czwartek, 12 listopada 2015

Mały czwartek

Dość gładko rozpoczynałem nowy dzionek i to mimo tego, że był to poniedziałek. Słońce o nas zapomniało za to deszcz a raczej deszczyk się rozgościł w naszych progach. W takich okolicznościach na spacerek nie udaliśmy się do lasu a pojechaliśmy do parku nad jeziorkiem. No i zaczęliśmy dzień.
ruszamy!
Poniedziałek ten był wyjątkowy, bo niektórzy mówili na niego mały czwartek. Wynika to z faktu, że w środę wypadał 11 listopada, czyli Święto Niepodległości, które jest dniem wolnym. W zasadzie można by powiedzieć, że weekend w tym tygodniu nie tylko przyjdzie o wiele wcześniej, ale także pomnoży się i będą dwa. Jeden normalny a drugi malutki w środę. No w każdym razie w ten ponury "mały czwartek" ruszyliśmy na kółeczko wokół jeziorka. Nie było to zwykłe spacerowanie. Ja odświeżałem swoją pamięć o tym miejscu. Dawno mnie tu nie było, było wiele nieznanych mi zapaszków, ale muszę zauważyć, że nie praktycznie nic się nie zmieniło. No może poza tym, że nie ma już narciarzy wodnych. Za to pojawili się łabędzie, z którymi trochę się podroczyłem. Gdy zbliżałem się do wody one zbliżały się do brzegu i syczały. Głośno i mocno syczał, wtedy się troszkę odsuwałem. Wszystko milkło. Potem znowu się przybliżałem, a co. W zasadzie zastanawiało mnie czemu one nie są jeszcze w drodze do ciepłych krajów. Może boją się lecieć, albo nie podobają im się miejsca wakacjowania. 


po staremu

cześć łabędzie!!

W trakcie spacerku zrobiło mi się jakoś tak smutno. Może to ta jesień, może to brak słońca, może to przez to, że już prawie wszystkie liście spadały. Na szczęście był przy mnie Pańcio, który wie jak mnie pocieszyć. Głaszcze mnie i mizia. To zawsze pomaga i odzyskuje energie. Pozytywną energię. Czułem się tak cudownie, że nawet postanowiłem dorobić sobie koronę, w końcu byłem królem tej okolicy, przynajmniej na chwilę. Korona nie byłą tak efektowna jak sobie wymarzyłem, ale jednak była. Po jednym kółeczko byłem przemoczony i zziębnięty a wiec wróciliśmy do autka. Pańcio mnie powycierał i w drogę.

korona

W domku jak zwykle w takie ponure dni, nic a nic się nie działo. Czas spędziliśmy na sprzątaniu, przygotowaniu obiadku i czekaniu na Pańcie. Fuksja wyjątkowo mocno była zaangażowana w pomoc w kuchni. Zwłaszcza fascynowało ją nalewanie wody do czajniczka filtrującego wodę. Zachowywała się jak zahipnotyzowana. Poruszała głową podążając za kroplami wody. Jak kropelki leciały szybciej to jej głowa wyglądała komicznie. Nasza pomoc jest nieoceniona w pracach domowych. Jeśli nie damy rady za dużo pomóc, to przynajmniej jest wesoło.

ale woda!

co ona tak kapie?

Mały piąteczek był dniem ponurym, ale trochę pracowitym. Poranny spacerek odbył się odrobinę później bo pojechaliśmy coś odebrać w wielkim świecie. Ja poczekałem w autku a Borowski gdzieś sobie poszedł, ale po chwili wrócił - ze sporą paczuszką. W końcu wszystko było gotowe i ruszyliśmy z czymś w bagażniku. Oczywiście w drodze do domku pojechaliśmy na spacerek. pojechaliśmy do lasu. Zrobiliśmy małe kółeczko wokół jeziorka. Wszędzie mokro i liściasty dywan zamiast wydawać przyjemny szelest to po prostu przyklejał się do mich łapek, brzuszka oraz uszu. Cała przyjemność ze spacerowania po lesie gdzieś odeszła, zniknęła wraz z deszczem i szaro burym niebem. Dobrze, że mam mieszkanko w którym są moje podusie, pontoniki i legowiska. Zawsze mogę do niego wrócić, przespać się i coś zjeść. Jestem wielkim szczęściarzem. Tak więc z wielką radością wróciłem do domku, wcześniej zostawiając po drodze pakuneczek. 
eeee w jeziorku pewnie też jest morko!?

w liściach mokro

wracajmy!!!

