niedziela, 16 października 2016

Krwista awaria

W piątek, w piątunio słoneczko wyszło i można było w końcu z podniesionym czółkiem i z uśmiechem na pyszczku. Można było w końcu poczuć się jesień. Brakowało tego. Nim jednak udaliśmy się na spacerek po Kochłowickim lesie to Pańcio zabrał się za naprawę tych zegarów. No i tak grzebał, coś kręcił i zaczęło działać. Okazało się, że była wuna luźnej wtyczki. No i po chwili już spacerowaliśmy. Postanowiliśmy nie wędrować nad jeziorkiem. Udaliśmy się w głęboki las.
no i morda sama się uśmiecha
Spacerek po lesie z dala od innych psów i bez obecności żadnych wędkarzy był fajną sprawą. Trochę się bałem, że za którymś z drzew będzie siedział jeden z drugim nad tymi swoimi kijami. Choć z drugiej strony uspokajało mnie to, że nigdzie nie było wody, no może oprócz nieprzebranej fali liści. Tym czasem niuchałem ścieżki i niuchałem okolice, te liściaste dywany. Kolorowo i szeleszcząco i już nawet nie było aż tak mokro. Od czasu do czasu dało się słyszeć jak ktoś tam w oddali idzie. Na całe szczęście nikogo nie spotkaliśmy. Uf całe szczęście. Momentami mieliśmy okazję by wyjść na pełne słoneczko i się po prostu powygrzewać. Tak się starałem, aby jak najwięcej chwil spędzić w promieniach słońca. Cały nasz spacerek na chwilkę się zatrzymywał i nawet Pańcio dawał mi sporo czasu na delektowanie się ciepełkiem. Czułem jak momentalnie wzrastał mi poziom witaminy D.
czuję przygodę

słońce dawno się nie widzieliśmy

Wędrowanie w słoneczny dzień, a w zasadzie w dzień w którym słońce od czasu do czasu się pojawia to naprawdę wyższy standard spacerowania. Nawet minutka tego spaceru sprawia, że chce się żyć. Od razu wraca cała energia i czuje się, że można zmienić cały świat tylko jednym krokiem. Ten las w Kochłowicach ma w sobie to coś, co mi się bardzo podoba. No i co z tego, że jest ledwie kilka kroków od drogi, to co, że dobiegają jakieś dziwne hałasy z okolicy. Po prostu mogę tam spacerować godzinami i to mimo tego, że w zasadzie, że nasze trasy ciągle się powtarzają. W zasadzie to jeśli to co się ma jest fajne to po co szukać nowego. Zrelaksowany i szczęśliwy wróciłem do w pełni sprawnej LaBuni. Popędziliśmy do domku, oczywiście zgodnie z przepisami. Zasnąłem i przyznam się szczerze, nawet nie pomagałem w żadnych pracach domowych. Nie miał kto robić śladów na świeżo wyparowanej podłodze. Pańcio był trochę smutny, ale pewnie mi wybaczy - jak zawsze. 
słońce i ja

na ściółce jest wiele zapachów

słoneczne chwile

Nim za oknem nastały ciemności egipskie to Pańcio kończył piec ciasto i co najlepsze bitą śmietanę. Co prawdę bitej śmietany nie dostałem, ale samą śmietanę już tak. Pańcio się trochę ze mną podroczył, ale w końcu mogłem zjeść spokojnie. Uwielbiam jeść śmietanę i już po chwili kubeczek był puściutki i czyściutki. Można powiedzieć kubeczek wyglądał jak nowy.
śmietana i ja  i brudna podłoga

Wieczorem siedliśmy przed TV aby się troszkę zrelaksować i po całym dniu spacerowania i leniuchowania w końcu porządnie odpocząć. Ważne jest przecież by przygotować się do spania.  Nie można spać bez odpowiedniego przygotowania. Fuksja tego piątkowego wieczorka nie do końca rozumiała o co w tym wszystkim chodzi i tak beztrosko oglądała TV. Ech ja na szczęście nie zrezygnowałem ze swoich obowiązków i późną nocą udałem się na swoje legowisko w sypialni i zasnąłem jak kamyczek, zasnąłem dobrze przygotowany.
ogląda TV

śpię

W sobotę z samego rana, czyli po śniadaniu udaliśmy się LaBunią w drogę do Gliwic, gdzie zostawiliśmy Pańcię i ruszyliśmy do Bojkowa. Tam LaBunia przeszła porządne odkurzanie i parowanie w środku. Ja w między czasie kręciłem się wokół autka i pokazywałem Pańciowi co ma jeszcze poprawić. No powiem szczerze, że LaBunia lśniła jak ta lala - oczywiście mówimy o środku, bo z zewnątrz to brud i ubóstwo
no a czemu taką końcówką odkurzasz?

no widzę cię jak się obijasz - bierz ten odkurzacz!

a w moich drzwiach to jeszcze popraw!


Gdy Pańcio tak zajmował się tymi rzeczami to pojawili się opiekun Freda wraz z Fredem. Oczywiście od razu przywitałem się Fredem a potem z nowym człowiekiem. Chwilę za Fredem pobiegałem i poganiałem, ale głównie to odpoczywaliśmy i relaksowaliśmy się. Znaczy ja tak naprawdę to wypatrywałem, czy ktoś nie ma czegoś do zjedzenia. W miedzy czasie posprzątaliśmy troszkę auto od Freda i udało mi się zjeść gruszkę. Pańcio chyba próbował sam, ale na szczęście mu się nie udało i wypatrzyłem te jego niecne plany. Zjadłem połowę gruszki i pozostało nam czekanie na Pańcię, która ma się pojawić.
ee coś tam jesz?

no dawaj gruchę!!

W końcu przyjechała Pańcia i nie tylko. Wszyscy się powoli zbierali. Pojechał Fredio i w końcu mieliśmy jechać my, ale niestety LaBunia mimo szczerych chęci przestała odpalać. Coś cykało i nic więcej. Kilka prób i robiło się co raz gorzej. Tak Pańcio kombinował co to mogło się popsuć, a nie wpadł na najbardziej oczywistą rzecz - o której mówiłem już od małej chwili: pewnie rozładował się akumulator twoim ciągłym słuchaniem muzyki. W końcu przyjechał opiekun Franka i tak coś kręcili, coś motali, ale gdy podłączyli kable z drugiego auta (bez drzwi kierowcy) to LaBunia zadziałała, ale sama gasła i inne takie dziwne rzeczy. Wyrok padł na jakiś rozruchnik, czy coś takiego. LaBuni została a my po chwili czekania pojechaliśmy Fordziakiem do domku. Fordziak był pożyczony od człowieków z domku z kafelkami. Czerwony, ale wesoły gracik w mocno dojrzałym wieku mimo wszystkich swoich bolączek wiózł nas sprawnie i nigdy nie odmawiał posłuszeństwa. Dzięki pomocy udało nam się szczęśliwie dotrzeć do domku, ale dużo później niż planowaliśmy. No nic tak to jest jak sobie zaplanujesz dzień to taka LaBuni czy wszystko pokrzyżuje. No nic z dnia zostało nam tylko spanie i odpoczywanie. Musiałem się zrelaksować i przygotować na następny, bardzo ważny dzień.
Niedziela nie przywitała nas ani słońcem. Było zimno i mokro. Zostawiliśmy więc Fuksję i ruszyliśmy z Pańcią w drogę. Jechaliśmy do Zabrza. Weszliśmy do dobrze znanego mi budynku i gdy w poczekalni spotkałem pieska w czerwonej chuście już wiedziałem po co jesteśmy w Przychodni Weterynaryjnej REKSIO. Akcja krwiodawstwa Weterynaryjnego Banku Krwi imienia Milusia. W środku oczywiście wszyscy mili a my cierpliwie czekaliśmy na swoją kolej. W miedzy czasie zważyliśmy się, znaczy ja się zważyłem. Najpierw jak mnie zmuszali i prosili to nie chciałem, ale już po chwili gdy przestało im zależeć to sam stanąłem i waga pokazała 30,5kg. Jestem bykiem, ale ze wspaniałą linią. Jestem w sam raz.  Po chwili już udaliśmy się na tyły lecznicy, gdzie urzędowało dwóch miłych Panów.
czekamy 

idziemy na tyły

Przywitałem się z miłymi krwiopijcami i po chwili byłem już na stole zabiegowym. Chwilę się głaskaliśmy i w końcu wylądowałem dla spokojności w kagańcu. Położyłem się a raczej byłem położony i po chwili się zaczęło. Gojenie a potem szukanie żyłki na szyi i powolutku krew leciała. Ja przykryty uchem i przytrzymywany przez wszystkich człowieków cierpliwie leżałem. Niestety były jakieś problemy i krew bardzo wolno leciała. Trzeba było zmienić stronę. W trakcie tego wkurzyłem się na jednego z krwiopijców i gdyby nie kaganiec to pewnie bym go dziabnął. Na szczęście skończyło się na strachu a ja leżałem na drugiej stronie. Spokojny głos Pańcia mnie uspokoił i już krew leciała spokojnie do pojemniczka. Niestety skończyło się na tym, że zamiast 450 oddałem 370 mili litrów. Ech jakoś tak mi się nie chciało lecieć tą krwią i basta. dostaliśmy chustę, dostaliśmy karmę i dostaliśmy kropelki na kleszcze.  Wychodząc musiałem jeszcze chwilę pozować.
oddawanie krwi takie jest i kropka

pozujemy

Nim wróciliśmy do domku to jeszcze odwiedziliśmy Freda a raczej jego miski. Ze dwa sklepy i coś jeszcze. W domku oczywiście Fuksja nic nie wierzyła w moje opowieści i nie przekonały ją nawet twarde dowody w postaci fantów. Ech ona to taki niedowiarek, ale w końcu ją olałem, zostawiłem w spokoju. I tak wiedziałem, że będzie musiała zejść z fotela Pańcia. Tam siedzi on i tylko on i żadne inne zwierze. Do ugryzienia!
ja z Fantami

znalazła sobie miejsce?!

2 komentarze:

  1. Furiatku jesteś NAJLEPSZY !! Pozdrawiam Cie i dziekuje ze tak jak ja oddajesz honorowo krew�� yjestes dzielnym Chłopakiem brawa!!! �� yoleck

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. do najlepszych to mi bardzo daleko brakuje. Ciepło pozdrawiam i życzę zdrowia :)

      Usuń