piątek, 11 lipca 2014

Gościniec

Poranek jak każdy ostatnio. Odprowadzam Panią, wracam do domku, jem i śpię. Gdy ja się leniłem, Pan sprzątał trochę mieszkanie. W końcu wyruszyliśmy w drogę na misję, odnalezienia naprawiacza butów i oddania tam pary budzików Pani. Nie muszę chyba wspominać, że buty te nie były popsute z mojej winy, a awarii uległy jeszcze przed moją kadencją. Ja w gruncie rzeczy nic nie niszczę, poza jednym małym wyjątkiem, ale nie o tym miałem pisać. Udaliśmy się do owego naprawiacza . Droga nie była łatwa i szybka. Okazało się, że dreptaliśmy do centrum miasta koło poczty. Buty oddane i do odbioru  w poniedziałek.


Czas wracać do domku. Po drodze zostałem wygłaskany przez napotkanych przechodniów. Drogą powrotną byłem bardzo zmęczony, ale cały czas nie przestawałem się bawić sznurem. No chyba, że Pan go puszczał, wówczas przestawał mnie interesować. W końcu wróciliśmy do domku, w sam raz, aby rozpocząć przygotowania obiadu. Dobrze, że w nich uczestniczyłem, znaczy się dobrze, że je obserwowałem, bo było mi dane zjeść troszkę kiełbaski. Gdy obiadek już bulgotał od dłuższego czasu w garnku, wyszliśmy z Panem na spacer i spotkaliśmy Panią. Tak więc udaliśmy się na zakupy. Trochę tego mieli, ale na szczęście daliśmy radę wrócić.

Reszta dnia była spokojna sen i jedzenie, ale najważniejsze i najfajniejsze było to, że z Panem poszedłem pobiegać za piłeczko-rybą, a tymczasem Pan chodził za mną i mnie wyczesywał. Było fajnie, bo spotkałem sąsiada z piętra niżej - miły chłopak w okularach i psią sąsiadkę. Trochę pobiegałem i pobawiłem się, w końcu udaliśmy się do domku. To był dobry czas na powrót, bo chwilę później dzwonił domofon. Oznaczało to co najmniej paczkę. Jak się okazało był to gość. Miła Pani od ścinania głowy. Posiedziała z nami, poopowiadała, a ja prawie jej słuchałem, bo ciągle starałem się zdobyć pyszności ze stołu. Za to wylądowałem w kagańcu i już resztę wieczoru przespałem. No może poza czasem, kiedy poszedłem odprowadzić do auta miłego gościa. Szybko wróciliśmy do domku i poszliśmy spać. Dzień, jak widać, nie był zbyt emocjonujący, ale na pewno był męczący. No nic jak widać, ktoś zapomniał robić mi zdjęć i nie będę pokazywał uszami kto. Spać poszedłem na swoim szlafroczku obok Borowskich, zostałem obudzony nie budzikami, a przez wstającego Pana. No nic czas iść rozpocząć nowy dzień. Do ugryzienia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz