czwartek, 17 lipca 2014

W upale

Będzie krótko i będzie zwięźle a co najważniejsze nie będzie żadnych zdjęć, bo nie ma na to czasu. Dziś jest czas pakowania, a więc latam od pokoju do pokoju kradnąc co nieco. No ale wracając do dnia wczorajszego. Rano małe sprzątanie i mały spacerek podczas odprowadzania Pani do pracy. Jakoś nam to szybko poszło, ale to pewnie przez to, że bardzo szybko biegałem. W domu padłem zmęczony i na kafelkach wyłożyłem się jak długi. Spałem jak suseł do czasu aż obudził mnie Pan słowami - wychodzimy! No i wyszliśmy, na szczęście tylko do autka. Tam jak już wcześniej mówiłem, od razu zawiało chłodkiem i było wszystko okej. Pojechaliśmy po Panią. Co prawda nie znam się na zegarku, ale wyglądało, że jakoś wcześniej Ją odbieramy, ale może się przestawiało się ostatnio czas albo coś!

No nic po chwilowym postoju cała nasza Paczka ruszyła przed siebie. Zatrzymaliśmy się w bardzo dziwnym miejscu, ale czekała tam na nas Pani Spaniel. No nic chwile spędziliśmy czasu między raczej zdenerwowanymi ludźmi. Nagle Borowscy zniknęli a ja zostałem sam na sam ze Spanielką. Na szczęście wrócili szybko z jakimiś papierkami i karteczkami, uśmiechnięciu od ucha do ucha. 
Potem wszyscy podjechaliśmy kawałeczek w LaBuni i dalej już pieszo na miasto. Nie pamiętam abym był kiedyś w tym miejscu, ale było fajne. Lekarz potem pyszny szejk w wykwintnej restauracji na M. Potem kolejne sklepy i po wielkim kółku i długich godzinach w pełnym słońcu trafiliśmy do autka. Teraz już wszystko potoczyło się szybko jak z bicza strzelił. Odwiedziliśmy Bojków a tam się przywitałem z Opiekunem Franka i opiekunem Freda. Coś tam zapakowaliśmy do bagażnika i w końcu odwieźliśmy Panią Spaniel do domku. Weszliśmy na piętro i zjedliśmy i w końcu ruszyliśmy do domku. Jednak długo tam nie zagrzałem miejsca, bo przecież trzeba było odwiedzić sklep po jakiś tam olej i Franka. 
Udaliśmy się z Panem na wyprawę do Franka. Na miejscu się przywitałem i pochodziłem z nim, a tymczasem na głowie LaBuni wyrósł wielki guz, jakiś taki otwierany i nawet pasujący do niej. No nic w takim stanie autko zabraliśmy do domku. Początkowo było mi jej troszkę szkoda, ale z czasem zaczął mi się jej nowy "look" podobać.  No w domku od razu padłem i zasnąłem. Należało mi się przecież się napracowałem. Do ugryzienia 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz