środa, 20 stycznia 2016

Smutna wolność

Poniedziałek, czyli ten znienawidzony przez wszystkich dzień tygodnia. To ona zaczyna cały tydzień i kończy poprzedni. To tak bardzo niedoceniony dzień. Bo nikt nie widzi w nim okazji aby zacząć wszystko od nowa, inaczej a kto wie może i lepiej. Cały poranek Fuksja wystawała przez okno jak zahipnotyzowana. Nie odrywając jej zostawiliśmy ją z Pańcią i ruszyliśmy na spacerek. W zasadzie to na spacerek zawiozła nas LaBunia.
co tak biało za oknem?
Pojechaliśmy z Pańciem do lasu. Mieliśmy nadzieję, że tam będzie o wiele więcej śniegu, niż w pozostałych miejscach. No i faktycznie trochę śniegu było, ale żadnych rewelacji. Powiem szczerze, że ta zima w ogóle nie rozpieszcza nas. śnieg jest, ale malutko. Spacerek po lasku był dość fajny a w dodatku udało mi się trochę pobiegać całkowicie swobodnie. Pańcio ostatnio coraz bardziej mi ufa i coraz częściej mogę biegać samopas. Oczywiście zamiast smyczy właściwej przypina mi smycz roboczą. Czasami, gdy za bardzo się rozbrykałem to musiałem chodzić na podwójnej smyczy.
Nasz spacerek rozpoczął się od parkingu i kierował się ogólnie w kierunku ukrytego jeziorka. Sobie pobiegałem jak szalony nawet Pańcio rzucał mi znaleziony prze zemnie patyczek. Ech to był dobry spacerek nawet słoneczko jakoś tak raźniej prześwitywało przez chmury. Nawet zmęczyłem się bardzo i w sumie dobrze, że wracaliśmy do domku, do dziewczyn. Ten poniedziałkowy poranny spacerek pozwolił nie tylko mi się zrelaksować. Człowieki ostatnio są jakieś takie czymś zdenerwowane i na coś czekają. Szkoda, że Pańcia nie mogła iść z nami na spacerek, pewne też by się zrelaksowała. Ciekawe na co te człowieki tak czekają. Pewnie za jakiś czas się okaże, ale jak na razie nie chcą mi nic powiedzieć.
wolny jak ptak

a ktoś tu już był wcześniej

co jest doktorku?

spoko ja tu sobie pogryzę

no hej! idziemy?

ale ja nic nie gryzę!

znalazłem patyczek!

już z nim biegnę!

Czas na spacerze bardzo szybko biegnie. Powrót do domku był w odpowiednim czasie. Początek drogi spędziłem  wystając z okienka. Było całkiem fajnie, ale zaczęło być w końcu nieznośnie  zimno. więc schowałem się i dokończyłem podróż za zamkniętym oknem. Oczywiście szybki były już szczelnie zamknięte.
ruszajmy

Cały dzień w domu jakoś było tak miło ale atmosfera była taka ciągle napięta. Człowieki na coś bardzo czekali i to coś miała chyba wydarzyć się następnego dnia. No więc ja postanowiłem denerwować się z nimi. W sumie to byłem trochę nieznośny kradnąc kapcie czy przestawiając buty. Uspokajałem się na spacerkach. Te do końca dnia były dość krótkie, osiedlowe, ale za to częste. Na szczęście w końcu udało się zasnąć, w końcu byłem 
tyle śniegu

We wtorek o świcie poszliśmy na spacerek. Śniegu jakby trochę więcej a my nigdzie się śpieszyć nie musieliśmy. Było ponuro i jakoś tak bardziej śnieżnie niż dzień wcześniej. Spacerek po okolicznych łąkach był raczej spokojny. Dobrze, że zjadłem przed wyjściem, bo chodziliśmy dość długo. Niby nic wielkiego, ale poranne spacerki są najważniejsze i najbardziej rozluźniające. Dzięki nim po powrocie do domku mogę przespać całe przedpołudnie, ba czasami nawet przesypiam całe wczesne popołudnie  ledwo zwlekam się z pontoniku na obiadek. Ech taki ze mnie to piesek, śpioszek, choć nie zawsze. Czasami energia to mnie rozpiera i kipi we mnie jak gotowane mleko. W ten dzień jakoś tak bulgotało tylko i starałem się nie wychylać i dość spokojnie sobie poleżałem i pospałem, aż mnie obudzili.
na spacerku

W zasadzie to nie wiem po co wychodziliśmy. Gdzieś LaBunia nas zawiozła. Pilnowałem jej gdy człowieki sobie poszli. Byli poddenerwowani i nadzieja mieszała się z potencjalnym rozczarowaniem i obojętnością. Tak wiele uczuć a ja nie wiedziałem czemu to wszystko w nich siedzi. Wrócili, były zakupy a potem znowu wróciliśmy LaBunią na miejsce gdzie mnie po raz pierwszy zostawili. Dość szybko wrócili. Już byli tylko smutni. Milczeli. Noskiem smyrałem ich w aucie, ale to na niewiele się zdało. Szybko do domu wbiegliśmy i człowieki byli jeszcze smutniejsze. Coraz smutniejsze. Powiem szczerze, że aż serce się krajało. Przytulałem się do nich. Fuksja tez starała się jak mogła. Zwłaszcza Pańcia była smutna. Ja ze względu na swoje gabaryty tylko tuliłem się do jej nóżek, Fuksja natomiast jak prawdziwa dama wycierała jej łezki. Nie mam pojęcia o co chodziło i pewnie długo się nie dowiem. Nie rozumie tego, przecież nic się nie zmieniło w naszym życiu. Na szczęście ten wtorek dobiegał końca i wszyscy jakoś poszliśmy spać. Do ugryzienia!

w końcu sen

do spania

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz