wtorek, 1 lipca 2014

U Freda

Deszczowa pogoda i melancholijny nastrój sprawiły, że rano zostać sam nie chciałem. Nie pomogła nawet przekąska w postaci szponów orła. Musiałem iść z nimi i już. Za szczekanie trafiłem w kaganiec, ale razem z nimi udałem się do autka. Odwieźliśmy Panią i z Panem pojechałem dalej. Jechaliśmy małą autostradą wprost do domu Freda. Drzwi z auta się otworzyły, a kaganiec został zdjęty. Wyskoczyłem jak poparzony i już pędziłem do drzwi klatki, ale niestety musiałem jeszcze pochodzić po trawce i spróbować zrobić siusiu. Nic to jednak nie dało i w końcu wleciałem do na pięterko do Freda. Nawet się nie witałem i popędziłem do misek. Nawet nie wiedziałem kiedy Pan wyszedł. Zjadłem skorupki po jajkach, ukradłem drożdżówkę i ogólnie było spoko. Byłem na spacerkach i w sklepie. Ogólnie pojadłem i powypoczywałem. Tuż po moim powrocie z długiego i deszczowego spacerku niestety wrócił Pan. Zabraliśmy kilka rzeczy i udaliśmy się do autka. Tam cały mokry i zziębnięty chciałem wrócić do Freda, ale my jechaliśmy do Bojkowa. Tam siedząc w aucie oglądałem różne rzeczy i widziałem jak Pan rozmawia z opiekunem Franka. Szczekałem głośno i nieustannie, co było opłacalne, bo znikąd pojawił się wąsaty opiekun Freda i poczęstował mnie pysznym mięskiem. Całe szczęście, że akurat teraz, bo właśnie się zbieraliśmy. W autku jadłem owo mięsko i rozpaczałem, kiedy mi upadło na ziemię. Na całe szczęście Pan mi je podnosił i mogłem je dokończyć.
Z pełnym brzuszkiem przyjechaliśmy do Pani, gdzie czekałem w autku i po kilku minutach pojechaliśmy do sklepu na malutkie zakupy. Czekałem w autku, bo było tak zimno, że nie chciało mi się wysiadać. W końcu po wielu godzinach na emigracji wróciłem do domku, do swojego domku. Najpierw jednak konieczny był spacerek na trawniczku. Tam minąłem się z moją sąsiadką z parteru i w końcu mogłem udać się do domku.
o, moja sąsiadka tam jest!

Tam od razu postanowiłem zając miejsce na swojej wspaniałej kanapie. Niestety nie podobało się to Pani, która mnie zrzuciła i kazała iść do siebie.
no gdzie ja mam iść ?
na szczęście Pan przyniósł moją podusię

Teraz w pełni spokojny mogłem położyć się spać. Spałem sobie smacznie niemal do samej nocy. Kilka razy tylko wychodziłem na spacerek i przy meczyku spokojnie się relaksowałem. Gdy przyszedł zmierzch i zrobiło się ciemno, ja się rozbudziłem i zacząłem łobuzować. Chciałem się bawić ze sznurem, a w końcu wyjść na spacer. Po powrocie mogłem położyć się na kanapie koło chorej Pani i ją trochę ogrzać swoim malutkim ciałkiem.
moje powieki robią się coraz cięższe!

Gdy Pani chciała się położyć, ja musiałem się zmyć. Potem do Pani na kanapie dołączył Pan. Tak sobie leżeli razem, a ja postanowiłem poszukać tam miejsca i dla siebie. Ledwo bo ledwo, ale się wepchałem za plecami Pana i tak sobie pospaliśmy, aż skończył się mecz. Wszyscy przenieśliśmy się do sypialni. Ja na swoim legowisku spałem całą noc. O świcie zrobiło mi się niedobrze i pod stołem w salonie się uzewnętrzniłem. Po chwili usłyszałem budziki i "Moi Ludzie" zaczęli wstawać i nałożyli mi jedzonko. To oznacza, że zaczął się nowy dzień. Do ugryzienia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz