środa, 9 lipca 2014

"W pleneże"

Pobudka i szybki spacerek, ale zapomnieli dać mi jeść. Troszkę się obraziłem i postanowiłem popolować troszkę na jedzenie z ich śniadania, nawet trochę się udało, ale nie do końca. W każdym razie pojechaliśmy, zostawiając Panią w Pracy. Dojechaliśmy po wielkich wybojach do Bojkowa, gdzie Pan chwilkę się ze mną pokręcił i w końcu sobie poszedł, zostawiając mnie samego za zamkniętą bramą. Troszkę rozpaczałem, ale szybko mi przeszło, bo zmorzył mnie sen i nie interesowało mnie nawet jedzenie w miseczce.
W końcu słyszę jak ktoś otwiera drzwi auta, tuż przy bramie. Od razu poleciałem sprawdzić co i jak i okazało się, że był to Pan.
otwieraj tę bramę i daj pyska, albo lepiej rękę, pogryzę cię z radości

Otworzył, wskoczyłem do autka, a to zatoczyło się do środka i zamknęła się brama. Wyskoczyłem witać się dalej. Pan tymczasem coś tam wyciągał z auta, a ja wyczułem jakiś smakołyk. Cały czas starałem się go dostać w pyszczek. Niestety nie udało się, tak więc ruszyłem za Panem po placu. Chwilę sobie poleżał na ławce, a ja przy nim.
o, pyszna szmatka, moja szmatka

Sielanka się skończyła, bo spadł deszcz, schowaliśmy się więc do garażu, aby przeczekać i za bardzo nie zmoknąć. Postanowiłem wówczas skonsumować jedzonko i nawet się przespałem na przesuniętej przez siebie podusi
zasypiam

W końcu zaczęli się zjeżdżać ludzie. Opiekun Franka, potem Freda i w końcu zakochany w mnie Pan od małej głośnej Pani. Z każdym się witałem bardzo wylewnie.

W między czasie dostałem kosteczkę, na którą wcześniej polowałem. Dostałem ją aby przestać pomagać w naprawach LaBuni. Byłem przerażony, bo nie miała przednich kółek i coś tam w niej gmerali. Starałem się stanąć w jej obronie, przez kradzieże, a to rękawiczek, a to narzędzi. Ogólnie to wszędzie było mnie pełno i nie dawałem nikomu chwili wytchnienia. W końcu LaBunia wróciła do pierwotnego stanu i już miałem nadzieję, że będziemy wracać do domku. Niestety pomyliłem się, bo jeszcze grzebali przy małym białym autku bez szyb, a potem przekładali różne rzeczy. No po prostu ciągnęło się to w nieskończoność.
ej no, choć już do domku!

Już prawie noc była, a ja zmożony gryzieniem kosteczki poległem i zasnąłem tak jak stałem. Wyciągnąłem kopytka i nic mnie nie interesowało, że na środku drogi - spałem.

W końcu ruszyliśmy do domku. Trochę wolno nam szło to wracanie, ale dotarliśmy. Pani już na nas czekała z jedzonkiem. Lazania niestety nie była dla mnie, choć prawie kawałek liznąłem. Musiałem się zadowolić swoim suchym pokarmem z miseczki.

Noc przyszła szybko. Zaczął się mecz, a ja, mimo iż chciałem obejrzeć, to zasnąłem jak kamyczek w nogach Pani. Po wszystkim zebrali się do spania. Zorientowałem się dopiero gry Pan mnie budził, by pójść ze mną na spacerek. Ja zaspany dreptałem przed siebie jak zombi i niemal automatycznie kierowałem się do sypialni gdzie leżało już moje legowisko. Rozbudziło mnie dopiero nalewanie wody do miseczki. Przed wyjściem jeszcze wypiłem całą. Spacerek szybki i do domku spać. Próba wdrapania się na łóżeczko Państwa nieudany. Zadowolić się musiałem jedynie swoim legowiskiem, a potem szlafroczkiem. Spałem do rana i tylko raz, po wschodzie słońca, próbowałem zaczepiać Borowskich. Nieczuli byli na moje działania, więc poszedłem spać dalej. Wcześniej niż zwykle wstał Pan i zabrał mnie na spacerek. Zaczyna się nowy dzień. Do ugryzienia i do poczytania jutro!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz