czwartek, 22 września 2016

Dziki wschód

Okazuje się, że nas pobyt w Białymstoku się przedłużył. To już nie tylko weekend. Teraz będziemy szaleć tutaj co najmniej do następnego weekendu a może i dużo dłużej. Tak więc nie czekając za wiele postanowiłem pozwiedzać bardziej te dzikie i wschodnie okolice - postanawiamy eksplorować Białystok i okolice. Po załatwieniu kilku ważnych spraw przedpołudniem mieliśmy czas i wolne chwilę, by udać się na zwiedzanie centrum miasta. Krótko i na temat - czysto, rowerowo i zielono.
przy pomniku podróży - a czemu mnie tam nie ma!

Ruszyliśmy do centrum miasta pochodzić po uliczkach wokół rynku. Dość sporo się nachodziłem i oprócz fontanny i rynku widziałem wspaniały pomnik podróży. Pogodo bardzo nam dopisywała i nasze spacerowanie odbywało się w przyjemnej i spokojnej atmosferze. Co jakiś czas człowieki spoglądali na mnie i się uśmiechali szeroko. Dziwili się widząc takiego psiaka jak ja. Bardzo się z tego cieszyłem, że wywołuje takie zainteresowanie, ale z drugiej strony ciekawiłem się, czy naprawdę w całym Białymstoku nie ma innego basseta? Z takimi myślami wracałem na ryską, do tymczasowego domku. W nóżkach miałem kilka ładnych kilometrów i sporo emocji. Na szczęście na nasze piąte pięterko wiozła nas nasza winda. Dopadłem w domku do miseczki z wodą i opróżniłem ją ze dwa, albo ze trzy razy. A co należało mi się. Woda to jedyne czego mi brakowało w całym mieście. Nigdzie nie mogłem trafić na jakieś wodniste miejsc, a bule nie chce się nosić wody w butelce. No jak żyć?
a co to za fontanna z której pić nie można

We wtorek pogoda zmieniła się bardzo i to na niekorzyść. Deszcz kropił co chwilkę a słońce schowało się za szarymi i burymi chmurami. Rano i popołudniu musieliśmy załatwić bardzo ważną sprawę.  Wiec na spacerowanie za dużo czasu nie było, ale przez to całe zamieszanie i zabieganie powiem wam, że byłem bardziej zmęczony niż po 100 kilometrach szybkiego marszu.
ale jak to tylko krótki spacerek?

W tymczasowym mieszkanku już powiem Wam, że się dość dobrze zadomowiliśmy. Każde z nas znalazło już swoje idealne miejsce. Tylko jeszcze od czasu do czasu z Fuksją kłócimy się o mój pontonik, ale zwykle jakoś dochodzimy do porozumienia i ona szuka sobie innego ciekawe miejsca. Ma ich sporo i ma w czym przebierać. Dwa parapety, kocyk łóżko czy krzesełka. Tak więc nie ma jej współczuć. Ja mam tylko swój pontonik i on musi mi wystarczyć. Choć powiem szczerze, a raczej napiszę, że Fuksja mogła by spać ze mną, ale nie chce i tyle. Dzień ten zleciał bardzo szybko i nawet się nie zorientowałem jak przyszła noc.
mój ponton, to moje królestwo

Fuksja drzemie na parapecie

Środa mimo niepewnej pogody zaplanowana została na wielką wyprawę. No dobrze, może nie była ona taka wielka, ale celem naszej wędrówki przez centrum miasta był Rezerwat przyrody "Las Zwierzyniecki". Nigdy nie byłem w rezerwacie, więc byłem ciekaw co i jak jest tam w środku. Przewędrowaliśmy całe centrum miasta, Pałac, minęliśmy i dotarliśmy do Parku Zwierzynieckiego. Tam już czułem jakieś takie piękno. Pomniki były, patyczki i ogólnie super. Spokój i porządek a w tym wszystkim ja, biegający, szczekający i skaczący. Takie szaleństwo, że hej. Jakieś budynki po boku bardzo mnie zaciekawiły, ale szybciutko je minęliśmy i powędrowaliśmy dalej. Przeszliśmy przez ulicę po wspaniałej kładce i w końcu dotarliśmy do celu.
ja? patyczek?

ale pomnik?

Tam przez chwilę śledziła nas wielka grupa uczniów. Przynajmniej tak mi się wydawało. Może to moja paranoja, ale lepiej dmuchać na zimno. Tak więc szybko zmieniliśmy trasę marszu zaraz za wielkim kamieniem. Sam rezerwat to tak naprawdę zwykły las, najnormalniejszy las, ale taki jakoś bardziej zielony i trochę bardziej dziki. My jednak nie zbaczaliśmy z głównych ścieżek, bo jakoś tak szkoda było deptać tej pięknej ściółki. Od czasu do czasu pojawiało się słoneczko i robiło się jeszcze fajniej. Mimo, że ruch samochodowy był wyraźny i dobiegał z dość bliska to dało się odczuć trochę dzikości lasu. Leżały powalone drzewa zaburzające trochę ten zielony dywan. Szkoda tylko, że i tak od czasu do czasu natrafialiśmy na śmieci. Przykre, że nawet w rezerwacie, ktoś nie potrafi zabrać swoich śmieci, ze sobą. Ja buszując po lesie szukałem trochę wody, choć odrobiny, choć najmniejsza kropelkę wody. Wskakiwałem w dziury i rowy odwadniające, ale nic a nic to nie dało. Rezerwat był bez wody.
o jacie tam idą człowieki - śledzą nas

chyba ich zgubiliśmy

leśne wąchanie

chodzą, jeżdżą i biegają

dowód, że byłem w Rezerwacie Przyrody

powalone drzewa - dzikosć

no tutaj też wody nie ma

Okazało się, że nawet nie wiedziałem kiedy a my już zrobiliśmy całe kółeczko i znowu stanęliśmy przed wielkim kamieniem u wejścia do rezerwatu. Na sam koniec zrobiliśmy sobie zdjęcie z wielkim głazem i udaliśmy się w drogę powrotną do domku. Głaz okazał się być "pomnikiem" ku pamięci bardzo odważnego człowieka, który przefrunął Atlantyk.

ja i głaz

W drodze powrotnej zahaczyliśmy o te tajemnicze budynki o których wcześniej pisałem. Okazało się, że to jest zoo. I to nie takie zwykłe zoo, tylko takie, do którego można wejść za darmo, ale niestety pieski nie mogą. My ze zmęczenia przywitaliśmy się z żubrami. Nie spodziewałem się, że władcy puszczy są trochę więksi. No ale emanuje od nich spokój i opanowanie. Posiedzieliśmy z nimi kilka dłuższych minut i w końcu się pożegnaliśmy. Odchodząc zobaczyliśmy jeszcze kuce, dziki i wilki. No powiem szczerze, że wilki zrobiły na mnie wrażenie, ale mimo wszystko żubry były bardziej i to chyba pod każdym względem.
ja z żubrem

wilki, same wilki

Zostawiłem w końcu za sobą całą tą menażerię i pewnym oraz dziarskim krokiem ruszyliśmy do domku. Zatrzymaliśmy się jeszcze w Parku Planty, gdzie napiłem się troszkę z fontanny. Lepsza zabawa jednak była na placu Marszałka Józefa Piłsudskiego, gdzie naprawdę napiłem się wody jak prawdziwy cywilizowany psiak - z kranu
z fontanny

a gdzie ręczniczki?

Do domku oczywiście dostarczyła nas winda. Skoro jest to muszę z niej korzystać jak najbardziej, żeby odciążyć swoje stawy, kręgosłupy i uszy oraz ogon. W domku posiliłem się i poszedłem spać jak kłoda. Na szczęście walczyć z Fuksją nie musiałem, bo ta znalazła sobie miejsce u Pańci, pod nóżkami. Ona uwielbia siedzieć jak najbliżej Pańci. Ech to musi być miłość jak nic.
no długo jeszcze będziemy jechać?

tutaj jej najwygodniej


Jakoś tak wieczorem a właściwie już w nocy nie chciało mi się wychodzić, ale Pańcio mnie zmusił. Brutalnie zostałem wyrwany na zimny spacer pośród mroków. Na spacer aby się lepiej poczuć zabrałem swoją czapeczkę do ciamkania. Jedyna fajna sprawa z tego, to podróż windą w obie strony i własnie ta czapeczka, której nie wypuściłem z pyszczka ani na sekundę. Uwielbiam tą windę. Gdy wróciłem do domku do Fuksja fruwała pod sufitem. Ja nie wiem jak, ale przede wszystkim nie wiem po co?
na spacerku

powrót do domku

Fuksja skrzydlata

ponton z daszkiem -tego jeszcze nie grali

We czwartek wstaliśmy z samego rana, zostawiliśmy Fuksję na czatach w domu i ruszyliśmy. Człowieki zostawili mnie w celu pilnowania auta i zniknęli, gdzieś w wielkim budynku na dłuższy czas. Powiem szczerze, że wcale mi nie było przykro z tego powodu. Dospałem resztę przerwanego snu. W końcu pojawił się Pańcio i poszliśmy na spacerek. Okazało się, że jesteśmy całkiem blisko zoo, do którego się udaliśmy. Tym razem powędrowaliśmy wokół całego. Okazało się, że były tam koniki, kury i dzikie jelenie. Te ostatnie to tak mnie straszyły, że aż się zdenerwowałem i na nie szczekałem. Nic sobie z tego nie robiły jednak a dalej mnie straszyły. W drodze do Żubrów odwiedziliśmy jeszcze osiołki. Znowu chwilę spędziliśmy z Żubrami, ale niestety nie tyle chcieliśmy. Musieliśmy szybko wracać, bo Pańcia dzwoniła. Ja znowu popilnowałem LaBuni i po chwili Pańcia i Pańcio wrócili i pojechaliśmy do tymczasowego domku. Swoje miejsce postojowe LaBunia oczywiście oznaczyła jakimiś ciemnymi płynami - coś tam w niej znowu kapie i cieknie. Ech, ale to nie ważne, bo wracamy spać.

dzikie i groźne jelenie

wstydliwy żubr

Nawet Pańcia udała się spać. Położyła się zmęczona w sypialni a my z Fuksją zabraliśmy się za jej pilnowanie. Ja brałem swoją pracę bardzo poważnie, Fuksja natomiast się postanowiła trochę pobawić i znowu zajęła się lataniem, ale w między czasie oczywiście pilnowała jak cerber. Nasz dzień był już bardzo spokojny. Pilnowaliśmy, opiekowaliśmy się i w końcu poszliśmy spać. Czwartek był dobrym dniem. Do ugryzienia
nikt się nie prześlizgnie przez drzwi

Cerber na posterunku

wyżej się nie da!

1 komentarz: