niedziela, 19 czerwca 2016

u nas w Chorwacji

Czwartek był bardzo wietrznym dniem i pełnym niepogody. Wiatr wiał tak bardzo, że aż moje uszy żyły własnym życiem. Do południa się wylegiwaliśmy w domku. Tylko od czasu do czasu wychodząc na taras. Dopiero potem się zaczęło. Postanowiliśmy całą trójką zwiedzić miasto w którym przyszło nam mieszkać. Postanowiliśmy pokazać Pańci plaże jaką znaleźliśmy. Co prawda w tych warunkach pogodowych nie prezentowała się zbyt pięknie, ale i tak było co oglądać.
no tak na część plaży wejść nie mogę
Tego dnia plaża była niedostępna nie tylko ze względu na zakaz, ale i na wietrzą pogodę, która zalewała kolejnymi falami nawet najwyższe skrawki na których mógłby leżeć kocyk. Tak więc ruszyliśmy drogą nad plażą w kierunku budki z lodami. Po drodze spotkałem kilka szalejących psiaków z którymi się witałem. Jeden z nich był bardzo zmęczony i trochę mu się kulało na przednią łapkę. Trzymał się trochę na dystans, ale i tak udało mi się go trochę pocieszyć, mam przynajmniej taką nadzieję. W budce z lodami, człowieki zaszalały i wybrały tak egzotyczne smaki jak Coca-Cola i RedBull. Po początkowych zachwytach wszyscy doszliśmy do wniosku, że to nie są nasze smaki, ale przecież nie mogliśmy od tak wyrzucić lodów. Po prostu zjadłem je, ale tak bez przekonania. Znaczy dobre były, ale za bardzo.
uważaj na siebie

no dobra jak muszę, to zjem te lody

W naszym spacerku dotarliśmy na sam koniec plaży na taki cypelek, za którym był już tylko wysoki klif. Chwilę tam spędziliśmy na odpoczywaniu  i obserwowaniu szalejących fal. Pańcia znalazła kilka fajnych szkiełek. No i wywiani ruszyliśmy do centrum naszego miasteczka. Chcieliśmy pochodzić uliczkami Sukosan. Od plaży do centrum był tylko malutki kroczek. Całe szczęście, że to nigdzie daleko bo naprawdę nie chciało by mi się ruszać, zresztą wieczorem grali nasi piłkarze i musiałem to obejrzeć. Nie jestem wielkim fanem sportu, ale naszych na euro obejrzeć trzeba.
no strasznie wieje

hej znalazłaś jakieś szkiełko?

e ja tam się nie zbliżam

no wracamy już?

Po drodze znowu spotkaliśmy wesołe psiaki. Szczekające z oddali ale gdy tylko się zbliżyliśmy to po prostu milkły i radośnie machały ogonkami. Po dotarciu do centrum okazało się, że woda w małym poracie jest bardzo wysoko. Zainteresowało nas to zjawisko, ale mimo wszystko postanowiliśmy kontynuować nasz marsz do wąskich uliczek. Tam między kamiennymi budynkami i wysokimi murkami rozkoszowałem się zapachami i tropami. Pełno restauracji przyprawiało mnie o zawrót głowy. Tak smakowicie tam pachniało. Jednak co jakiś czas pośpieszałem swoich człowieków, bo przecież trzeba było zdążyć na meczyk.
no i co tak szczekałeś

w "mieście"

no już lecę, musiałem tylko coś obwąchać

halo człowieku tędy idźmy

Po powrocie nad mały port dostrzegliśmy, że woda wylała na ulicę. W niektórych miejscach było jej tak dużo, że przejazd samochodem wydawał się być wielkim wyzwaniem. Pańcia szybko skoczyła po jakieś przekąski na meczyk i przeprawiliśmy się przez rozlewisko i plażą wędrowaliśmy w kierunku domku.
jejku ale wody

chwila odpoczynku

no poczekaj człowiek!

Okazało się, że do meczu jeszcze daleko i po odpoczynku miałem chwilę czasu na spacerek nad morze. Słoneczko nieśmiało wyglądało zza chmur, ale wiaterek i fale robiły swoje. Pańcio postanowił mi zrobić małą sesję na skałach. Zresztą sam miałem na nią ochotę. Słoneczko schowane za mgiełka chmurek robił piękną aurę. I głupotą było by z tego nie skorzystać. Nasza plaża okazała się być do tego bardzo dobrym miejscem i nie trzeba było nigdzie daleko iść.

no robisz to zjecie?

noski lizać

no ale nie chodźmy po kamyczkach

ale dużo wody!

poczekaj chwilkę

w sam raz na okładkę dog health

No i w końcu wróciliśmy aby dopingować naszych. To był pierwszy mecz, tak późno, który obejrzałem w całości. Nic nie było w stanie mnie zmusić do spania. Siedziałem i oglądałem. Z wyniku byłem bardzo zadowolony, no ale lekki niedosyt pozostał. Dobrze, że w trakcie były chipsy bo bym chyba zszedł na zawał albo coś. Na szczęście po takim wyniku mogłem spokojnie zasnąć.
z piłkarzami

Kolejny dzionek zaskoczył nas pięknym błękitnym niebem i delikatnym wiaterkiem, który wywoływał intensywne fale na morzu. Jednak nie tak mocne jak w dniu poprzednim. W każdym razie szybki poranny spacerek w pobliżu naszej bazy noclegowej był dość fajny i nawet połączony z kąpielą, małą kąpielą człowieków w morzu. Lekko się zamoczyłem, przez soją nieuwagę, ale na szczęście nie było to nic wielkiego. Dość szybko wróciłem do swojej suchej postaci wypoczywając na tarasie.
o jacie ale wielkie fale

no co ty nie chce mi się pływać

Popołudniu ze względu na piękną pogodę postanowiliśmy się udać na betonową plażę, która w części ma zakaz przebywania psów. My zasiedliśmy na jej początku, jednak aż trzy razy musieliśmy zmienić miejsce leżakowania, bo każde okazywało się być już po chwili zalewane przez falujące morze. Na szczęście dwa metry nad lustrem wody mogliśmy się czuć bezpiecznie, a raczej nasze rzeczy. Człowieki co chwila wchodziły do wody i się moczyły, na szczęście mnie nie zmuszały, tylko mnie ochlapywały. Ech z godnością znosiłem te ich szczeniackie zachowanie. Dość szybko usnąłem i to plażowanie tak mi jakoś szybko zleciało.
o tam chyba jest Pańcio

o tak już jest co raz bliżej

gdzie on zniknął

o jest!!

Plażowanie dobiegło końca w porze obiadowej i jakoś tak koniec zbiegł się z pojawieniem chmur na niebie. Zresztą obiadek też dość szybko minęła i po chwili wypoczynku i małym odświeżeniu ruszyliśmy w drogę. Ruszyliśmy na zwiedzanie miasta Biograd na morzu. Po kilku kilometrowej drodze dojechaliśmy na miejsce. Odnaleźliśmy parking i rozpoczęło się zwiedzanie. Dreptanie uliczkami i straganami było przyjemne. Całe miasto wypełniali ludzi w koszulkach i  innych częściach garderoby w barwach Chorwacji. Trafiliśmy akurat na porę, gdy ci grali na euro i powiem szczerze, nie skończyło się do dla mnie zbyt dobrze. Hałasy i harmider były tak wielkie, że spokojna i przyjemna kolacja w restauracji przeistoczyła się w istny koszmar dla mnie. Chciałem uciec jak najdalej. Nie pomagało uspokajanie, nie pomagały przekąski i smaczki ze stołu, których nawet nie chciałem zjeść. Uspokoiłem się dopiero gdy Pańcio odprowadził mnie do do LaBuni. Dreptaliśmy w deszczu, ale gdy autko zostało zamknięte a w nim cichutko grała muzyczka z telefonu Pańcia to mogłem odetchnąć z uglą. Po niedługim czasie człowieki wrócili z resztkami kolacji, które na spokojnie zjadłem. Jeszcze zahaczyliśmy o sklepiki pod którym zobaczyłem piękną tęcze i kolorowe niebo i już wracaliśmy do bazy noclegowej w Sukosan. Podróż przespałem i człowieki obudzili mnie gdy otwierali auto. Nawet do końca nie wiem jakie to miasto było, bo wszystko przysłaniała mi trauma związana z hałasami kibiców.
Sobotnie przedpołudnie spędziliśmy kolejny raz na spieczonej słońcem plaży. Delikatny wiaterek dawał wytchnienie. Słoneczko dawała z siebie wszystko. Na szczęście co chwila byłe moczony w wodzie. Tak dokładnie nie pływałem, a jedynie Pańcio mnie wkładał do wody. Było jej tak mało, że stałem sobie całkiem swobodnie na dnie i relaksowałem chłodząc. Resztę czasu to przespałem. To plażowanie było wyjątkowo relaksujące. Bardzo wypocząłem i odstresowałem się po poprzednim dniu. Mój dzień mógłby się skończyć na powrocie do domku, ale niestety człowieki sobie wymyślili Zadar.
dobra drzemka na "kocyku" nie jest zła

spokojnie na plaży jest ratownik, można tonąć

co ta Pańcia tam pływa

to co wskakujemy do wody?

chodziło się po wodzie

relaks na pełnym wypasie

Do Zadaru dotarliśmy późnym wieczorkiem. Już powoli robiło się ciemno. Postanowiliśmy najpierw odwiedzić mury miejskie na których nigdy nie byliśmy. Z nich roztaczał się piękny widok i port. Było spokojnie i cicho, ale niestety już po chwili to musiało się zmienić. Po chwili zeszliśmy na poziom miasta i dreptaliśmy głównymi ulicami w kierunku promenady nadmorskiej.
ale tu fajnie

no co za widok

Na poziomie miasta już tak różowo nie było. Ludzie i hałasy wywoływały we mnie strach. Nie powiem, że było  to przyjemne. Zastanawiałem się czym to jest spowodowane i doszedłem do wniosku, że to przez te nowe kropelki czyszczące uszy. Pewnie porządnie wymyły mi uszy i teraz wszystko słyszę bardziej. W każdym razie mimo tych trudności dotarliśmy na pomnik słońca, gdzie chwilę podziwialiśmy widoki i całą instalację.
na "pomniku"

Niestety aby wrócić do autka musieliśmy znowu przejść przez miasto. Pomimo późnej pory miasto tętniło życiem. Znowu byłem trochę przerażony a my jeszcze po drodze się zatrzymywaliśmy aby zrobić małe zakupy pamiątek. W końcu pomimo wszystkich przeciwności losu dotarłem do autka, gdzie zjadłem swój malutki kawałeczek pizzy. LaBunia powoli zawiozła nas do bazy nocnego spoczynku, w której po prostu padłem. Do ugryzienia

musimy tu wchodzić?

co ta pańcia tam robi?

pośpieszę Panią z zakupami

uciekajmy stąd!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz