poniedziałek, 2 listopada 2015

Daleka droga

Sobotni mglisty poranek był bardzo przygnębiający. Nie chciało mi się wstawać a tu trzeba było iść i kupić coś do zjedzenia. Przy okazji zrobiliśmy poranny spacerek. Miło, szybko i w dodatku spacerek miał jakiś cel, jakąś misje. Niestety do sklepu wejść nie mogłem , przez co nic nie mogłem sobie wybrać i przysmaczka dla siebie. No nic po powrocie do domku musiałem zjeść swoje zwykłe śniadanko.
coś mi kupiłeś?
W domku już roztaczałem przed sobą wizję wspaniałego wylegiwania się na pontoniku. Liczyłem, że czasami pogonię się z Fuksją a tymczasem musiałem się zebrać z Borowskimi i ruszyć w drogę. Oj drga nie była szybka i nie była łatwa. Najpierw szybko pojechaliśmy do Gliwic, gdzie dosiadła się do nas gospodyni z kafelkowego mieszkanka. Pojechaliśmy dalej. Ładna pogoda aż chciało się pooglądać świat prze okno, co też czyniłem. Ta prawie godzinna jazda trochę mnie zmęczyła, ale nie mogłem sobie pospać, bo dojechaliśmy na miejsce. Akurat gdy położyłem głowę i oczka zaczynały mi się zamykać. Po zatrzymaniu okazało się, że odwiedzamy dawno nie widziane miejsce, gdzie kiedyś (chyba lata temu) naprawialiśmy Forda. Tym razem zamknęli mnie w więzieniu na kawałku placyku. Z każdej strony byłem okrążony przez płot. Gdzieś sobie poszli znikając za wielkimi drzwiami. Ja ich cały czas wołałem i kombinowałem jak się do nich dostać. Wołałem i wołałem, ale nie przychodzili. Po niedługim czasie udało mi się przejść przez pierwszą przeszkodę. Furtka na zasuwkę otwierająca się w moją stronę dzięki mojemu sprytowi została otwarta. Sforsowałem pierwsza linie obrony, Pozostało jeszcze otworzyć mi te drzwi, wielkie drzwi - tu już był wielki problem, którego nie udało się pokonać. Ciągle szczekałem, ciągle wołałem, a to pozostało bez odzewu. W końcu jednak wyszli, w końcu jednak wrócili. Wszyscy w komplecie i wróciliśmy do autka i pojechaliśmy w zasadzie to odwieźć gościa i na zakupy. Szybka wizyta w dwóch sklepach połączona z małym ulepszaniem ostatnich napraw autka. Pańcia poszła na zakupy a ja z Pańciem na parkingu siedziałem i tyrytkowałem autko. Nic poważne, po prostu trzeba było niektóre elementy przymocować. W końcu wróciliśmy do domku zabierając w drodze powrotnej Wikę. O tak miała znowu być z nami w nocy. 
człowieki gdzie jesteście!

W domku ledwo zdążyłem zjeść a znowu wysiadaliśmy, znowu jechaliśmy tym razem w inne miejsce. Z tego co się zorientowałem odwiedziliśmy Piekary Śląskie. Tam jednak zrobiłem krótki spacerek i troszkę posiedziałem w autku. W końcu wrócili i pojechaliśmy do domku i pojechaliśmy. W końcu mogłem przywitać się z Fuksją i w zasadzie od razu położyłem się spać - ścięło mnie jak zborze podczas zbiorów.
w końcu w domku

Niedziela, skoro świt, przyszedłem do swoich Borowskich przypominając im o tym, że mam pustą miskę. Noc w zasadzie spędziłem w salonie a nie ja zwykle w legowisku koło borowskich.  No ale wracając do dnia, to nie musiałem długo prosić o miskę, bo już po chwili wstał Pańcio i razem z siostrą mogłem napełnić brzuszek. Gdyby nie ja to byśmy z Fuksją umierali z głodu.
uprzejmie donoszę, że moja miska jest pusta!

Chwilę po śniadanku byłem już z Borowskim na spacerku. Piękna pogoda i słoneczko oraz delikatna mgiełka sprawiały, że chciało się spacerować, że chciało się żyć. Przeszliśmy się powolutku do naszego lasku. Szybko jednak wróciliśmy do domku, bo przecież, człowieki też musza zjeść śniadanko. Szkoda wielka, bo bym sobie jeszcze pospacerował, bo bym sobie pochodził. Choć z drugiej strony rozumie, głodny przecież nie jesteś sobą

ale ładnie 
na polu obskubuję trawkę

w lesie na liściach

idziemy na łąkę?

wracamy do domku!

W domku było pełne lenistwo i pełne kombinatorstwo. Z człowieczego śniadanka nic nie dostałem, ale na całe szczęście, zostawili dla mnie kanapeczkę na stole. Musiałem jedynie ją zdobyć. Co chwila podchodziłem do stołu. Próbowałem z każdej strony i nic się nie udawało, w końcu jednak się przemogłem. W końcu jednak się udało. Pierwszy raz w życiu udało mi się wskoczyć na krzesełko. Z niego cały stół był w moim zasięgu. Potem dostałem oczywiście kare, ale było warto. Bardzo było warto. Nawet Fuksja początkowo próbująca mi przeszkodzić w końcu się przekonała i była pod wrażeniem moje sprawności i wyćwiczenia.

ja nie wskoczę?

tutaj nic się nie dzieję. Proszę się rozejść

Do popołudnia spałem sobie smacznie jak susełek. Czasami próbowałem dołączyć do Wiki na kanapie, ale nie było takiej opcji. Ostatecznie, długo bo długo, ale w końcu się doczekałem popołudniowego spacerku.
idziemy?

Tym razem zawędrowaliśmy jedynie na pobliskie pole uprawne, ale ten spacerek był wyjątkowy i to bardzo wyjątkowy - razem z nami poszła Fuksja. Znaczy początkowo Fuksja była niesiona. W zasadzie to była na rękach gdy tyko pojawił się jakiś psiak . Na polu jednak była zdana na siebie i moją opiekę. 
idziemy na spacer!

Oboje chodziliśmy na smyczy. Fuksja oczywiście chciała wracać do domku, ale po dłuższej chwili się przekonała i trochę z naburmuszoną minką dreptała razem ze mną. Od czasu do czasu się troszkę przepychaliśmy.  Ja wąchałem otoczenie a Fuksja wypatrywała coś w oddali, wypatrywała niebezpieczeństw. Ech razem na spacerach stanowimy fajną paczkę, ale Fuksja jakoś tak wyjątkowo nie jest zachwycona spacerami. Szkoda, że nie odbiera ich tak jak ja!

weź się rozerwij Fuksja!

no i gdzie ona znowu idzie?

Fuksik tam nic nie ma!

i polazła gdzieś

no to w końcu idziemy

o patyczek

Fuksja mówi, żeby wracać!

Fuksja prowadzi nas do domku

Fuksja po wdrapaniu się na schodki, już pod drzwiami niemal padła ze zmęczenia. Oj wiele kroków musiała zrobić. Całą drogę powrotną sama szła i nikt jej nie pomagał. W domku padła pod stołem i po chwili na załapanie oddechu zaczęła się bardzo skrupulatnie i dokładnie myć. My uzupełniliśmy jej miskę i ruszyliśmy w drogę. Ruszyliśmy odwieźć Wikę i na obiadek, późny obiadek a w zasadzie to już kolacje. Jechaliśmy tam wyjątkowo długo a ja cały czas wyglądałem sobie przez tylną szybę. Tak jakoś ostatnio mi wygodnie siedzieć sobie z mordką na oparciu fotela. 
U Freda oczyściłem jego miseczki, jak zwykle zresztą a potem z człowiekami posiedziałem chwilę. Zresztą do domku Freda przyszedłem trochę później niż Pańcia, bo poszedłem z Pańciem odwiedzić kafelkowe mieszkanko. Chwilę tam posiedzieliśmy, ale bardzo się niecierpliwiłem bo miseczki, bo Pańcia.  
z Wiką

W końcu weekend się kończył i wróciliśmy do domku, gdzie Fuksja w dalszym ciągu się mył. Trochę z tym przesadza, no ale to kobieta i to w dodatku kotek. Dba o czystość za siebie i za mnie. Zmęczeni poszliśmy spać. Do ugryzienia!
myję się 

bardzo porządnie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz