piątek, 23 października 2015

Gotowi

Oj jesteśmy bardzo w plecy, oj bardzo. Cały zeszły tydzień myślałem i marzyłem o wyjeździe do Krakowa. W poniedziałek rano wydawało się to bardzo odległe - ten cel był niemal jak na drugim końcu galaktyki. Oj naprawdę taka perspektywa była straszna, ale jakoś trzeba było zacząć odliczanie i zacząć ten nowy tydzień. W zasadzie to zaczęła to Fuksja, która zaraz po pierwszym budziku przyszła do Pańci pocyckać paluszek. Powiem szczerze, że to jedyne zadanie tego budzika. W końcu jednak i to się skończyło i trzeba było ruszyć w świat - oczywiście zaraz po śniadaniu.
poranek, każdy poranek

Dzień nie zapowiadał się jakoś wyjątkowo pracowicie, od zwykłe spacerowanie poranne i do tego drzemka, dużo drzemki. Jednak było zdecydowani inaczej niż mi się wydawało. Po nie długim spacerku pod blokiem i w najbliższych okolicach szybko wróciliśmy do domku, ale nie było dane spać i drzemać. Znowu w szybki tempie spakowaliśmy się do autka i ruszyliśmy w drogę do Bojkowa. Tam jak się okazało trzeba było chwilę pogrzebać przy LaBuni - trzeba było naprawić tylne hamulce. 
uff dzików nie było

ale zapaszek

Spokojnie i powolutku zabraliśmy się na miejscu za rozbieranie. Spadły koła, a potem po kolei dalsze części. Używaliśmy do tego młotków, kluczy, nasadek i kombinerek. No po prostu szaleństwo. Psikaliśmy aby się odkręcały części i w końcu się udało. Wszystko zdjęte i przyszedł czas na składnie. W między czasie pojawił się opiekun Franka z którym bardzo wylewnie się przywitałem. 
Oczywiście w pracach uczestniczyłem tylko w ważnych momentach. Resztę czasu spędzałem na zabawie między kwiatkami oraz na dyrygowaniu i pilnowaniu. Mimo tego, że szło nam dość sprawie to roboty było dużo. Przy okazji zmieniliśmy koła na zimowe, w końcu zimna już blisko. Nim się zorientowaliśmy to zrobiło się już trochę ciemnio i postanowiliśmy pominąć sprawę sprzątania w LaBuni. Zresztą byliśmy już trochę zmęczeni i przyszedł czas aby wracać do domku do naszych dziewczyn. 
znowu coś majstrujesz?

ja tu popilnuje!

weź trzynastkę

ooooo przyjechał ktoś!

W domku oczywiście towarzyszyłem Borowskim w obiadku a w zasadzie to w kolacji. Fuksja natomiast bardzo zainteresowała się niewykorzystanym sprzętem do sprzątania, zwłaszcza parownicą, która gdy jest wyłączona to jest dobrym obiektem do zabawy i nie straszy. W końcu wszyscy poszliśmy spać a raczej się zdrzemnąć.
daj gryza

jaka zabawka

drzemka

W okolicach północy w człowiekach włączył się głód. Zrobili sobie po kanapeczce, które my też chcieliśmy, zwłaszcza Fuksja chciała. W końcu zmęczeni po całym dniu poszliśmy spa. Próbowałem doczyć książkę, ale się nie udało.

daj gryza

znowu zasnąłem.

Wtorkowy świt bardzo nas zaskoczył. Pani całą noc czuła się bardzo źle i za dnia nic się nie zmieniało. Do południa już jechaliśmy do lekarza i okazało się, że kochana Pańcia jest chora i zostaniem w domku przez jakiś czas. Cały dzień się o nią martwiliśmy i opiekowaliśmy się, tak żeby czuła się bezpieczna, bardzo bezpieczna. Fuksja wieczorem wymiękła i poszła sobie sama spać na swój drapak, gdzie zmęczona położyła się spać. Tego dnia poza zwykłymi spacerkami nie robiliśmy nic więcej. Nawet o zdjęciach zapominaliśmy. Wieczorkiem dzięki naszej opiece Pani poczuła się zdecydowanie lepiej. Ech nasza praca nie poszła na marne, ciężko się napracowaliśmy, ale jest sukces. Zadowoleni poszliśmy spać jak najbliżej Pani aby czuła naszą obecność.

Pilnuję Pani

niby śpi a widzi co się dzieje!

aaaaaaa ziewa

Środa to dalsza część opieki nad Pańcią. Jedyne co była w stanie zjeść to sucharek lub bułka z masełkiem. Dopiero popołudniu zaczęła próbować coś z szyneczką. Nie była to jednak jakaś zwykła szyneczka a domowej roboty szyneczka, wykonana przez opiekuna Freda. Oczywiście po przekrojeniu jej zapach rozchodził się po całym mieszkaniu. Razem z Fuksją popędziliśmy do kuchni niczym błyskawice i to mimo, że smacznie spaliśmy. Ech nie mówcie tego Pańci, ale dostaliśmy po malutkim kawałeczku na spróbowanie w zasadzie to Fuksja najpierw postanowiła sama sobie zjeść bezpośrednio u źródła. Troszkę skubnęła. O dziwo nie wywołało to nerwów a uśmiech. Według opinie Borowskich szyneczka na bułeczkach z masełkiem jest cudowna - może i nam się uda. Pańcia zresztą jadła bardzo cieniutko krojoną szyneczkę i to w bardzo ograniczonych ilościach, wręcz śladowych. Zresztą Pańcia powolutku czuła się coraz lepiej i mogliśmy ją zostawić pod opieką samej Fuksji i iść na dłuższy spacerek
szyneczka i myśliwy!

Nasz spacerek był dłuższy, ale zdecydowanie szybki. Wędrowaliśmy kroczek za kroczek, przez nasze łąki i poszliśmy na pobliskie osiedle domków jednorodzinnych. Po drodze spotkaliśmy pieska z którym sobie podyskutowałem przez bramę W sumie to trochę mi się śpieszyło do domku, bo martwiłem się o Panią.  Pogoda nie była najgorsza choć było troszkę chłodno. Tęsknota za Panią więc nie była jedyną motywacją do powrotu - chłodek dobierał się już do moich uszu i w zasadzie zastanawiałem się co będzie gdy przyjdzie zima - taka prawdziwa mocna zima? Szybki powrót do domku i przywitanie się z Panią

idziemy tam?

cześć kolego

W domku już sporo czasu spędziłem na spaniu przy Pańci na pilnowaniu Jej oraz na drzemkach i na spaniu. Czekaliśmy nocy i powolutku liczyliśmy, że następny dzień, że Pańcia będzie czuła się o wiele lepiej a w zasadzie będzie już zdrowa. Cały dzień chodziła za nami szyneczka i szkoda, że nie pamiętałem swojego snu, bo pewnie śniła mi się jedna taka wielka specjalnie dla mnie.
We czwartek o świecie Pani czuła się już niemal jak nowa. Na śniadanko człowieki jedli białe bułeczki z szyneczką i przy szykowaniu tego to co mnie zaskoczyło, to to, że ta cudowna szyneczka się już się prawie kończy. Nie potrafiłem zrozumieć jak to się stało. Jedliśmy ją ledwo kilka razy i to w malutkich ilościach a już prawie całej nie ma. No ale to była jedyna zła wiadomość, bo najważniejsze, że Pani czuła się już dobrze i mogliśmy ja zostawić samą nawet na dłuższy czas. Tak więc nasz dzionek wrócił niemal do normalności. Ruszyliśmy więc z Pańciem na poranny spacerek. Odwiedziliśmy szybko okoliczne łąki. Spacerek był fajny i pełen zapaszków. Pańcio ciągle mi nie ufa, bo ciągle i wszędzie prowadzi mnie na smyczy. Ech przecież bym mu za daleko nie uciekła. Do tej pory prawie zawsze byłem przy nim. Ech trudno, muszę się męczyć na tym sznurze.

mój krawężnik do śikania

w lasku

w drodze do domku!

W domku się relaksowałem i dalej pozajmowałem się Pania. W końcu nawet spróbowaliśmy posprzątać mieszkanko nie hałasując za bardzo i nie rozrabiając. W zasadzie to już jedną noga byłem w podróży do Krakowa, która miała odbyć się następnego dnia. Na razie jednak poszliśmy z Pańciem na kolejny spacerek  tym razem poszliśmy w inne trochę miejsce. Poszliśmy w okolice pracy Pańci.

spacerek


Pochodziliśmy sobie między ogródkami działkowymi i dróżkami, które niemal całkowicie zasypane były liśćmi. Dreptałem sobie obwąchując świat i gdzieś za płotem usłyszałem szczekanie. To był mój czteronożny przyjaciel, którego już nie raz witałem. Niestety on nigdy nie może wyjść i się ze mną pobawić. On pilnuje tam swojego terenu i ciągle pracuje. Ech ciężkie takie życie, ale widać było, że psinka była bardzo zadowolona ze swojego życia. Ogonek latał jak szalony. 

hej

Po powrocie do domku zajęliśmy z Pańciem majsterkowaniem. Postanowiliśmy przymocować Fuksji legowisko do parapetu - tak bardziej na stałe, tak trwale i żeby już więcej nie spadało, gdy nasza kotka wskakuje. W rusz poszedł pistole do kleju na gorąco. Pomagałem w tej pracy bardzo mocno. Kierowałem co i gdzie ma być a przede wszystkim ile ma być tego kleju.  Fuksja niemal od razu sprawdziła jakość roboty i wyglądała na bardzo zadowoloną. My zadowoleni, ona zadowolona - wszyscy zadowoleni.


będzie się rozgrzewać?

super podusia!

To całe nasze szczęście przełożyło się na wyprawę na zakupy. Krótka lista przygotowana i szybciutko udaliśmy się w drogę. LaBunia, która ostatni trochę odpoczywała zawiozła nas z wielką energią do sklepu. Ja poczekałem sobie w autku i liczyłem, że przyniosą mi jakiś cudowny przysmak lub coś takiego. Dyskretnie im dopisałem do listy jedną czy też dwie pozycje! Niestety wrócili ze wszystkim tylko nie z rzeczami dla mnie. Ani przysmaczka, ani zabawki, nawet nie było legowiska ani bucików - nic!  Dopiero w domu się okazało jak bardzo się myliłem. Dostałem nowego gryzaczka, a w zasadzie to wałek do gryzienia. Ps niech was nie zdziwią skarpetki na ziemi, bo to temat na całkiem inną historie.
mój nowy gryzaczek, moja nowa zabawka!

Pobawiłem się tym trochę nawet zabrałem to specyficzne coś ze sobą do swojego pontonika. Reszta dnia leciała nam spokojnie, bardzo spokojnie, aż do nocy. Fuksja ze swojego legowiska wyskoczyła jak poparzona i popędziła na kanapę gdzie siadła i się wpatrywała w przestrzeń między poduszkami. Po chwili Pańcio zareagował i okazało się, że Fuksja wypatrzyła biedronkę. I to nie jedną a dwie biedronki, które człowieki powolutku eksmitowali z domku. Tak skończyła się nasz czwartek. Powolutku szykowaliśmy się do wyjazdu, do piątkowego wyjazdu. Plecaczek z aparatem przyszykowany, torby przyszykowane - można ruszać, a teraz przyszedł czas do spania. Do ugryzienia
biedronka!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz