poniedziałek, 7 grudnia 2015

Jarmarkowy maraton

Sobota rozpoczęła się nagle i jeszcze przed wstaniem słońca. Ciemno było jeszcze na dworze, gdy musieliśmy wyjść i pojechać z Pańcią. Okazało się, że jej praca ma jakąś awarię, czy coś takiego. Ech z legowiska to musieli mnie zwlekać niemal za uszy. Tak mi się nie chciało, ale co było zrobić. Wstałem bo inaczej bym głośno płakał i tęsknił sam w domku. Na szczęście tego czasu nie zmarnowałem, bo poszedłem na spacerek i szybciutko do sklepu po jakieś słodkości na śniadanko. Na szczęście słońce szybko nas zaczęło witać. Po chwili byliśmy już w domku. Zjadłem śniadanko i kładłem się spać, ale nie!
Nasza dzień się dopiero teraz zaczął. Już za chwilę dołączyła do nas wakacyjna towarzyszka i ruszyliśmy. Siedząc w bagażniku tliła się we mnie malutka nadzieja, malutka myśl, że może jedziemy nad ciepłe morze. Dobrze wiedziałem, że było mało bagaży i nie było boxu na dachu, ale mimo wszystko taki cichutko liczyłem na cud. W drodze zabraliśmy jeszcze Wikę i ruszyliśmy w drogę. Jechaliśmy do Wrocławia, co stało się dla mnie jasne, gdy tylko minęliśmy bramki na autostradzie. Droga upłynęła mi szybciutko. Nagle wszyscy pasażerowie wysiedli z autka a ja z Pańciem pojechał dalej - pojechaliśmy szukać miejsca, gdzie można by zostawić LaBunie. Na całe szczęście zaparkowaliśmy niemal przy samym parku. Pięknym i dużym parku skąpanym w promieniach słońca. Od razu poleciałem sprawdzić jak daleko jest Pańcia i pozostała ekipa. Pańcio mnie zaprowadził, pokazał i opowiedział, co się dzieje. Przyjechaliśmy tu na targi książki. Miałem tam nawet iść, ale przez szyby widziałem, że było dużo ludzi, więc sobie odpuściliśmy i poszliśmy pozwiedzać okolice i wspomniany wcześniej park. Oj było gdzie chodzi i było co zwiedzać. Zwłaszcza przy tak sprzyjającej aurze.
no gdzie ta Pańcia?

no tak mogłem się tego spodziewać

Nie odchodziłem za daleko od tych targów. Udaliśmy się na mijany autkiem most. Był bardzo piękny z za szyby samochodu. Okazało się, że jest piękny bez szybowych filtrów. Ruch jednak był dość spory i nie było szansy na żadne ładne pozowanie nad rwącą rzeką. Chwilę pooglądaliśmy kaczuszki i ruszyliśmy w drogę powrotną.
na moście

Po drodze udało nam się dostrzec jakąś złotą Panią wyprowadzająca złote psiaki. Te zdawały się biec, gdzieś być może za mną, być może polowały na mnie. Na całe szczęście choć tak bardzo się starały jakoś mnie dopaść nie dały rady. Może im aż tak bardzo przypadły do gustu moje długaśne uszy.
a co to za zbiegowisko?

Wróciliśmy do autka a w zasadzie to do parku. Trochę uzupełniłem płyny z wanny kaczek i poszedłem dalej zwiedzać Park. Po drodze spotkałem kilka psiaków. Wszystkie były fajne i wesołe a większość z nich biegała luzem i co najlepsze była bardzo posłuszna. Ja to bym tak nie dał rady. Jednak też udało mi się pobiegać. Razem z Pańciem ganialiśmy wrony i inne takie ptaszydła. Ciągle jednak wypatrywałem za Panią. Nagle telefon się odezwał i ruszyliśmy na ratunek.

piję wodę

już pędzę po Panią

Przyprowadziłem wszystkich do autka i ruszyliśmy. LaBunia nas dzielnie wiozła, ale nie do domku - o nie. Pojechaliśmy na jarmark. Znaczy ja musiałem chwilę odsapnąć po tym spacerowaniu i zostałem w autku. Na szczęście akurat gdy siły mi wróciły to pojawił się Pańcio i dał jedzonko. Z pełnym brzusiem mogłem spacerować. Podreptałem więc z zapałem szukając reszty naszej paczki. Dużo ludzi i gwar oraz kolorowe światełka i głośna muzyka były wskazówkami, że idziemy w dobrą stronę. Spotkaliśmy ich oczywiście przy budce z ciepłymi napojami. Gorąca czekolada już w zasadzie czekała na Pańcia. Okazało się, że nasza paczka bardzo mocno się rozrosła. Byli z nami nasi znajomi z Wrocławia. Cieszyłem się. Teraz w takiej grupie ruszyliśmy między jarmarczne budki. Wszystko było by fajnie gdyby nie to, że gdzieniegdzie było tak ciasno, że ledwo igła by się zmieściła a co dopiero mój nosek i uszka, że o brzuszku nie wspomnę. Dodatkowo z głośników dobiegała bardzo, ale to bardzo drażniąca muzyka. Myślałem, że tylko ja mam takie odczucia, ale moje człowieki mówili to samo. Całe szczęście, że trochę rzeczy kupiliśmy i niemal wszyscy byli mną zachwyceni. Bo inaczej byłbym tym dniem bardzo zawiedziony, a w zasadzie to końcówką tego dnia.
ja pod choinką

człowieki chcą mnie miziać!

Uf po kilku godzinach marszu, wróciliśmy do autka i pojechaliśmy odwiedzić piękną bokserkę. Oj niestety co prawda gdy wysiadali człowieki to się obudziłem, ale powiem szczerze, że jakoś nie chciało mi się wysiadać. Tak wiec pospałem trochę w aucie. No dobra chciałem dotrzymać towarzystwa LaBuni. W każdym razie, nie wiem ile czasu spałem, ale obudził mnie Pańcio i udaliśmy się na spacerek. Przy okazji przywitałem się z koleżanką. Jednak nie chciała iść ze mną i poszedłem sam na spacerek. Było ciemno i zimno, ale przyjemnie. Nowe zapaszki bardzo mi się podobały. Jak wróciłem do autka to dziewczyny już czekały. Czas było wracać do domku.
hej koleżanko!

Człowieki uparli się na powrót w nocy. Oj jak ja się wymęczyłem. Takie spanie nie w swoim łóżeczku nie odpręża. Można wiec powiedzieć, że drzemałem. Oj drga się dość dłużyła człowiekowi. Pańcio wyglądał na bardzo zmęczonego i wcale mu się nie dziwie, przecież nie dość, że rano wstaliśmy to jeszcze chodził co najmniej tyle co ja! W końcu nasza wakacyjna towarzyszka została odstawiona do domku a my wróciliśmy do domku. W swoim łóżeczku położyłem się o trzeciej w nocy. W zasadzie to może już nad ranem. Nie ruszałem się z legowiska mimo iż w pokoju obok spała Wika na wielkiej kanapie. Ze zmęczenia mnie to nie interesowało.
w końcu!

Niedziela rano była straszna. Natura mnie wzywała a mi tak bardzo nie chciało się wstawać a tym bardziej budzić Pańcia. No niestety trzeba było. Na szczęście szybko się uwinęliśmy i jeszcze szybciej wróciliśmy do spania na przysłowiowe 5 minut.
Oj długo pospaliśmy a jak się zwlekliśmy z łóżeczek to po śniadaniu zasiedliśmy na relaksujący seans filmowy przed TV. Większość z nas się nie przyzna, ale na 100% drzemała w swoich wygodnych miejscach. W końcu jednak sielanka się zakończyła i ruszyliśmy na jarmark. Ruszyliśmy na jarmark w zabytkowej dzielnicy Katowic - ruszyliśmy na Nikiszowiec. Krótkie chwile w autku i poszukiwanie miejsca na zatłoczonym parkingu i już dreptaliśmy do straganowego serca. Sporo ludzi szło z nami, ale nie było tragicznie. Na szczęście na miejscu muzyka była  bardzo przyjemna a ludzie jacyś tacy uśmiechnięci. Spacerowaliśmy od straganu do stragany, poszukując różnych smaczków w przystępnej cenie. Szukaliśmy bombek w kształcie basseta a także kilku innych rzeczy. Skończyło się niewielkimi zakupami a gdy już wychodziliśmy to chcieliśmy zjeść kanapki ze smalcem. Niestety się skończyły i co gorsze wyłączył się prąd. To był znak aby wracać do domku.
zaczynamy

pod kościołem z małymi zakupami

Powolutku odwieźliśmy Wikę, gdzie spędziliśmy chwilkę delektując się obiadkiem a w zasadzie już kolacją, bo za oknem było już bardzo ciemno i w dodatku bardzo zimno i wietrznie. Ten jarmark był co prawda o wiele mniejszy od Wrocławskiego i trochę mniej kolorowy, ale na 100% bardziej ciepły i mniej kakofoniczny. To jednak nie był koniec jarmarków. Nim wróciliśmy do domku to odwiedziliśmy jeszcze jarmark na rynku w Gliwicach. Ten zawsze jest bardzo skromny. Jego przejście nie zajmuje więcej jak 5 minut i to z dokładnym obejrzeniem wszystkich straganów. w tle przygrywała góralska muzyka a my spacerowaliśmy miedzy świątecznymi ozdobami. Oj było fajnie ale już byłe zmęczony i nawet kanapki ze smalcem i pieczarkami oraz cebulką nie pobudziła mnie do życia. Chciałem tylko wracać do domku i spać. Resztki kanapek po człowiekach zjadłem dopiero w LaBuni jak już się troszkę zrelaksowałem. 
no kupujemy

pod sceną

Zauważyłem ostatnio, że tłumy i gwar wywołują we mnie malutki lęk, a nawet duży. Pewnie to wina tego, że ostatnio długie spacery spędzam tylko w lesie, gdzie ludzi jest jak na lekarstwo. Tak więc chyba trzeba będzie zacząć akcję spaceruj w tłumie. No nic do ugryzienia!

1 komentarz:

  1. Furiatku nie przejmuj się, powiem Ci w sekrecie, że Dafne też nie lubi zbytnio tłumów. Mimo, że nasze spacery odbywają się częściej po blokowiskach, a w lesie i parkach też jest dużo człowieków. Ale myślę, że jak Pańcio Cię wesprze, to dasz radę i pokonasz tą niepewność. Pamiętaj: Strach jest po to, by go pokonywać ! - Dafne się tego trzyma i już coraz mniej spraw ją przeraża. Trzymaj się dzielny Psiaku ze Wspaniałymi Słuchami :)

    OdpowiedzUsuń