piątek, 1 stycznia 2016

Gorąca zabawa

Ostatni dzień starego roku zapewne na bardzo długo zapamiętam. O świcie mróz był olbrzymi. Mało uszka mi nie odmarzły. Całe szczęście, że nie polizałem nic metalowego. Bo oprócz pozostania w danym miejscu aż do odwilży to jeszcze by się Pańcio ze mnie śmiał. Trawa była zmrożona, przypominała biało zielony dywan ostry i nieprzyjemny niczym łoże fakira. Mimo wszystko jednak spacerek nie był najgorszą czynnością jaką mogłem robić tego dnia. 
a co to za ostre
Spacerek był dość długi bo obejmował nie tylko łąki, ale i las. Dreptaliśmy sobie a czas upływał mi przyjemnie. W sumie powoli robiło się bardzo fajnie. Wąchanie wszystkiego i lizanie mokrej trawy skończyło się z chwilą, gdy gdzieś z oddali niosły się wielkie wybuchy. To były petardy, które jakoś mnie przerażają. Od tej chwili chciałem już tylko wracać do domku. Niestety kilka kroków do domku było, a petardy ciągle dało się słyszeć. Nie pomogło nawet spotkanie w drodze powrotnej pieska. No może spotkanie to trochę za dużo powiedziane. Widzieliśmy go z oddali. Co prawda na chwilę odwrócił moją uwagę od strachu. Niestety wybuchła kolejna i kolejna petarda. Tak więc w te pędy wróciliśmy do domku. Wróciliśmy by pospać i odpocząć.
liście też zimne

a co to za huk?

a tam są człowieki z psem

W domku ja leniuchowałem głównie na kanapie, Fuksja kręciła się po mieszkaniu, głównie uciekając przed odkurzaczem, którego z takim zamiłowaniem używał Pańcio. Potem jeszcze parownica i mieszkanko wyglądało jak nowe. No gdyby nie te wszystkie zabrudzenia i przebarwienia na ścianie. Fuksja w swoich zapędach zagoniła się na dekoder i o dziwo to co leciał w TV było bardzo mocno związana z nasza kotką. Gdy tylko to zauważył Pańcio to nawet ja się obudziłem a Fuksja niewzruszona. 
o co wam chodzi? Przecież to tylko film o mnie!

Potem trochę sielanka się skończyła, bo pojechaliśmy po Pańcie, gdzie chwilę posiedzieliśmy. Po powrocie do domku szybko coś zjedliśmy i zostawiając Fuksje szybko ruszyliśmy w drogę. Oczywiście nie ruszyliśmy z pustymi rękoma. Trochę różności mieliśmy ze sobą. W każdym razie pojechaliśmy odwiedzić naszą ekipę w Gliwicach. Pańcia poszła do Freda a ja z Pańciem do mieszkania z kafelkami. Chwilę tam łobuzowałem i wróciliśmy do autka. Jeszcze ogrzewanie w autku trochę nawalało, więc za moją poradą Pańcio postanowił odpowietrzyć układ jeszcze raz.  Pojawiła się Pańcia i znowu pojechaliśmy. I eureka - wszystko działało a w aucie zrobiło się upalnie. Całe szczęście, bo wszyscy bardzo lubimy jak LaBunia dobrze działa. No dobrze, jeszcze musimy rozwiązać problem długiego odpalania, ale to też coś z zapowietrzaniem. Dotarliśmy na miejsce a ja miałem ochotę pospać. Całe szczęście, ze mnie nie wyciągali. Dodatkowo Pańcio przykrył mnie kocykiem i puścił cichutką muzyczkę z telefonu. Czułem się bezpiecznie i to pomimo wybuchających gdzieś w oddali petard. Pańcio mnie odwiedził i to nie był zwykły spacer. To był spacer z petardami i bieganiem. Nie tylko się rozgrzaliśmy ale i przewietrzyliśmy i rozprostowaliśmy kości. Udało mi się wszystko załatwić i to pomimo nie sprzyjających warunków pogodowych i środowiskowych. Mogłem wrócić do bezpiecznego autka.
Minęło trochę czasu i znowu zrobiło się bardzo głośno a niebo rozbłysło wieloma kolorami i barwami. Nawet w aucie czułem się nieswojo. Na szczęście przyszedł po mnie Pańcio i Pańcia oraz inni dobrze mi znani człowieki. Czułem się tylko odrobinkę bezpieczniej. Wszyscy mimo zimna poszliśmy zobaczyć fajerwerki z pobliskiego miasta. Niestety ja ich nie widziałem bo zasłaniały mi płoty, drzewa i domki. Trochę się bałem - dobrze, że byłem z człowiekami. Od czasu do czasu, gdzieś z sąsiednich domów również leciały fajerwerki. Dość głośne i nawet ładne, ale również przerażające. Nie przepadam w ogóle za fajerwerkami, ale takie profesjonalne z oddali a najlepiej bez dźwięku mógłbym oglądać w nieskończoność. Powoli wszystko cichło a człowieki zebrali się do domku. Ja z Pańciem jeszcze postanowiłem się przejść na spacer.

petardy wszędzie!

no nawet ładne, szkoda, że takie głośne

Trochę szliśmy, trochę biegliśmy, ale wszystko skróciło się przez wybuchające obok nas petardy od spóźnialskich ludzi. Wróciłem wiec z opuszczonym ogonkiem do autka. Będąc już prawie na posesji zauważyliśmy kłęby dymu wydobywające się ze stodoły naszych gospodarzy. W te pędy wparowaliśmy do domu z pytaniem, czy już dzwonili po straż. Po chwili już wsiadałem do autka i wyjeżdżaliśmy z posesji aby ułatwić dojazd straży, która do nas pędziła. Nim odjechaliśmy to stodoła już nie tylko się kopciła - ponad jej dach wzbijały się już w niebo języki ognia. Ten cudowny ale i straszny spektakl oglądałem z daleka z wnętrza samochodu. 
Potem wszystko potoczyło się już bardzo szybko. Z Pańciem zawieźliśmy miłą blondynkę i ubranko w foteliku do sąsiedniego miasta. Miało jechać więcej osób i wylądowałem w bagażniku. W trakcie drogi doglądałem tego zawiniątka z tyłu auta. Droga nie była długa. Dość szybko wróciliśmy na miejsce. Zostałem w ciepłym autku i tylko z daleka widziałem niebieskie światła i coraz to mniejszy ognień. Po chwili tylko się kopciło. Nie minęło wiele czasu a wszystko ucichło i ja znowu woziłem różnych ludzi do wcześniejszego miejsca. Tym razem siedziałem już na swoim miejscu.
W końcu wróciliśmy po Pańcie. Ja nawet z autka nie wychodziłem, bo bałem się patrzeć na to co zostało ze stodoły. W każdym razie pojechaliśmy do domku. Gdy wchodziłem po schodach to już powoli świtało. Ja Padnięty, kładąc się spać usłyszałem od Pańcia: gdyby nie ty, to pewnie byśmy autkiem nie wracali, bo by się spaliło. No tak gdyby nie mój strach i chęć siusiania to spałbym w najlepsze w aucie. Zwykłe zrządzenie losu, przypadek sprawiło, że byliśmy na spacerku. Do ugryzienia

2 komentarze:

  1. Fajnie, nietypowy blog :)
    A co do psów i fajerwerków- dobrze, że chociaż się popatrzy, nasz zawsze uciekał :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hehe dziękuję. Jakoś się staramy, pisać bez błędów i dość regularne :)
      Ps. uciekałem, ale tak trochę mnie przytrzymywali i po chwili się już przyzwyczaiłem :)

      Usuń