poniedziałek, 4 stycznia 2016

Nowy rok o krok

Pierwszy dzień nowego roku zaczął się bardzo późno. Po takiej trudnej nocy nie chciało się nam wstawać. W zasadzie to muszę wam powiedzieć, że obudził mnie Pańcio i siłą wyciągną na dworek. Pomimo pięknej słonecznej pogody było bardzo zimno. Zostawiliśmy nasze dziewczyny w ciepłym łóżeczku i dreptaliśmy.
zimno i po co wychodziliśmy?
Na szczęście nigdzie daleko nie odchodziliśmy. Przedreptaliśmy na najbliższe łąki i w zasadzie wracaliśmy. Temperatury były niemal arktyczne i całe szczęście, że szybko wracaliśmy do domku. Inaczej to chyba odpadły by mi uszy. Na szczęście udało mi się obwąchać wszystko co chciałem. Poczytałem najciekawsze wiadomości i do domku. 

ale newsy

Oczywiście w domku nie działo się nic nadzwyczajnego. Życie jeszcze się nie zaczęło. Pańcio wróciło do ciepłego łóżeczka więc i jak podreptałem do siebie na legowisko. W zasadzie to byłem na swojej pozycji pierwszy niż Pańcio. Ech lubię takie leniwe przedpołudnia a w zasadzie i popołudnia.
a ty czemu jeszcze nie w łóżeczku?

Trochę czasu minęło nim zaczęliśmy się rozkręcać, nim ruszyliśmy aby zjeść śniadanko a raczej coś na kształt kolacji. Z wolna nasz dzień przyśpieszał, aż osiągnął punk kulminacyjny. Pożegnaliśmy się z Fuksją i zeszliśmy do czekającej na nas LaBuni. Fuksja trochę taka oziębła była. Nie wiem może przez to, że chyba nie wierzyła w nasze opowieści o poprzedniej nocy. No nic trudno, niech nie wierzy jej spraw.
niedowiarek!

My pojechaliśmy odwiedzić człowieków z imprezy z dnia poprzedniego. Tym razem po dość długiej drodze, po zatrzymaniu się nawet nie wysiadałem z autka, nie chciałem oglądać tego co się tam działo. Ostatecznie człowieki dużo czasu tam nie spędzili. Szybciutko wróciliśmy do domku, dalej odsypiać wszystko. Nawet nie zwróciłem uwagi kiedy i jak zasnąłem w domku. Kto by pomyślał, że pomimo wielkiego zimna na dworze dzionek może być taki przyjemny. A to dopiero początek nowego roku. Kolejny dzień był jeszcze lepszy. Od rana słońce świeciło i niemal od samego rana byliśmy na malutkich zakupach po których razem z Pańcią poszliśmy na spacerek. Cała nasza trójka przeszła się po okolicznych łąkach. Szkoda tylko, że Fuksja z nami nie pojechała i ostatecznie z nami nie wylądowała na spacerku. W każdym razie z wielką przyjemnością wędrowałem. Nawet były czasy, że wędrowałem będąc połączonym z Pańcią. Fajnie się tak wędrowało w krzaczkach. Mimo przeraźliwego zimna było bardzo przyjemnie i nie chciało się w ogóle wracać do domku. Musiałem ich prowadzić bo pomimo tego, że byliśmy w dobrze znanych okolicach to sprawiali wrażenie jakby zabłądzili - może tylko nie chciało im się chodzić. Kto to wie. Łąka zmieniała się w las, las znowu w łąkę i znowu byliśmy pod domkiem.
patrz Pańcia jakie fajne krzaczki

no nie guzdrać się tam!

ja nas z tej głuszy wyprowadzę!

chwila dla fotoreporterów.

Do domku znowu nie wróciliśmy na długo. Bo po lekkim ogarnięciu mieszkanka i chwili odpoczynku ruszyliśmy w drogę, gdzieś nie wiem gdzie. Troszkę nam się jechało, ale gdzie byliśmy to nie mam pojęcia. Z powodu zimna nie chciałem wychodzić z cieplutkiego samochodu. Od czasu lekkiej naprawy w autku dość szybko robi się ciepło i to bardzo ciepło. Postanowiłem zostać i basta a człowieki niech sobie chodzą. Bardzo szybko zasnąłem i nie miałem pojęcia jak wiele czasu spędziłem sam. Jak wróciliśmy to pojechaliśmy do sklepu. Znowu do sklepu. Tym razem na chwilę. Potem miałem nadzieje, że pojedziemy do domku aby dospać, ale niestety. Znowu gdzieś pojechaliśmy. Tym razem już nie dałem rady się opanować i pomimo zimna wyskoczyłem z Borowskimi i chwile pospacerowałem aby zrobić siusiu - no czasami pomimo niesprzyjających warunków trzeba iść. Okazało się, że w mieszkanku które odwiedzaliśmy spotkaliśmy dobrze znanych mi człowieków i opiekunów Freda - rudzielca nie było. Musiałem być grzeczny i po przywitaniu się położyłem się przy Pańciu. Co prawda nie do końca chciałem to robić, ale przez smycz nie byłem całkowicie swobodny. No więc leżałem sobie i od czasu do czasu dostałem kawałek ciasta (nie od Pańcia oczywiście). Tak sobie posiedzieliśmy i w końcu wróciliśmy do domku z mocnym postanowieniem - niedzielę spędzimy w domku i nie ruszamy się nawet o krok! Po dotarciu do domku i umoszczeniu się na kanapie okazało się, że człowieki kupili mi coś pysznego do gryzienia. Jeszcze nie wiedziałem, co to jest, ale na 100% chciałem to zjeść. Całkiem dobrze zrobiłem chcąc to zjeść w końcu były to sprasowane jakieś smaczne, rzeczy a to wszystko w kształcie kosteczki. Nawet Fuksja mi bardzo zazdrościła i nawet chciałem się z nią podzielić, ale jakoś nie przekonało jej gryzienia i olała sprawę. Ja natomiast z całego serca oddawałem się radości z żucia. Po chwili męczarni na podłodze przeniosłem się na kanapę. Tam to żucie jest luksusem i wielką przyjemnością. Delektowałem się każdym gryzem każą chwilą ze smakołykiem. Gdy wszystko się skończyło to zmęczony padłem spać.
no dawaj mi!

no w końcu!

ale pyszny smaczek

nie podzielę się!

żucie!

Nawet nie wiedziałem kiedy przydreptałem do sypialni do Borowskich. Byłem tam ostatnim. Nawet Fuksja kończyła już swoje szaleńcze mycie i powolutku kładła się spać. Ja po wielkim ziewnięciu zasnąłem.
mycie

Niedziela była dokładnie taka jak sobie obiecaliśmy. Bardzo mocno staraliśmy się nic nie robić i to cały dzień. Co prawda były jakieś krótkie spacerki ale ogólnie było cudownie i leniwie. W końcu z czystym sumieniem mogliśmy sobie odespać sobie ten cały sylwester. Z całego dnia mieliśmy tylko jedno zdjęcie. Może to i dobrze, bo nawet od fotografowania trzeba czasami odpocząć. Do ugryzienia!
już noc?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz