poniedziałek, 19 października 2015

Spacerowe obżartuchy

W sobotę o poranku było przyjemnie. Wstaliśmy dość późno, ale niemal od razu poszliśmy na zakupy. Nie śpieszyliśmy się za bardzo, bo chcieliśmy korzystać z chwil w których przez chmury prawie przebijało się słońce. Nie były to, żadne wielkie zakupy, tylko bułeczki, szczypiorek i w zasadzie wszystko. Bardzo żałowałem, że nie był nam dane pospacerować dłużej, ale z drugiej strony byłem głodny i do domku mi się śpieszyło.
no nie wiem czy wracać
W domku od razu miseczki się się napełniły. Razem z Fuksją bardzo byliśmy podekscytowani naszym śniadankiem. W sumie były to tylko nasze chrupeczki, ale dla nas to ostoja bezpieczeństwa. Dzięki mniej więcej stałym  godziną jedzenia czujemy się bezpieczni i dokładnie wiemy, że wszystko jest w porządku. Przy posiłku, przy naszych chrupeczkach zawsze czujemy się jak w domku i to nawet setki kilometrów od domku. Można powiedzieć, że nasze miseczki, to ostoja naszego życia i ostoja i spokoju. 
No dobrze, było trochę filozoficznie, ale teraz muszę powiedzieć, że oprócz samego jedzenie uwielbiam to co jest po nim. Uwielbiam spać i naprawdę jeszcze nie zdecydowałem tak naprawdę co dla mnie jest ważniejsze. Z taką filozoficzną zagadką chyba będę musiał się zmagać do końca swoich dni. Spanie przeszło mi bardzo szybko, nawet się nie zorientowałem, że za minęło mi sporo z dnia. Obudziły mnie jakieś hałasy i jakieś coś. Koniec końców okazało się, że razem z Pańciem gdzieś musimy się zbierać, gdzieś jechać.
co znowu gdzieś jedziemy?

Okazało się, że szybciutko ruszyliśmy do LaBunia a ta zawiozła nas w miejsce w których już kiedyś spacerowaliśmy. Okazało się, że nie będziemy sobie spacerować a zupełnie coś innego. Pańcio zostawił mnie w aucie i sobie poszedł, poszedł daleko, ale za chwilę wrócił z malutką torbą, z której bardzo pachniało jakimiś smakołykami - oj bardzo bardzo. Tutaj nasza wyprawa się nie zakończyła. Ruszyliśmy jeszcze w jedno miejsce. Po krótkiej drodze zajechaliśmy pod pizzerię, z której Pańcio odebrał trzy wielkie pudła. Ciepłe i parujące roztaczały wokół siebie aromat całego apetycznego świata.
masz już te pizze?

W końcu tak wyposażeni mogliśmy wracać do domku i konsumować i jeść. Szybko udaliśmy się do domku. W zasadzie to pędziliśmy co sił w LaBuni oczywiście zwracając uwagą na ograniczenia prędkości. Ja z okienka obserwowałem czy dobrze jedziemy. Pod blokiem szybciutko zabierając zakupy wpadliśmy do mieszkanka i zaczęło się jedzenie i zaczęła się konsumpcja. Fuksja była zafascynowana tym wszystkim. Zwłaszcza ciepłymi pudełeczkami. 
co tu przynieśliśmy

Zaczął się festiwal pysznego jedzonka. Po kolei z każdej pizzy człowieki jedli pyszne kawałeczki zostawiając nam coś na spróbowanie. Wszystkie były pyszne no może poza ostrą papryczką na pizzy meksykańskiej. Fuksji smakowało przede wszystkim ciasto, które jadła z wielkim zamiłowaniem a ja uważałem tylko aby nie było tam wspomnianej papryki. Reszta była równie smaczna. W zasadzie nawet się nie musieliśmy prosić, kawałeczki jakoś same tak spadały. Postanowiliśmy jednak nie zjadać wszystkich kawałków i zostawić sobie coś na później. Jednak to skończyliśmy jeść.
daj kawałka!

ta końcówka jest Fuksji!

smaczne!

dla mnie tez jest!

Po pizzy przyszedł czas na deserek. Na stole wylądowało pyszne ciasto. Znaczy ja tego nie zanotowałem bo zasnąłem szczęśliwy z pełnym brzuszkiem. O wszystkim opowiadała mi Fuksja. Na talerzykach wylądowało pyszne ciasto. Było słodkie i apetyczne. Fuksja nic nie dostała, ale bardzo się starała uszczknąć kawałeczek dla siebie. Wchodziła na stół, próbowała zagarnąć łapką spod stołu i to wszytko bez żadnych pozytywnych rezultatów. Człowieki zjedli sami. Sam nie wiem jak mogłem przespać takie smakołyki. Ech pewnie coś w tej pizzy było, jakieś środki usypiające lub coś.
oooooooooo ale smacznie wygląda!

po partyzancku też się nie udało!

Wieczorkiem jeszcze po spacerku pobawiłem się z Fuksją w ganianego. Strasznie lubię te nasze zabawy Fuksja zresztą też. Zazwyczaj czmycha na parapet bo wie, że jej tam nie dopadnę, ale ostatnio zacząłem wskakiwać na kanapę i już byłem tuż przy niej. Na moje nieszczęście ja nie mogę siedzieć na kanapie i najnormalniej w świecie zaraz muszę z niej spadać. Ech po takim pełnym jedzenia dniu należał nam się długi sen w sypialni, do której powędrowałem za Borowskimi.
przed snem zabawy

Niedziela od samego rana była bardzo aktywna. Pogoda się zapowiadała na wyjątkowo fajną, więc podreptałem z Pańciem na spacerek. Zabraliśmy ze sobą aparat, więc od razu wiedziałem, że ruszymy do lasu, między drzewa i pożółkłe liście. Spacerek był bardzo odświeżający i relaksujący. Przeszliśmy wiele kilometrów nie tylko w lesie, ale i między domkami. Miałem okazję obwąchać cały otaczający mnie świat i pobawić się patykiem i to nie jednym, nie dwoma a wieloma, bardzo wieloma. 
a co tam jest?

no i jest jasno!

ale liśców

patyczki

Zmęczony wróciłem do domku.  aby odpocząć, aby się wyspać. Nawet nie zwracałem uwagi na otaczający mnie świat otaczające mnie rzeczy dziejące się w mieszkanku.
Sen jednak zbyt długi nie był, bo ruszyliśmy w drogę. Pożegnaliśmy Fuksje i ruszyliśmy do LaBuni. Ta zawiozła nas w odwiedziny do Freda. Tam trochę posiedzieliśmy i oczywiście wyczyściłem miseczki. Trochę posiedzieliśmy przy obiadku i słodkościach, ale zaraz się zebraliśmy. LaBunia znowu nas zawiozła. Tym razem pojechaliśmy w odwiedzin do Franka. Tam jednak nie poszliśmy do domku a poszliśmy na spacerek. Franek oprowadził mnie po swoim mieście. Szliśmy całą gromadką z człowiekami. Nawet miałem okazje aby pobiegać bez smyczy. Oczywiście od razu znalazłem sobie jakiś zupełnie obcych ludzi, którzy skusili się na głaskanie mnie. No ja to jestem taki przytulas wielki. Ogólnie było bardzo przyjemnie i bardzo fajnie oraz miło.
może zostanę z tymi ludźmi

bez smyczy

spacerujemy

Ostatecznie, po dłuższym spacerku i wielu ciekawych rozmowach wstąpiliśmy na chwilę do domku Franka. Tam chwilę odsapnąłem przy wodzie. Franek mnie trochę pozaczepiał i podokuczał mi, za co wylądował w łazience, sam całkiem sam. W końcu pożegnaliśmy się i pojechaliśmy do domku. Odwiedziliśmy jeszcze sklepik i w końcu mogłem spokojnie odpocząć na swoim pontoniku, napić się i chwilę pobawić z Fuksją. Ostatecznie jednak nad książką usnąłem w swoim legowisku w swoim legowisku. Do ugryzienia!
łyczek wody

na pontoniku

nad książką

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz