszu będzie coś smacznego?

Ziemniaczki wylądowały w garnku. ugotowały się a ja pospałem. Zainteresowałem się nimi dopiero jak Pan je wyciskał. Dowiedziałem się, że jak przyjdzie Pani to będziemy robić jakieś tam kopytka czy też paluszki. Nie wiem co to i jak to wygląda, ale już wtedy miałem na to wielka ochotę. Brzmiało to smakowicie. Oczywiście Pani nie wróciła sama musieliśmy po nią pójść. Wcale się z tym źle nie czuję. Bardzo lubię te swoje obowiązki. Podreptaliśmy po Panią i gdy tylko ją zobaczyłem to pędziłem jak szalony na złamane karku. Pańcio aż pobiegł za mną. Ogólnie super.
idziemy na spacerek?

Po powrocie siedzieliśmy w kuchni i nasz dzielny filetowy robocik ciężko pracował mieszając ciasto. Człowieki tylko gotowali i do tego smażyli cebulkę. No po prostu ślinka aż sama ciekła. Oczywiście dostałem jedno do spróbowania. Fuksja nie czekała na dostanie, ona sobie zabrała jednego z talerza. Od tak po prostu zabrała i uciekła gdzie pieprz rośnie. Reszta dnia należała do spokojnych i takich normalnych. Spacer, jedzenie, spacer i spanie. To wszystko przygotowywało nas na czarny piątek.
No i nastał piątek, czarny piątek, czarny zły piątek. Piątek który będziemy pamiętać do końca życia. Rano nic nie zapowiadało tego co się stanie. Pojechaliśmy jak zwykle z rana załatwić ważne rzeczy a potem oczywiście spacerek. Nie był to malutki spacerek. Był to długi spacerek po naszej okolicy. Spotkaliśmy po drodze koteczka, który jednak nie chciał się z nami bawić, a trzymał się na dystans, daleki dystans. W zasadzie to ledwo go widziałem. Bardzo przyjemnie się chodziło bo po drodze do domku znalazłem patyczek. Super fajny patyczek, który zabrałem ze sobą do domku. Pańcio się nie denerwował, że go zabrałem ze sobą. Ogólnie było bardzo fajnie bo mogłem go gryźć na swoim pontoniku. Nie mało przy tym brudząc. Skończyło się to na sprzątaniu.

ja nie sikam, ja zaznaczam

a tam w oddali kotek

mam patyczek

W domku sprzątanie ograniczyło się do konkretnego odkurzania. Przy okazji zajrzeliśmy na balkon. To trochę tak jakby ulubione miejsce Fuksji. Ona uwielbia siedzieć sobie na parapecie i korzystała z tego gdy my odkurzaliśmy.

Fuksja na swoim tronie

nabrudziło się, posprzątasz?

no weź poodkurzaj!

odkurzanie

Jak tylko wszystko skończyliśmy to musieliśmy pojechać LaBunią do Gliwic po Wiktorią, która miała spędzić cały weekend u nas.  Wykorzystaliśmy ten czas aby odwiedzić wyremontowane mieszkanko. Chwilkę tam posiedzieliśmy troszkę sobie zjadłem. Ogólnie było fajnie, ale w końcu wzywały nas obowiązki. Podjechaliśmy po Wikę. Był to kawałek drogi, ale mieliśmy zabrać od niej coś więcej. Tak więc weszliśmy na górę i przy okazji wyczyściłem miski Freda.

a siknę sobie

grzeczny piesek

Razem z Wiką pojechaliśmy po Panią. Trzeba było pojechać na zakupy, po produkty na pierogi. Tak znowu mieliśmy lepić pierogi ale tym razem z kapustą i mięsem. No w końcu pojawiła się Pani i w końcu mogliśmy pojechać do sklepu.

no gdzie ta Pani?

Do sklepu jednak nie dojechaliśmy. LaBunia się chyba na nas obraziła i postanowiła zabronić zmieniać biegi. No i dojechaliśmy na parking, Ledwo ledwo. Po wielu telefonach doszliśmy do wniosku, że autko zostawimy tutaj a odbierze nas rodzinka. LaBunie ciepło pożegnaliśmy i wróciliśmy do domku. Szybkie zakupy zrobiliśmy w pobliskim sklepie i smutni poszliśmy spać. LaBunia tam gdzie daleko stała w ciemnym miejscu, sama, samiusienka. Miałem nadzieje, że nic jej się nie stanie. Pozwoliłem sobie zasnąć na Fotelu Pańcia i o dziwo nie miał on żadnych obiekcji co do tego. Cieszyłem się bo spało mi się bardzo wygodnie.

biedna LaBunia

ale wygodnie

W sobotę  od razu chciałem iść do LaBuni. Zobaczyć co się z nią dzieje, czy wszystko z nią w porządku i w końcu zabrać ją w bezpieczne miejsce. Po wielu spacerach, śniadaniu i mizianiu w końcu po kolejnych telefonach po autko mieli przyjechać o 18. Dzieliło nas od niej dobre kilka kilometrów więc po obiadku od razu się do niej wybraliśmy.
miziaj mnie i zabawiaj abym smutny nie był

Długa i daleka droga zleciała dość szybko. Nie miałem czasu praktycznie na nic. Tak szybko szliśmy, że ledwo mi nóżki nadążały. Szliśmy miastem, tuż obok wielkich i ruchliwych ulic. Gdy byliśmy blisko celu to zwolniliśmy, bo wiedzieliśmy, że zdążymy.
w tunelu

przy ulicy

To co zastaliśmy na miejscu było dla nas wielkim szoku. Naszemu autku, naszej LaBuni brakowało przednich bucików. Przecieraliśmy oczy ze zdziwienia. Odebrało nam mowę. Szybko zadzwoniliśmy po policję i rodzinki aby przywiozła nam oponki. Z Pańciem szybko ogarnąłem autko, aby zobaczyć czy cała reszta jest w porządku. Na pierwszy rzut oka było ok. 
pilnuje LaBuni jak oka w głowie

W tym momencie wiedziałem, że już nigdy nie zostawimy LaBuni samej. W tym momencie pojawili się Policjanci, którzy szybko obejrzeli autko i skomentowali wszystko oraz powiedzieli, ze nie da się nic teraz zrobić. Pojechali zostawiając instrukcje co zrobić. To będzie długi dzień. W końcu przyjechały przednie koła. Przywitał się ze mną a ja dyrygowałem jak zakładać te koła. Ledwo pożegnaliśmy przystojniak od szalonej blondynki, który przywiózł nam koła, a przyjechał laweta. Wielki żółty samochodzik. Ja siedziałem na swojej kanapie a autko za pomocą liny było wciągane na plecy ciężarówki. W końcu ruszyliśmy w drogę do Bojkowa, gdzie LaBunia w końcu mogła odpocząć, w końcu była bezpieczna. Nie chciałem jej opuszczać, nie chciałem jej zostawiać. Była taka smutna. Czułem, że jest jej źle i bardzo jej przykro, że nas zawiodła.
W końcu przykryliśmy ja kocykiem poklepaliśmy po plecach i powiedzieliśmy, że nic się nie stało - tak bywa i wszystko się ułoży i dobrze skończy. My z Panem z Fajką, który po nas przyjechał czerwoną strzałą wróciliśmy do domku. Całą drogę przespałem jak suseł. Marzyłem aby ten dzień się skończył, albo jeszcze lepiej, żeby ten dzień okazał się złym snem. W domku nie miałem siły na nic, nawet jedzenie pysznych pierogów, które dziewczyny same kleiły nie wzbudziło we mnie emocji - chciałem spać. Niech już przyjdzie niedziela.
Cały tydzień zaczął się tak wspaniale, a kończył się tak źle. Rano budziliśmy się ze słoneczkiem  na oczkach. Po otwarciu oczu od razu powiedziałem sobie: WSZYSTKO BĘDZIE DOBRZE i długo przekonywałem Borowskich do wstania. Gdy nie chcieli przeniosłem się do Wiktorii w salonie, której całą noc towarzyszyła Fuksja. Tam też cisza, ale na szczęście w końcu Pańcio zabrał mnie na spacerek. Szybki spacerek, bo nie mieliśmy ani ochoty ani siły chodzić.
spacer w słońcu a jak się ma LaBunia?

Po powrocie chciałem tylko spać. Pomagałem jednak w przygotowaniach do śniadania. O dziwo wraz z Wiktorią Borowscy jedzą na dużym stole. Ciekawe czy ta tradycja im zostanie już na zawsze. Oby nie bo ciężej będzie mi z tego coś zabrać dla siebie. W każdym razie potem poszedłem spać, a ponieważ Pańcio robił coś ze swoim fotelem i zdjął z niego poduszkę to postanowiłem z tego skorzystać. Ta podusia z tego foteliku jest super ekstra wygodna. Miałem nadzieje, że Pańcio szybko nie skończy robić, tego co robi, bo poduszka jest super, nawet Fuksja mi jej zazdrościła.

ale super 

Niestety skończył i zabrał podsuszkę, ale w zamian się ze mną pobawił. Zabawa była tak fajna, że niestety trochę mi się popuściło i karnie musiałem wylądować na swoim pontoniku. Ech to przecież nie była moja wina, tylko Pana, który tak fajnie się ze mną bawił.
Po objedzie poszedłem z Pańciem na spacerek. Znowu szybko i znowu krótko, ale udało mi się wszystko zrobić. Zresztą specjalnie się spieszyłem, bo chciałem wracać. Ten smutny dla nas czas chcieliśmy po prostu spędzić razem - wszyscy.
wracajmy już do domku

wracamy już

eee jestem smutny wracajmy

Pod wejściem do klatki schodowej poczułem wspaniały zapaszek. Znajomy, ale nie wierzyłem, że to on. Pędziłem co sił do góry i się okazało, że nos mnie nie mylił. To był Fred ze swoimi człowiekami. Ze wszystkimi się przywitałem i najbardziej towarzyszyłem opiekunce Freda, bo Ona zawsze ma coś pysznego do jedzenia. Fuksja tym czasem próbowała bawić się z Fredem. Ten jednak był w bardzo niezabawowym humorze. Tylko na nią warczał, ale ona się nie poddawała.
no miziaj mnie!

no weź się pobaw!

W końcu pożegnaliśmy gości, którzy zabrali ze sobą Wikę. Szkoda, wielka szkoda, ale mam nadzieje, że wkrótce nas odwiedzi, bo fajnie z nią było. Do wieczorka sobie pospałem, a potem spacerek. Poszliśmy rozprostować kości, poszliśmy abym mógł zrobić, to co muszę zrobić. Jednak przede wszystkim poszliśmy aby podziwiać księżyc. Tej nocy ma być jego zaćmienie a w dodatku ma być super wielki. Pewnie do tego czasu będę już spał, więc postanowiłem obejrzeć sobie ten księżyc przynajmniej wielki.
wącham a w tle księżyc

 
pozuje

Po powrocie w końcu położyłem się spać. W końcu poszedłem spać na swoim legowisku. Mam w nosie oglądanie tego księżyca a zaćmienie pewnie prześpię. Wiem jedno - cieszę się, że tydzień się kończy a ja potrzebuje siły, bo jutro ruszamy z naprawą LaBuni. Oby poszło szybko, choć pewnie zjedzie się cały dzień, albo i dwa. Do ugryzienia!

PS. Człowiekom którzy podprowadzili koła naszej LaBuni, życzę aby was tyłki swędziały do końca waszego życia, a wszystkie psy, które spotkacie na swojej drodze sikały wam na buty!

1 komentarz:

  1. Caramba Furiat, has escrito un libro.....tan interesante, voy a tener que releerlo, tienes razon una gran semana, llena de diversion y paseos nuevos y siempre hermosas fotos, y super videos de tus travesuras, pero , pobre Labunie, es como aqui, no se puede quedar sola, tienes razon en lo que escribiste para los ladrones..... Gracias por acordarte de nosotros tus fanaticos. Los queremos mucho y deseamos lo mejor para Ustedes, Muchos besos y abrazos para todos... tambien para Fred y familia. Luciana y los perros.

    OdpowiedzUsuń