W domku czekała na nas Fuksja. Dostaliśmy przekąski, znaczy ja i Fuksja a nie ja i Pańcio. On nie jest naszych przekąsek na całe szczęście. Za to my z miłą chęcią sprawdzamy co człowieki mają w swoich talerzach, miseczkach. Fuksja już po chwili zabawy się znudziła i poszła spać na kanapę. Kanapę na której ja spać nie mogę, bo leży tam krzesło i się najnormalniej w świecie nie mieszczę. My z Borowskim też zabraliśmy się za relaks, znaczy ja położyłem się na pontoniku a Pańcio coś tam sprzątał. Ech on to ma rozrywki, on to ma sposób na relaks. Oczywiście jeszcze zajął się przygotowaniami do obiadku. 
mała drzemka

co się tu wyrabia - znowu sprzątasz?

W zasadzie nasz dzionek miał spokojnie się wlec do nocy, ale musieliśmy pojechać jeszcze na malutką sesję fotograficzną LaBuni. Było to do jakiegoś ubezpieczenia, czy coś takiego. Skandalem było to, że ja nie załapałem się na zdjęcia. Znaczy byłem w autku, ale nie byłem ujęty w zdjęciach jak podnoszący wartość. Skandal jak nic!
jak mnie nie będzie na zdjęciach?

11 listopada chciałem spędzić w domku. Nieśpieszny i leniwy dzień nie wyróżniał się właściwie niczym spośród innych spokojnych dni. Leniliśmy się ile tylko dało. Niewdzięczne obowiązki wyjścia na dworek ograniczałem do minimum. Skupiliśmy się głównie na byciu razem, na byciu rodzinką. Flagi wywieszać nie musieliśmy  bo u nas w oknie wisi cały rok. Malutka, ale mimo wszystko bardzo flagowa. Zmartwiony jednak jestem jednym, że bardzo szybko robi się ciemno, naprawdę szybko. Ledwo się obudziłem, ledwo chwilę poleniuszkowałem a już na dworku było ciemno. Po co to na co to? komu to potrzebne? 
jest już ciemno?

W domku wieczorkiem skupiliśmy się na oglądaniu TV. Coś tam leciało i tak od niechcenia tam zerkałem na szklany ekran, gdzieś między jednym snem o kościach a drugim o pełnych miseczkach. Nagle poleciała jakaś skoczna piosenka, co bardzo zainteresowało Fuksja. Ta prawie zawsze musi być w centrum uwagi, chyba, że śpi. Podleciała pod TV a tam chwilę później padło pytanie Kocie gdzie jesteś? Fuksja oczywiście starała się udzielić odpowiedzieć, ale nikt jej nie słuchał. Była trochę zmieszana, i zaskoczona tym co działo się. Ostatecznie posiedziała przed TV przez kilka minut i obrażona wróciła do spania na swoim legowisku. Pańcia zawinęła ją w kocyk, a w zasadzie to zmumifikowała. Ja w tym czasie trochę pozwiedzałem, trochę popsciłem i poszedłem spać.

a co to tu leci?

no jestem!!

jestem tutaj! czemu oni mnie tam nie słyszą?

psotnik rozrabiaka

mumia, kocia mumia!

Nasz mały weekend i dni go poprzedzające zleciały nad wyraz szybko. Nim się zorientowałem a już wolny dzień się kończył, już było po nim. Szkoda, że wolne dni kiedy cała rodzinka jest w komplecie tak szybko mijają, tak szybko się kończą. Do ugryzienia!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz