piątek, 10 czerwca 2016

Wybiegi

Ech cały ten tydzień zaczął się bardzo, ale to bardzo interesująco. Po pierwsze z samego rana dowiedziałem się, że czeka mnie wspaniała niespodzianka. Niestety to nie było wszystko dowiedziałem się też, że czeka nas bardzo ciężka praca przez cały tydzień. No i się zaczęło. Poniedziałek cały poświeciliśmy na naprawienie LaBuni. Coś tam w niej treszczało, coś tam skrzypiało od dłuższego czasu to trzeba było naprawić. Ten nagły pośpiech wskazywał tylko na jedno. LaBunia będzie nas gdzieś wiozła.
Oj no i zrobiliśmy jakieś zakupy po drodze do Bojkowa i LaBunia wjechała do garażu. Powolutku jakieś rzeczy z niej wykręcane a to wkładane. Po jakimś czasie przyjechał opiekun Franka i wtedy to dopiero się zaczęło. Kolejno wszystko co miało się odkręcić się nie odkręcało albo ukręcało. Ja starałem się nie przeszkadzać bo było sporo nerwów. Głównie to spałem przy wylocie z garażu. Tylko od czasu do czasu zaglądałem co się dzieje. W końcu część prac się zakończyła i LaBunia wyjechała kawałkiem z garażu i zaczęło się rozkręcanie tylnego zawieszenia. Atmosfera się rozluźniła i było nawet wesoło, ale tylko do czasu. Bo najpierw coś się tak przykręciło, że się scaliło ze śrubą i trzeba było ciąć. Iskry leciały wszędzie, ale się udało. Zapowiadało się, że na tym się skończy. Nic bardziej mylnego, bo jeszcze popsuł się zacisk hamulcowy. N powiem szczerze, że LaBunia nie chciała chyba być naprawiona i dała o swojej kapryśności mocno znać. W końcu późnym, bardzo późnym wieczorem wróciliśmy do domku. Oj byłem bardzo zmęczony, a przez to wszystko i całe te emocje nie było czasu ani ochoty na zdjęcia. Zasypiając w legowisku miałem nadzieję, że ciężki poniedziałek nie będzie zapowiadał ciężkiego tygodnia.
We wtorek postanowiliśmy się trochę zrelaksować. Podjechaliśmy z rana na pobliski wybieg. Tam były pieski i tym razem nie zapomnieliśmy robić zdjęć. Do energicznej damy biegającego za piłką się nie zbliżałem za bardzo aby nie być obszczekanym, za to czarna labradorka znowu bardzo przyjaźnie mnie przywitała. Było przyjemnie i nawet pobiegałem sam za piłeczką. Ten relaksik bardzo mocno był męczący. Te kilkadziesiąt minut spędzone na wybiegu było bardzo przyjemne ale i bardzo wyczerpujące. Nawet pojawiły się kolejne daw psiaki do których się przykleiłem, bo ich opiekunowie mieli przekąski. Oj gdy tylko to wyczułem to nie odstępowałem ich na krok. W między czasie uzupełniałem poziom wody w zbiorniczku. Oj szalałem i to bardzo szalałem. W końcu jednak wróciłem do autka a potem pojechaliśmy z Pańcią. W końcu po powrocie do domku odpocząłem. Nawet nie kłopotałem się pomaganiem Pańciowi w sprzątaniu.
to jej piłeczka i nie należy się do niej zbliżać

powitanie nowoprzybyłych

biegnę

przy misce

obwąchanie

ciepła i przyjazna czarnulka

Niestety szybko nie poszliśmy spać. Pańcia położyła się wcześniej a ja zostałem z Pańciem. Nie było to jednak bezinteresowne. Po prostu niezauważony i jak komandos zamaskowałem się na super wygodnej leżance Pańci. Oj tak się idealnie wkomponowałem, że nawet Pańcio mnie nie zauważył. W zasadzie razem z Fuksją tworzyliśmy doskonały śpiący duet. Sypianie synchroniczne wychodzi nam doskonale. 
mnie tu nie ma, to zwidy

Kurcze muszę się bardzo pośpieszyć. Bo człowieki już na mnie czekają. Już są prawie spakowani. Już mnie poganiają. Szybko w reporterskim skrócie dodam, że Środa to znowu odwiedziny w Bojkowie. Tym razem jednak nic nie naprawialiśmy (prawie). Po prostu bardzo powolutku pucowaliśmy autko. Co prawda cała ta praca poszła w gwizdek, bo prawie nie widać, że było sprzątane. Tym razem się nie nudziłem bo przyjechał Fredzio i trochę z nim poszalałem. Na koniec tego dnia zostałem jeszcze wyprany i ruszyliśmy w drogę. Cały ciepły dzionek na świeżym powietrzu to coś świetnego. Ostatnio bardzo dużo się relaksuje na dworze nie męcząc się przy tym za bardzo. Oby to się nie odbiło na moim zdrowiu. Po powrocie do domku zajęliśmy się swoimi sprawami. Fuksja całe popołudnie i wieczór spędziła na balkonie obserwując ciekawy świat za oknem. Ta to ma zajęcia.
no sprzątaj nie przeszkadzaj sobie

Fuksja na czatach

Czwartek to szybka wizyta kontrolna u Weta. Niestety nie było mojego "doktóra". Była za to inna wesoła Pani. Obejrzała, osłuchała i powiedziała, że jest wszystko okej. Możemy jechać. Już wiedziałem, że razem z moimi Borowskimi na 100% pojadę do Chorwacji i to już na weekend będę pływał w ciepłym i czystym morzu - jak wszystko pójdzie zgodnie z planem. U weta było szybko i sprawnie a potem odwiedziliśmy wybieg. Tam oczywiście umówieni byliśmy z Figą i Baksem. 
no zaraz będziemy u weta

jak to 31,77kg?

Nie będę Wam dokładnie opowiadał co się działo na wybiegu, ale powiem tylko, że było super. Że się wyszalałem, wybiegałem i że wróciłem do domu bardzo zmęczony. Najlepiej będzie po prostu jak zobaczycie zdjęcia i filmy.
idziemy na wybieg?

samotność

przywitanie z Baksem

spacerujemy

zabawy

no weź figa bawi się

hej mnie też pogłaskaj

teraz kolej Baksa

hej nie uciekniesz mi 

daj gryza

spragniony

zabawy z Figą

dyskusje na maksa

Wszystko co dobre kiedyś się kończy. Zmęczeni i szczęśliwi wróciliśmy do domku. Na szczęście to nie był koniec dobrej zabawy. Przykleiliśmy naklejkę na autko, która mówi, że jestem w środku. Wyszła świetnie choć buła nie postarał się z przyklejaniem i wycinaniem. No może następnym razem mu się lepiej uda. Wieczorem powolutku pakowaliśmy torby na podróż
fajna nie?

Nadszedł piątek, czyli dzień pakowania do auta. Tym czasem od rana robiliśmy setki innych rzeczy. Najważniejszą z nich było zawiezieni Fuksji do mieszkania z kafelkami. Smutne pożegnanie zakończyliśmy polizaniem jej po głowie i co i do domku i pakujemy się bo już jesteśmy spóźnieni. Do ugryzienia!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz