czwartek, 24 grudnia 2015

Przygotowania

'[;Poniedziałek był bardzo pracowity. Już za kilka chwil mają być święta, więc nie tylko sprzątanie, ale też i gotowanie szło pełną parą. Przy czym kuchenne prace działy się popołudniu, kiedy to do domku wracała Pańcia. Wcześniej mieszkanko było sprzątane. Zresztą sprzątanie odbywało się cały poniedziałek. Pańcio był trochę leniwy w tym swoim sprzątaniu. Przed południem skupił się na kuchni. Raczej na jej górnej części. Ja w tym czasie zajmowałem się  spaniem na kanapie.
na kanapie
Kilkuminutowa drzemka na kanapie (trwająca od 9 do 15) była zakłócona nie tyko przez hałasy, ale także przez przenoszenie i przebieranie pościeli. Ech tak się kręcił, że spać się porządnie nie dało.  Na szczęście udaliśmy się po Panią i ten koszmar się skończył. Mogłem spokojnie załatwić ważne sprawy a po powrocie do domku spokojnie zjeść i prawie odpocząć. Bo Pańcio  zabrał się za sprzątanie szafek w salonie a gdy skończył to zostawił nas i przepadł gdzieś za drzwiami. Wrócił z pudłami i tak obrócił trzy razy. Wielkie pudła nas zafascynowały. Po dłuższych próbach dostania się do ich zawartości daliśmy za wygrana. Były zafoliowane i to dość mocno. Na szczęście Borowscy zabrali się za ich otwieranie. Jak się okazało we wnętrzu były ozdoby choinkowe i lampki i bombki no i oczywiście łańcuchy. Wszystko kolorowe i świecące oraz szeleszcząco brzęczące. Wszystko to miało tylko jedną wielką wadę - lądowało na choince. Tak więc gdy zorientowałem się co jest grane to poszedłem spać. Fuksja natomiast przy lampkach (które lądowały na choince zaraz po kilku łańcuchach) pomagała. Starała się pomóc je rozplątywać, bo o wieszaniu na choince nawet nie chciała słyszeć i nawet myśleć. W końcu i ona położyła się spać zostawiając brudną robotę człowiekom.
jak przegryzę to będzie łatwiej

niesmaczne! 

człowiek ratuj!

Chrapaliśmy aż miło. Każde na swoich ulubionych pozycjach. Jak się zorientowaliśmy, że Borowscy już dawno śpią to powędrowaliśmy za nimi. Tylko rzuciliśmy okiem na rozświetloną milionami światełek choinkę  i poszliśmy do sypialni. Przy okazji zwróciliśmy uwagę jak czysto było. Szkoda, że  nie pomyślałem aby wcześniej się położyć, no ale nie mogłem przewidzieć co będę robił we wtorek - od samego rańca.
Ten dzień zaczął się całkiem normalnie. LaBunia woziła nas abyśmy mogli załatwić wszystkie poranne ważne rzeczy i gdy już myślałem, że wrócimy do domku to stało się coś zupełnie innego. Wysiadłem z LaBuni pod domkiem, na parkingu i zamiast kierować się do domku to poszliśmy - poszliśmy bardzo daleko. Oj długo dreptaliśmy. Początkowo przez znane mi tereny naszego miasta, ale z czasem przemierzaliśmy nieznane. Mijaliśmy kolejne domy, ulice. W końcu miasto zmieniło się w łąki i jeziorka. Cały ten miejski zgiełk zniknął gdzieś za nami a ja po bardzo długim spacerku potrzebowałem chwili wytchnienia. Pomimo dość mroźnej pogody postanowiłem zamoczyć uszy w wodzie. Ta chwila wytchnienia była mi potrzebna. Niestety już po chwili byliśmy w dalszej drodze. Oj a zmęczenie dawało się mi już we znaki.
to Świętochłowice, Chorzów, czy już Gdańsk?

woda

jak to idziemy dalej?

Szybko łąka zamieniła się w drogę i zabudowania, albo najpierw w zabudowania a potem drogę. Nie pamiętam już. Na szczęście z tego co mówił mi Pańcio to pozostało na jeszcze tylko kilka kroków i już mieliśmy być na miejscu. Dobrze, że mnie o tym poinformował, bo co chwila się bardzo denerwowałem 


no to teraz już wiem gdzie jesteśmy

W końcu dotarliśmy na miejsce, gdzie na chwile przycupnęliśmy i na chwile, dłuższą chwile. Pańcio mnie miział więc sobie odsapnąłem i się zrelaksowałem. Po takiej chwili zawieszenia i spokoju nagle ruszyliśmy w drogę powrotną. Oczywiście w między czasie Pańcio cykał trochę zdjęć. Przez to musieliśmy się trochę wrócić bo Pańcio zgubił pokrywkę z obiektywu. Popsuł się sznureczek.
jesteśmy na miejscu?

no weź mnie pomiziaj!

Droga powrotna pomimo zmęczenia wydawała się być o wiele szybsza i krótsza, chociaż szliśmy tą samą drogą. Znalazłem nawet siły aby pobiegać i pobawić się ze spotkanym pieskiem. W trakcie marszu do domu wyznaczałem sobie małe cele: byle do drogi, byle do skrzyżowania, byle do sklepu, byle do stadionu. Nagle stanęliśmy pod domkiem. 
cześć!

Nie wdrapaliśmy się jednak na pięterko. Tylko do LaBuni i po Panią. Po drodze do domku małe zakupy i w końcu wylądowaliśmy w domku. Tam coś zjadłem i poszedłem spać. Miałem dość chodzenia miałem dość wszystkiego. Po sprawdzeniu okazało się, że w swoich czterech łapkach miałem ponad 25km. Tempo było raczej zrównoważone. Najważniejsze, że udało nam się osiągnąć cel i przeżyliśmy. 
jestem z nas dumny!

Pańcia zasiadła do kuchni aby pichcić jakieś świąteczne przysmaczki. Pańcio razem z Fuksją zabrali się za kończenie dekorowania choinki. Okazało się, że pomimo ich choinka już się uginała pod ciężarem ozdób, to musiało na niej wylądować jeszcze setki a może nawet i tysiące kolejnych. Ja się tam nie wtrącałem bo chrapałem, Fuksja natomiast bunkrowała się w pudełkach i chyba liczyła, że wyląduje na choince jako ozdoba, ale niestety Pańcio zawsze się orientował, że moja włochata siostra to nie bombka czy szklany aniołek.

jestem ozdobom 

Gdy się przebudziłem i z kanapy przeniosłem się na swoje legowisko, to choinka stała już gotowa i ubrana i powiem szczerze, że robiła jeszcze większe wrażenie niż poprzedniej nocy. Zupełnie nie miałem pojęcia jakim cudem ona stoi o własnych siłach. To pewnie magia, magia tych świąt.

w całej okazałości!

Późno w nocy człowieki już relaksowali się. Telewizor coś tam krzyczał robiąc tło. Zajmowaliśmy się relaksem i planowaniem dnia następnego, a ja po prostu spałem, spałem i miałem nadzieję, że jutro tak chodzić nie będziemy! Nocą, późną nocą przenieśliśmy się do sypialni. Dzień się skończył

zasypiam

śpię

nie budzić, w razie zagrożenia przenieść!

Środa to ostatni dzień przygotowań przed czwartkową Wigilią Świąt Bożego Narodzenia. Sprzątanie i gotowanie miało swoje ostatnie szlify. Oczywiście dużo było jeszcze do zrobienia zwłaszcza kuchni. Bo sprzątanie jakoś nie było bardzo ciekawe a przede wszystkim nie było smakowite. Razem z Fuksją staraliśmy się jakoś wesprzeć Pańcie w tym popołudniowym gotowaniu. Zresztą przed południem z Pańciem pojeździłem na zakupach i miałem ochotę posiedzieć z Pańcią. Gotowanie to taka nasza cicha pasja. Uwielbiam buszować i spać pod nogami, gdy na blacie piętrzą się stosy garnków z wspaniałymi zapachami. 
co tam gotujesz?

daj sprawdzi, czy trzeba jeszcze doprawić?

W kuchennej zabawie i pracy czas bardzo szybko nam zleciał. Okazało się, że noc przyszła bardzo szybko i praktycznie niezauważona. Przyszedł czas na odpoczynek i na sen. Wszyscy byliśmy już tym wszystkim zmęczeni, całe szczęście, że niemal wszystko było już gotowe. Znowu w salonie wszyscy zasnęliśmy Pańcia z Fuksją na szezlongu, Pańcio na swoim fotelu a ja na pontoniku pod stołem. Znowu bardzo późno udaliśmy się do sypialni. Ja chciałem być jak najbliżej moich człwieków i jakoś moje legowisko mi nie pasowało. Część nocy spędziłem więc na podłodze koło łóżeczka na wysokości głowy Pańci. Jednak z czasem się obniżałem i obniżałem aż w końcu Pańcia wstała zrobiła porządek w moim legowisku i mogłem zasnąć z czystym sumieniem u siebie. Do ugryzienia
toaleta wieczorna

ostatnie szlify

na łapce najwygodniej

legowisko dziś mi nie pasuje

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz