sobota, 19 września 2015

Rude Katowice na desce

Czwartkowe przedpołudnie było cudowne i to nie tylko ze względu na świecące słoneczko, które dawało z siebie wszystko aby nas ogrzać. Najważniejsze było to gdzie byliśmy i co robiliśmy. Po porannych ważnych obowiązkach ruszyliśmy LaBunią w drogę. Co prawda nie daleką, ale jednak bardzo przyjemna. Zaparkowaliśmy niemal pod samym kościółkiem i zrobiliśmy wokół kilka kółeczek. Jedne były większe inne mniejsze.
ale pieski szczekają
Spacerek był przyjemny, na prawdę. Powąchałem wiele nowych miejsc. To zaskakujące, że tak blisko nas jest takie fajne miejsce. Bloki z wielkiej płyty mieszają się ze starymi kamienicami a nad wszystkim góruje kościół. Autkiem jechaliśmy tam może ze dwie minuty. Pochodziliśmy sobie i nim wróciliśmy do domku jeszcze pojechaliśmy do sklepu. 

wracamy?

Przy sklepie są łąki, a po łąkach przecież można pospacerować. Tak więc zostawiliśmy autko z zakupami i ruszyliśmy na spacerek. Po przejściu kilku kroków wyszliśmy na łąkę na końcu której majaczyło wzgórze, malutkie wzgórze na szczycie którego, kiedyś w zamierzchłych czasach górował drewniany gródek. Jak tam doszliśmy to na wstępie przeczytaliśmy tablicę informacyjną. Potem to już wypełnieni nowymi wiadomościami wkroczyliśmy na teren zabytku. 

no gdzie te łąki

Okazało się, że fosa jest już sucha i bardzo dawno wody nie widziała. Tak coś mi się wydaje, że to nie wina ostatniej suszy. Wdrapaliśmy się i obwąchałem wszystko. Jakoś było to tak zadbane, ale zupełnie nie wiem skąd ci człowieki dowiedzieli się, że tu kiedyś stał jaki gródek. I chyba sądząc po nachyleniu zbocza w w tym ogródku to chyba uprawiali winogrona. Po obwąchaniu wszystkiego wróciliśmy do autka. Oczywiście inną drogą niż przyszliśmy. Nic a nic nie zabrałem z gródka i nic tam nie zostawiłem od siebie. W końcu pełna kultura i potrafię obcować ze sztuką i zabytkami oraz dziedzictwem narodowym.
jejku jak wysoko

ale pachnie

Droga powrotna do autka była dość szybka i dość miła. W oddali widzieliśmy jakieś pieski, ale w ogóle nie ciągnęło mnie do nich bo zajęty byłem wąchania.
no no niezły krzaczor

kiedy będzie w autku?

W domku w końcu mogłem sobie pospać. Fuksja pomimo początkowych prób zaangażowania mnie w swoją zabawę dała za wygraną i położyła się spać przy mnie na balkonie, który po sprzątaniu został otwarty na czas prasowania. Oj jak ja się bardzo napracowałem przy tym prasowaniu. Jak ja się przy tym namęczyłem. Fuksja też zresztą, ale ona odrobinę czasu spędziła na bardziej dokładnym i pracowitym pomaganiu.
ale ta praca to wre

o jacie ale fajne tam stoi

Fuksja wskoczyła na deskę do prasowania i nie tylko, że pomogła w prasowaniu przez ugniatanie łapkami, ale ostatecznie skończyła na oglądaniu kotków w telewizorni.

ale wielkie kotki tam są!

Reszta dnia była w zasadzie mało ciekawa i dość mocno spacerowa. Cały dzień doskonale czułem w łapkach jak kładem się spać do swojej kanapy. Noc przespałem jak malutki szczeniaczek i się wyspałem. Kolejnego dnia znowu czekał mnie ciężki dzionek. 
Od rana ruszyliśmy na spacerek. O dziwo dzionek się troszkę poprzestawiał i ran spacerowaliśmy a nie robiliśmy jakiś ważnych porannych rzeczy. Tylko od razu poszliśmy na spacerek. tak sobie dreptaliśmy i chodziliśmy po dróżkach w naszych okolicach. Oj sobie poszalałem i pobiegałem jak wariat. Zmęczyłem się na tym spacerku i to bardzo. Całe szczęście, że chwilę później byłem w autku i jechaliśmy w drogę.
szaaaaaleństwo!!!

Okazało się, że pojechaliśmy w odwiedziny do remontowanego mieszkanka, które już dawno zostało wyremontowane. Tam sobie troszkę posiedziałem i odpoczywałem. Leżałem sobie na kafelkach i od czasu do czasu sobie coś zjadłem. Jakąś paróweczkę, jakąś szyneczkę. Zdążyłem tam porządnie wypocząć i się trochę wyspać. Nawet nie wiedziałem kiedy a już wychodziliśmy na spacerek, który okazał się być drogą do Freda. Tam oczywiście przywitałem się z nim a przede wszystkim z jego miską. Troszkę ją wyczyściłem. Chwilę tam posiedzieliśmy i zabraliśmy wielką torbę i ruszyliśmy do autka a potem na spacerek. Oj jak jak się cieszyłem ze spacerku. Mieliśmy chodzić nad jeziorkami. Cieszyłem się, że odetchnę trochę i przypomnę sobie te okolice. No niestety - nici z tych marzeń. Zadzwoniła Pani, że jest sprawa. Tak więc ruszyliśmy po Panią i pojechaliśmy dalej. Dłuższa droga była przed nami a ja sobie wyglądałem przez okienko. Okazało się, że przyjechaliśmy tam gdzie kiedyś ostatnio zostawiliśmy Panią na cały dzień. Miałem nadzieje, że tu nie zostanie jak ostatnio. Zniknęła gdzieś a ja z Pańciem czekałem aż wróci. Oj bardzo czekałem i przy okazji napiłem się wody i znowu mogłem odpocząć. W autku jakoś najlepiej mi się odpoczywa i nie przeszkadza mi nawet, że czasami jestem tam sam
gdzie ta Pani?

no zmęczony jestem!

no gdzie Ona jest

Po chwili zniknął i Borowski zostawiając mnie do pilnowania autka. Chyba mi się przysnęło, bo nawet nie wiedziałem kiedy wrócili i w zasadzie pojechaliśmy do domku. Cały dzień już wyczekiwaliśmy sobotę. Do ugryzienia!








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz