niedziela, 26 czerwca 2016

Czas wracać do codzienności

Co to był za piątek, to chyba nie muszę mówić nikomu, kto mieszka w Polsce. Wychodząc na dwór miało się wrażenie, że otwiera się bramy piekieł. W związku z tym spacerki tego dnia były raczej nie za długie. Unikałem jak ognia betonu i tym podobnych ludzkich wynalazków. Staraliśmy się to robić jak najwcześniej i jak najpóźniej aby uniknąć palącego słońca. W domu nie było o wiele lepiej. Na szczęście wentylator chodził pełną parą. Nie wiele pomagał, ale jednak jakoś dało się przetrwać. Fuksja wylegiwała się na moim kocyku a ja nie chcąc jej przeszkadzać siedziałem przy fotelu Pańcia i robiłem minę oburzonego
Fuksja i jej sposób na upały
Wszelkie ruchy staraliśmy się ograniczyć do minimum. Fuksja po kilku krokach na przykład kładła się i wypoczywała przez kilka chwil. 
ej a czemu ona leży u mnie?

Popołudniowy spacerek odbyliśmy udając się do lasku, na Górę Hugona. Tylko tam można było liczyć na więcej cienia i trochę niższą temperaturę. Zastanawiałem się jak to się stało, że słońce tak mocno praż a my jesteśmy tak daleko od morza od adriatyckich fal? No powiem szczerze, że ktoś tu tego za dobrze nie poukładał. W każdym razie wracając do spacerowania, to w lesie spotkaliśmy małego wesołego pieska o imieniu Ramzes (o ile dobrze pamiętam). Jeszcze szczeniaczek oderwał się od swoich opiekunów. Po chwili zabawy razem z Pańciem odprowadziliśmy go w kierunku jego człowieków. Potem to już resztkami sił wróciliśmy do domku i czekaliśmy aż przyjdzie noc i da chwilę wytchnienia, chwilę oddechu. Mimo ochłody nawet nie wchodziłem do swojego legowiska, ale spałem na chłodniejszych panelach obok człowieków.
cześć młody

W sobotę ciągle słońce nie odstępowało o sobie za pomnieć. Dawało z siebie naprawdę wszystko. Gorąco było jak w afrykańskiej dżungli z tym, że troszkę mniej dziko. W każdym razie umówiliśmy się z Figa, więc musieliśmy się pojawić. No i oczywiście my byliśmy za wcześnie. Pozwiedzałem i przy okazji trochę trochę uzupełniliśmy wodę w zbiorniczkach i w misce a potem po prostu pojawili się Figa i Baks.
pusto tutaj

samotność na wielkim wybiegu

Na początku przywitałem się z ich człowiekiem a potem Figa i wielkie zabawy z nią. W między czasie trochę powarczałem i trochę poszczekałem na Baksa. A co niech wie kto tu rządzi. W zasadzie to nie chciałem aby nam przeszkadzał w zabawach z Figa. Na szczęście po czasie Baksik trochę się odważył i dołączył do naszych zabawa. Tak stał na uboczu i tak trochę hałasował. Cała nasza paczka się dobrze bawiła i piła wodę i odpoczywała. To długie przedpołudnie mijało bardzo szybko. Nim się zorientowałem to robiło się już późno. Trzeba było wracać do domku na meczyk. Wszyscy zebraliśmy się do powrotu. Figa oczywiście opóźniała wszystko jak się dało. A to kładła się, a to coś tam obwąchiwała. Po prostu Figowała. Baksik za to ostro szedł przed siebie, przy nodze swojej Pańci. Powiem szczerze, że tak trochę go obszczekałem na powitanie, bo go nie poznałem, to już nie ten sam chłop. Sierść lśniąca, oczka świecące i piękne i taki już trochę przybrany jest. W każdym razie wróciliśmy do domku aby szykować obiadek i szykować się na meczyk.
cześć

okrzyczała mnie idę sobie sam

obmyślamy plan

mistrz pierwszego planu

zmęczenie

a tu coś po głowie mi chodzi

powrót do zabawy, dzikiej zabawy

no weź baw się

no ale nie w szczepionkę

no ale nie szczekaj

aż mi uszy latają

teraz to ja sobie po odpoczywam

głupaka i szczekanie

co tam się robiło

idzie zakochana para

to co powoli się zbieramy?

no wszyscy już jesteśmy bardzo zmęczeni

Do domku przyjechaliśmy i od razu telewizor został ustawiony na kanał, na którym miał lecieć mecz Polska - Szwajcaria. Mecz o ćwierć finał Euro. Obowiązkowo trzeba było oglądać. Szybko zjedliśmy domowej roboty hamburgery. Choć jak mów Pańcio te u najmłodszego w rodzinie były znacznie lepsze. Nawet zdążyłem się zdrzemnąć, ale Mazurek Dąbrowskiego mnie obudził. Cały mecz był piękny i emocjonujący a te karne to już w ogóle. Uczy zagryzałem z nerwów. Całe szczęście, że to były uszy Pańcia. W domku radość była olbrzymia gdy nasi strzelili ostatniego karnego i wygrali cały mecz. Podejrzewam, ze taka radość była nie tylko u na.
cicho Hymn

no dobra co chciałeś?

Po meczu reszta dnia nie miała już znaczenia. Szybko się skończył nocnym spacerkiem. Niedziela to już sam deszcz. Choć Pańcio wychodząc w swoich klapeczkach miał chyba to w nosie. Rano pojechaliśmy do Freda i tam bardzo długo posiedzieliśmy. Nawet z nim byłem na spacerku, na którym bardzo mocno zmokłem. No nic po zjedzeniu makaronu zabraliśmy Wikę i wróciliśmy do domku, po drodze zahaczając o zakupy. W domku przywitałem się z Wiką i poszedłem spać. Wieczorkiem poszedłem na spacerek z Pańciem po okolicy i znowu spotkałem tego szalonego czarnego pieska bez obroży. Gdy tylko Pańcio się do niego zbliża to on zaraz ucieka. Spacerek był dość długi  i męczący. 
hej

Wróciliśmy w sam raz na kolacje. Grillowane kiełbaski, które Pańcio i Wika zjedli niemal od razu. Za to Pańcia siedziała na telefonie i jej kolacja stygła i czekała. Tak na nią polowałem tak ją próbowałem zdobyć, ale niestety się nie udało i Pańcia w końcu po skończeniu rozmowy telefonicznej zjadła ją tak ordynarnie i bezczelnie - zupełnie jakby była jej. Na szczęście na sam koniec troszkę się podzieliła. Niedziela się skończyła i nas czas urlopowy również. Do ugryzienia!

dam radę

1 komentarz: