niedziela, 13 lipca 2014

Zakupy w lesie

Od samego rana byłem na zakupach. Odwiedziliśmy dwa sklepy. Znaczy Oni odwiedzili, a ja cierpliwie czekałem na nich pilnując autka. Spokojnie, nie ma się co stresować, że mogłem się ugotować. Wartę miałem z zewnątrz. Byłem unieruchomiony przez smycz przywiązaną do różnych rzeczy i sobie spokojnie lub nie, czekałem. To czekałem w krzaczkach, to pod drzewkiem. Z każdych zakupów wracali z tobołkami, dużą ilością tobołków. Pod drugim sklepem trochę sobie poszczekałem i pokręcił się przy mnie jakiś śmieszny Pan w żółtej kurtce. Nie wiem co chciał, ale natychmiast się oddalił, gdy tylko Borowscy wrócili. Z tego miejsca mieliśmy się udać do parku na spacer, ale niestety gdy Pani przebierała się w nowo zakupione dresy, z auta dobiegł silny zapach mięska. No tak i stało się jasne, że ze spacerku nici. Trzeba to zwieść jak najszybciej do domku. Tak się stało, ale ja z Panią czekałem na dole, podczas gdy Pan wnosił wielkie zakupy na górę. Gdy wrócił, to ruszyliśmy na spacerek, po lesie. Cała nasza trójka dziarsko ruszyła przed siebie i bardzo szybko wpadliśmy w głęboki las.
tu jeszcze przed drzwiami lasu


No więc tak sobie głębokim i zacienionym lasem dreptaliśmy i w końcu się okazało, że to nie był taki zwykły spacer, a wyprawa na zakupy. Doszliśmy pod żółty sklep spożywczy i z Panią poczekałem na dworku, a Pan udał się po prowiant. Po chwili wyszedł i miał między innymi lody.
ej no, daj liza

W drodze powrotnej na szczęście dostałem trochę lodów i dobrze, bo woda ciepła i te lody były jedyną okazją do ochłody. Troszkę pobawiłem się patyczkiem oraz sznurem. 
patyczek po lodach

Po ciężkim spacerku wróciliśmy pod autko, skąd zabraliśmy resztę zakupów i do domku, gdzie ja od razu do spania, a Pan i Pani do roboty. Sprzątanie, gotowanie - czy też pieczenie, trwało do późnej nocy. Sypialnia wyglądała jak po wojnie. Wszystko w niej poprzewracane i do góry nogami, a łóżeczko pełne skarpet i bez pościeli - gdzie ja będę się w nocy wdrapywał? No, gdy ciemno było już bardzo, a mecz się skończył, to okazało się, gdzie będę się wdrapywał. Rozłożyli łóżeczko w salonie. Ja próbując się na nie wdrapywać zapomniałem, że mam w brzuszku trzy miski wody, a spacerku raczej nie będzie i z emocji uciekło co nieco. Przez co nieco rozumie się zasikane połowy podłogi. No i były nerwy i kaganiec. Spałem już jak niemowlaczek koło kanapy. Nawet nie śmiałem budzić się rano i wchodzić do nich. Cierpliwie czekałem aż wstaną. Wstali późno i bez śniadania wyszedłem na spacer. Do ugryzienia. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz