niedziela, 20 września 2015

Chodząc z pierogami

Uwielbiam soboty, można sobie długo pospać i to z całą rodzinką. I to nic ze poranny spacerek jest dość długi bo po powrocie już z obniżonym stanem w zbiorniczku mogę rozkoszować się obecnością wszystkich. Wspólne nieśpieszne śniadanko i ogólny relaks. Było tak fajnie w zasadzie aż do południa, kiedy to zaczęło się pierogowe szaleństwo.
co tam mielisz?
Całą ciężką prace wykonał za człowieków nasz niezmordowany fioletowy kiciuś, czyli mikser. Nie dość, że zmielił pod moim czujnym okiem ser i ziemniaczki, to jeszcze zrobił wiele, wiele więcej. Pilnowałem czy wszystko dobrze Borowski przyprawi i czy dobrze to wymiesza. Wiecie jak wiele skupienia  to wymaga i w zamian nic a nic nie miałem. Mogłem sobie jedynie wywąchać te piękne aromaty. 

tylko równo dokładaj!

no może być, tylko dobrze dopraw

Potem wszystko się już rozkręciło. Człowieki wycinali kółeczka z ciasta, które wymieszał wcześniej nasz fioletowy kiciuś. Mało tego, że wymieszał to ciasto to jeszcze potem rozwałkował. No po prostu maszyna renesansu. Maszyna do wszystkiego. Wałkowaniu przyglądał się kot, bo ja już spałem. Tak powiem Wam, że Borowscy przynieśli mój malutki pontonik w który się idealnie wpasowałem. Człowieki przez wiele godzin lepili pierogi, gotowali i w końcu jedli. Powiem szczerze, że pysznie im to wyszło, bo razem z Fuksją mieliśmy okazje spróbować połowy pieroga. No po prostu, niebo w gębie. Polecam

równo wałkuj!

Z pełnym brzuszkiem i po relaksie udałem się z Pańciem na spacerek, oj był to długi spacerek, bardzo długi. Tak chodziliśmy po całych Świętochłowicach. No naprawdę nie wiem gdzie nie byliśmy. Tak dreptaliśmy i nagle zorientowałem się, że chyba zdecydowanie za daleko nas wywiało. 
o jak przyjemnie spacerować

ale nas poniosło

Może nie jestem najlepszy z geografii, ale mniej więcej wiem gdzie leży Korea. Nie wiedziałem jak i kiedy trafiliśmy na przeciwną stronę globu. Nerwowo się rozglądałem aby znaleźć kierunek marszu do domku. Na szczęście Pańcio mnie uspokoił, że to takie osiedle w naszym mieście. Uff dobrze, że mam człowieka bo bym chyba załamał się całkowicie i po prostu leżał i płakała. Od tej chwili grzecznie dreptałem za moim człowiekiem. Na chwilkę trafiliśmy nad staw Zacisze, gdzie chwilę się zrelaksowałem po niedawnym stresie. Łyk wody i wymoczenie łapek zawsze pomaga na trudne chwile. 

nad stawem

Po cichu miałem nadzieję, że powoli zaczynamy wracać, ale jak bardzo się myliłem to chyba nikt nie wiem. Poszliśmy dalej przed siebie i minęliśmy chyba całe miasto i wszystkie ulice. Niektóre miejsca kojarzyłem z wcześniejszych spacerów, ale zapachy były w nich zupełnie inne. Wszystko więc dla mnie było jedną wielką super zabawą. Każdy krok chłonąłem z wielką radością i niektóre miejsca wywołały we mnie wielkie zdziwienie. Malunki na niektórych z nich były całkiem szalone. Kamienice były raczej w opłakanym stanie, ale widać było, że mieszkają w nich zwierzoluby. Z niemal każdego okna dobiegało do mnie szczekanie. Ogólnie spacer rewelacyjny i nawet nie wiedziałem kiedy świat powoli kład się spać. Słońce już prawie całkowicie schowało się za horyzontem ustępując miejsca księżycowi. 

ładnie wyglądamy? Jesteśmy przy YouTube

a gdzie tak szczekają!

Wracaliśmy ciemnym lasem, centrum miasta i po długich minutach przewędrowaliśmy pod domek. Oj to był mega spacer. Na koniec tego wszystkiego padłem jak długi do spania. 

dobranoc




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz