czwartek, 31 grudnia 2015

i po świętach kaprys

Przyszła niedziela, przyszedł koniec świąt. Niestety te święta zakończyły się nim przyszedł śnieg. Szkoda wielka, ale dobrze, że przynajmniej wielkich mrozów nie był. Poświąteczne dni miałby być bardzo spokojne a my zamiast leniuchować w domku to pojechaliśmy. Najpierw do sklepu po wyprzedażowe bombki do malowania a potem w odwiedziny do rodzinki człowieków. W drodze coś się stało i LaBunia przestała nas ogrzewać a silniczek zaczął robić się coraz cieplejszy. Pod sklepem troszkę dolaliśmy zakupionego płynu i w dalszej drodze było odrobinę lepiej, a po przyjechaniu do rodzinki postanowiłem zostać w autku i pilnować czy nic gorszego się dziać nie będzie. Nie działo a człowieki wróciły i pojechaliśmy do domku.
W domku nie mieliśmy już ani ochoty na brykanie ani na jakąkolwiek inną aktywność. Po prostu martwiliśmy się, co to z tą naszą LaBunią znowu się dzieje. Ech wiedziałem, że to nie będzie najlepsza i najłatwiejsza noc w moim życiu. Fuksja zresztą też nie zachowywała się najnormalniej. Ona po dawnej nieobecności na swoim drapaku, postanowiła się z nim przeprosić. Choćby na chwilkę.
smutek

przeproszona z drapakiem

W poniedziałek trzeba było wrócić do codzienności. Poranek jak poranek. LaBunia zawiozła nas aby załatwić wszystkie ważne rzeczy. Jakoś tak pracowała niby normalnie, ale zostawiała pod sobą morką plamę. Ostatecznie wiedzieliśmy, że trzeba będzie coś naprawić, coś z tym zrobić. Tymczasem w domku musiałem odespać. Dalej się zamartwiałem, ale już jakoś tak przynajmniej mogłem spać. Ta kanapa wydaje mi się coraz lepszym pomysłem i coraz fajniej się w nią wkomponowuje. Fuksja ten ponury dzień spędzała na dekoderze. Ten grzeje ją z każdej strony.  W ogóle dni kiedy LaBunia się źle czuję stają się automatycznie jakieś takie szare i smutne. Nie cieszył spacer po Pańcię, nie cieszyło praktycznie nic.
smuteczek z powodu LaBuni

jednak dekoder to najlepszy przyjaciel kota

Wszyscy czekaliśmy aż skończy się dzień, wszyscy czekaliśmy wtorku, bo wtedy LaBunia pojedzie na badanie. Na szczęście noc przyszła wyjątkowo szybko i jakoś tak wszystko przeszło harmonijnie. Fuksja nawet pilnowała człowieków, żeby szybko kładli się do łóżeczka. Przyglądała się im bardzo uważnie w czasie wieczornej toalety. Delikatnie dawała im do zrozumienia, że dobrze by było aby ten dzień już się skończył, aby dobiegł końca.
widzę, że się obijasz!

rączki już czyste, może już iść spać!

ja już na pozycjach a Wy jak zwykle spóźnieni!

W końcu przyszedł wtorek od rana byłem podekscytowany. To ten dzień. Od rana chciałem jakoś rozładować swoją pozytywną energię. Zachęcałem człowieków do gry w piłkę, ale oni byli zajęci szykowaniem się do dnia.
Pańcio kopsnij no piłkę!

no czemu nie grasz?

Ech na szczęście szybko załatwiliśmy poranne sprawunki i inne takie. Poszliśmy na spacerek po okolicy naszego bloku. Ja nie chciałem spacerować, ja chciałem jechać i naprawiać LaBunie. Niestety jeszcze trochę musiałem na po poczekać. To dopiero popołudniu. Tak więc aby umilić sobie spacerek znalazłem sobie patyczek.  Tak w zasadzie idealny patyczek na ten malutki spacerek. Nawet nie próbowałem go zabrać ze sobą do domku tylko zostawiłem pod wejściem do klatki schodowej - na później na następny spacerek.
patyczek i ja

W domku jeszcze zdążyliśmy posprzątać mieszkanie i pojechaliśmy, dolewając wcześniej znaczne ilości wody do układu chłodzenia. LaBunia dowiozła nas szczęśliwie na miejsce badania - dojechaliśmy do Bojkowa. Po wjeździe do garażu szybko LaBunia została pozbawiona plastikowych osłon. Po chwili pojawił się opiekun Franka i zabrał się za dalsze rozbieranie LaBuni. Okazało się, że w jakiejś bardzo chowanej rurce metalowej zrobiły się mikroskopijne dziurki. Dowiedzieliśmy się tego dopiero gdy wyjęta została znaczna ilość podzespołów zasłaniających go. Na szczęście taka rurka była na w czeluściach strychu. Niestety wiedzieliśmy, że LaBunia dziś nie wyjedzie, bo wszelakie silikony uszczelniające połączenie musiały wyschnąć przez noc. My na szczęście mieliśmy czym wracać. Znaczy jeszcze nie mieliśmy, ale Pańcio zostawił mnie do pilnowania LaBuni i pojechał po transport z opiekunem Franka. Na szczęście szybko wrócił, znaczy nie wiem, czy to było szybko, bo spałem. Mimo wszystko przesiadłem się do małego białego autka i wróciłem do domku. Ciepło pożegnałem się z LaBunią i pojechałem do domku. W domku po kolacji dostałem konga pełnego smacznego paszteciku. Paszteciku, który również smakuje Fuksji.
spróbuję tylko trochę

ale pyszny pasztecik

Gdy dostaję konga to staje się bardzo potulny i robię jedną sztuczkę, a raczej próbuję ją robić. Pańcio mówi roluj a ja się kładę na plecki. Potem Pańcio mnie popycha abym stanął na kołach. W ten sposób z lekką pomocą wykonuję pełen obrót 360 stopni i dostaję konga z pasztecikiem. Po chwili wszystko jest już czyste i wracam do swoich zajęć, wracam do łobuzowania. Człowieki tymczasem zabrali się za jedzenie świątecznych ciast. Te z naszej lodówki codziennie są wyciągane, codziennie są jedzone a mimo wszystko ciągle jest ich sporo. Niestety człowieki ciastami się z nami nie dzielą, mimo, że tak bardzo się staramy aby dostać choć kawałek.
jak to się nie podzielicie?

W końcu jednak poddałem się i poszedłem spać. Dość nietypowo bo zasnąłem z nogami w dziupli w drapaku Fuksji a głową i przednimi łapkami wciśniętymi pod fotelik Pańci. No nie wiem co mnie naszło. Ech takie wariactwa.
bo tak!

Środa przywitała nas słoneczkiem. Szybko zebraliśmy się i małym autkiem pojechaliśmy po opiekuna Franka oczywiście wcześniej załatwiając wszystkie najważniejsze rzeczy. Szybko pojechaliśmy do Bojkowa, gdzie LaBunia stała na dworku, tam gdzie ją zostawiliśmy. Szybciutko odpaliliśmy ją i wjechaliśmy do garażu. Odpaliła bez problemu i to bez osprzętu. Mało tego bez filtra paliwa, bo zapomnieliśmy go podłączyć. W garażu powolutku się składała. Wszystko tak nieśpiesznie. Gotowa odpaliła i pojechała na zewnątrz. Wszystko było niemal ok, no może jeszcze trzeba było za jakiś czas wszystko po odpowietrzać. No ale nic nie kapało, nic nie ciekło i nic nie leciało - wszystko było ok. 
w garażu

Opiekun Franka nas zostawił i pojechał do domku a my jeszcze do LaBuni zapakowaliśmy sześć krzeseł i w drogę. Przez to wszystko siedziałem z przodu na fotelu. Droga powrotna była wspaniałym przeżyciem. Wystawałem przez szybę i podziwiałem świat. Wygoda przedniego fotela i ta ilość miejsca. No po prostu cud -malina!
wsiadaj - ruszamy

W trakcie drogi okazało się, że nie jedziemy do domku. Okazało się, że jedziemy zawieść te krzesła do Zawady. To wszystko było spowodowane organizacją Sylwestra właśnie w tej lokalizacji. Z czasem ta jazda stałą się możliwością do przytulania. Pańcio był tak blisko, więc miałem możliwość tulasiania się
no to gdzie my właściwie jedziemy?

nie poznaję tej okolicy!

znowu stoimy na światłach?

tulasiam się!

Na miejscu wypakowaliśmy krzesła. Znaczy Pańcio wypakował a ja się temu przyglądałem. Zamieniliśmy to na torbę wypełnioną jajkami i pojechaliśmy. Odwiedziliśmy jeszcze Freda. Znaczy człowiek odwiedził bo mi się z auta ruszać nie chciało, potem jeszcze mieszkanko z kafelkami i pojechaliśmy w końcu do domku. No niestety nie tak do końca. Pojechaliśmy do Pańci i na nią chwilę poczekaliśmy. W trakcie tej chwili trochę pospacerowałem i ostatecznie zjadłem pyszne jabłuszko. Całe szczęście, że naprawiliśmy wszystko, bo powolutku robiło się bardzo zimno. Nawet Pańcio założył rękawiczki. Całe szczęście, że Pańcio pomógł mi jeść jabłuszko, bo inaczej bym się z nim mordował godzinami. Ech staje się bardzo leniwy.
no trzymaj mocno

źle trzymasz!

sam sobie już poradzę.

W końcu wróciliśmy do domku. Miałem serdecznie dość wszystkiego i chciałem odpocząć. Zimno, ciemno i byłem bardzo zmęczony. Walnąłem się na kanapie jak długi i zasnąłem. Nie przeszkadzało mi światełko bo miałem własne nocne opaski na oczy.
nie budzić

natura jednak pomyślała o wszystkim wyposażając mnie w długie uszy

No i to było by na tyle z naszych opowieści. Chciałem zwrócić Waszą uwagę, że na blogu pojawiła się zakładka Recenzje, gdzie będę się starał wrzucać recenzje książek o zwierzętach i ze zwierzętami. Kto wie, może z czasem będą i recenzje różnych psich i kocich rzeczy. Tak więc zapraszam do czytania i komentowania. Do ugryzienia!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz