sobota, 19 grudnia 2015

Pasja w rewolucji

Oj dawano nie miałem siły by siąść i coś napisać. Przez to wszystko porobiły się wielkie zaległości. Bardzo wielkie, bo z moich wyliczeń wynika, że dwa tygodnie jak nic. Przyszedł w końcu czas by zasiąść i co nieco napisać. Tak więc na początek, poniedziałek. Oj był to niezwykle standardowy dzień.  Taki normalny, taki zwykły w którym absolutnie nic a nic się nie działo niemal od świtu do samej nocy. No właśnie - niemal. Na koniec dnia działo się bardzo wiele.
Gdy Fuksja i ja oddawaliśmy się błogiemu relaksowi aby należycie przygotować się do nocnego snu a więc leżakowania właściwego zaczęło się w domku robić gwarno. Pańcia kontynuowała zabawę ze swoją nową pasją. Maszyna z wolna terkotała wypluwając ze swojej gardzieli niemal idealnie zszyte dwa kawałeczki materiału. Wszystko wyfruwało z iście szaleńczym tempie. Powoli ta ciężka praca dawała efekty. W końcu stukot ustał. Dzieło było gotowe. a my po chwili zachwytu nad puszystym dziełem w postaci kocyka poszliśmy spać.
co to za stukot?

ale pięknie

We wtorek od świtu leniuchowałem. Poranny spacerek przeleciał mi bardzo szybko i mogłem w ułamku sekundy udać się na kanapę i pospać. W domku było trochę do zrobienia, ale w ogóle mi się nie chciało. Te czynności zostawiliśmy Pańciowi. On krzątał się po mieszkaniu to odkurzając to wrzucając coś do pralki lub wynosząc coś na balkon. W moim drzemaniu i nadzorowaniu wykonywanych czynności nawet pomagała mi Fuksja. Razem tak spędziliśmy przedpołudnie i w zasadzie wczesne popołudnie. Było fajnie i przyjemnie, ale w końcu trzeba było wstać i zjeść i wyjść na dworek za potrzebą.
it's relaks time

Okazało się, że to nie był jedynie spacerek, to była wyprawa po Pańcie. Oj szliśmy dzielnie przed siebie i to mimo ciemności które spowiły już świat. Na miejscu chwilę sobie pospacerowaliśmy z Pańciem między materiały budowlanymi i po cichutku sobie planowałem jak tu wdrapać się na wózek widłowy i nim pojeździć. Niestety bez podsadzenie nie było na to szans. Trochę smutny i trochę zawiedziony cierpliwie poczekałem na Pańcie i spokojnie wróciliśmy do domku. Po drodze załatwiłem wszystkie swoje ważne potrzeby i spokojnie mogłem wrócić do domku. Bez przygód i bez problemów.
a może by tak pojechać wózkiem widłowym w świat?!

W domku wieczorek też był bardzo spokojny. Znaczy człowieki coś tam dyskutowali, coś tam pisali i robili, ale ja miałem to głęboko w nosie i wylegiwałem się w najróżniejszych miejscach. Zapraszałem człowieków do miziania. Od tego głaskania aż mi się na podłodze usnęło. Na szczęście już po chwili Borowscy zabrali się za jedzenie kolacji. Oczywiście nie mogło mnie przy tym zabraknąć. Zaglądałem na talerze i na stół oczywiście nie bez oporu ze strony ludzi. Na nieszczęście nic nie trafiło do mojego pyszczka, ba nawet nie trafiło do pyszczka Fuksji.

miziaj mnie człowieku

jak to - pusto na stole?

W końcu wszystko dobiegło końca. Pracowity dzień dobiegł końca i mogliśmy oddać się błogiemu spaniu. Każde z nas zajęło strategiczne pozycje. Ja zasnąłem na kanapie, mojej kanapie a Fuksja jak zwykle w swoim miejscu. Na nogach Pańci, o które czasami musi się upominać. Jak leży tam podusia, książka czy też jakiś komputer. To musi chwilę postukać łapką i spoglądać z niezadowoleniem. Na szczęście tego dnia było inaczej. Tego dnia mogła spokojnie się ułożyć i zasnąć. Nocą powolutku przenieśliśmy się do sypialni.
jak wspaniale

moja kanapa

W środę o świcie po załatwieniu porannych obowiązków ruszyliśmy na spacerek po lesie. Nie był to długi spacerek, ale był dość przyjemny. Chodziłem od krzaczka do krzaczka. Po drodze obwąchiwałem każdy listek i patyczek. Pomimo nie najlepszej aury spacerowało się dość przyjemnie i dość miło. W zasadzie to taki spacerek był bardzo potrzebny i odświeżający. Troszkę się przewietrzyłem, wymęczyłem i wytarzałem w mokrych liściach.
no ciemno tutaj

ugryzę ten patyczek

coś mam na nosie?

Oj spacerek ten był dość męczący i w domku padłem nie zwracając uwagi na nic. Zasnąłem i nawet nie wiedziałem jak wiele czasu uleciało. Obudziłem się i nagle jadłem już obiadek i nagle wychodziłem na dworek. Ech dobrze, że aura się trochę poprawiła i spokojnie mogłem pojechać po Pańcię i później na małe przedświąteczne zakupy. W zasadzie to te zakupy ledwo zmieściły się do autka a odwiedziliśmy bardzo wiele sklepów i bardzo wiele miejsc. Oj bardzo się tym zmęczyłem, całe szczęście, że wcześniej wyhasałem się na trawce, można by powiedzieć, że się wypasałem.
na trawie :)

Do domku wróciliśmy bardzo późno. Ledwo daliśmy radę się wgramolić i zmieścić z zakupami na blatach w kuchni. Człowieki długo to wypakowywali, ale w końcu się udało i mogliśmy spokojnie udać się na relaksacyjny i zasłużony sen. Ułożyliśmy się na swoich pozycjach i poszliśmy spać. Szybko ta środa nam się skończyła, ale była bardzo pracowita.
aaa piesek śpi

i kotek też

We czwartek wszystko wyglądało całko normalnie i zwyczajnie a jak się okazało było to dzień wielkich rewolucji. Po porannym szybkim spacerku szybciutko wróciłem do domku aby sobie pospać, ale jak się okazało. Nie było to takie łatwe i takie prościutkie.
oj spacerek!

W domku chyba Pańcio zaczął robić porządki świąteczne. Jak zwykle zabrał się za najmniejszy pokoik i zaczął porządkować książki na regale i sprzątać w jedzeniowej mojej szafce. Jednocześnie abym się nie nudził to dał mi przekąskę a w zasadzie to obiad a nawet dwa obiady. Po raz pierwszy dostałem kawał surowego mięska na kosteczkach. To chyba były żeberka czy coś takiego. Początkowo byłem niepewny, co z tym się robi, Na szczęście szybko załapałem i szybko zabrałem się za te nowe smaczki. Długo się z tym męczyłem. Gryzłem i obgryzałem, ale przede wszystkim delektowałem się nowościami. Oczywiście Fuksja próbowała się dołączyć i w zasadzie to mi to nie przeszkadzało. Przecież było tego bardzo dużo i mogliśmy podgryzać oboje. W końcu ona dała sobie spokój. Ja natomiast nie dawałem za wygraną i wędrowałem ze zdobyczą z miejsca na miejsce. Niestety nie mogłem wskoczyć na kanapę. Podobno by się pobrudziła, czy coś takiego.

ale pachnie

'
to dla mnie?

dobra zaraz się podzielę

ale smaczne

dobra idę na podusię

Późnym wieczorkiem, w końcu z Pańciem wypluliśmy recenzje książki, którą jakiś czas temu czytaliśmy. O psiaku i skarbach. No w zasadzie potrzebne było zdjęcie. To zleciłem Pańciowi a całości pilnowała Fuksja. Oczywiście ona jako modelka to na każdym zdjęciu być musiała, a więc i była.
książka

Piątek to dzień dalszego sprzątania - głównie małego pokoju. Od czasu do czasu obserwowałem co tam się działo i delikatnie mówiąc byłem zszokowany. Zamiast porządku był tam bałagan. Góra bałaganu piętrzyła się i sprawiała wrażenie, że nie ma zamiaru zniknąć. Niestety nie mogłem pomóc bo drogę do pokoju zagradzało mi krzesło. Oczywiście się tym w ogóle nie przejąłem i wróciłem do swojego spania. Fuksja za to była w swoim żywiole bo biegała po całym pokoju co chwila coś zabierając i kradnąc. A to świeczka, a to jakieś pudełeczko. W jej łapki wpadły nawet szmatki. No po po prostu można powiedzieć, że była w raju. Swoim własnym prywatnym raju. Wróciłem na swoją kanapę. Ten piąteczek upłynął nam bardzo pracowicie. Tak pomagałem, że aż łapki mnie bardzo bolały. Zmęczony udałem się późną nocą na zasłużony wypoczynek, na zasłużony sen. 
Tak właśnie minął mi przedświąteczny tydzień. Pełen wszystkiego poza spacerkami. No ale przecież zbliżały się święta, przecież trzeba było się na nie porządnie przygotować.
ale ciężkie to sprzątanie

zmęczyłem się bardzo

coś bym ci podał, ale mi się nie chce

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz