piątek, 12 lutego 2016

Mokro

Poniedziałek zaskoczył nas i to bardzo mocno. Pańcia nigdzie się nie spieszyła z rana, mało tego po prostu została z nami. Znaczy ja musiałem pospacerować jak to pies. Na szczęście było to całkiem szybkie i nie marnowałem bez potrzeby czasu. W domku był super. Cała nasza rodzinka się relaksowała. Uwielbiam takie rodzinne poranki. Niestety wszystko zostało przerwane przez dźwięk domofonu. Okazało się, że to listonosz z Paczuszką do nas. Paczki przychodzą do Borowskich bardzo często. Książki dla Pańci to codzienność, czasami jakieś rzeczy zakupione przez internet. Tym razem paczuszka była adresowana do nas, znaczy się do mnie i do Fuksji.
no otwieraj szybciej
Niemal od razu zabraliśmy się za otwieranie pudełka. Pewnie nasze pazurki i ząbki dały by radę, ale Pańcio chciał to zrobić w bardziej cywilizowany sposób. I tak się trochę z tym męczyliśmy, ale w końcu się udało. Mało tego dostaliśmy również cudowny list. Ten list był skierowany bezpośrednio do mnie i do Fuksji a nie do człowieków. Nadawcą był sklep internetowy naszezoo. W środku była jedna zabawka dla mnie i jedna dla Fuksji. Wkrótce pojawią się małe opisy tych niespodzianek. Na razie jednak nie mamy czasu na pisanie o nich na razie je testujemy i sprawdzamy. W końcu "recenzja" musi być porządna i poparta długim testowaniem.
list to do nas?

od razu wiadomo dla kogo, która jest zabawka

to jest moje

Niestety testy a raczej zabawy zostały przerwane przez Pańcia, bo musieliśmy pojechać do Bojkowa aby posprzątać troszkę w LaBuni i coś niecoś w niej naprawić. Oj całkiem szybko dojechaliśmy na miejsce, ale co najlepsze to całkiem sporo czasu spędziliśmy tam. Najpierw oczywiście lekko sprzątnęliśmy autko. Odkurzanie a potem pranie parą. Jakoś te obowiązki mnie nie fascynowały i starałem się stać lekko z boku. W zasadzie to zajmowałem się swoimi sprawami. Wiecie biegałem po ogródku to tu to tam. Od czasu do czasu kradłem butelkę jakąś, albo coś podobnego i ganiałem z tym. Trochę dołków wykopałem i różne różności wywąchałem. Gdy autko błyszczało to zabraliśmy się za naprawy. No raczej kosmetyczne naprawy, ale jednak. To coś wymieniliśmy plastikowego to zabraliśmy się za lutowanie kabelków. No muszę przyznać, że mimo ciemności, które pojawiły się nagle dał radę. Co prawda ja zrobił bym to lepiej, no ale wolałem się nie wtrącać. Brakowało mi kąpieli no, ale nie wszystko i zawsze mieć można. W każdym razie zakończyliśmy czynności naprawcze. Złożyliśmy moją kanapę, zanieśliśmy sztuczne drzewko do magazynu i pojechaliśmy. Odwiedziliśmy domek z kafelkami. Tylko na chwilkę i do domku. Późno w nocy byliśmy w domku. Szkoda tylko, że nie dało rady naprawić hałasów płynących z serca LaBuni.

no sprzątaj

a kiedy choinkę zaniesiesz

W domku to byłem bardzo zmęczony i padłem na pontonik, oczywiście do czasu aż ktoś coś jadł. Jak człowiek jadł to ja też chciałem. Niestety nie dostałem. Zresztą nie tylko ja nie dostałem nic. Fuksja też poszła spać z pustym brzuszkiem. No dobra, nie były nasze brzuszki napełnione smaczkami od Pańcia.Po wieczornym spacerku zasnąłem ostateczne. Jakkolwiek to brzmi, czekałem na wtorek.
daj gryza!

no daj nie daj się prosić!

Wtorkowy świt to po prostu piękna pogoda. To pogoda nastrajająca do spacerowania. Pogoda inspirowała do przygód. Tak więc ruszyliśmy na spacerek do parku Skałka. Ciepłe słoneczko dodawało nam wiele energii do radosnego wąchania wszystkiego i podziwiania uroku tego miejsca. Za każdym razem jak się tam pojawiam to jest tam spokój i cisza. Ostatnio nie ma nawet biegaczy. Nie wiem czy to jest związane z porą roku czy też z aurą. Przyznam wam się szczerze, ale trochę tęsknie za widokiem Panów moczących w swoje kije w wodzie, czekających na ten malutki ruch spławika, który świadczy o tym, że złapała się jakaś mała rybka. W sumie to mam wrażenie, że to też ich nie interesuje. Mam wrażenie, że przychodzą nad wodę posiedzieć i pogadać z kumplami. Po dwóch kółeczkach przyszedł czas na powrót do domku. Z lekko zmęczonym noskiem wskoczyłem do autka i do domku. Trochę żałowałem, że spacerek się tak szybko skończył, no ale zmęczenie dało o sobie znać a w domku czekało na mnie legowisko.
wącham tu

wącham tam

podziwiam widoki

mam wskakiwać?

jedźmy

W domku chwile odpoczywaliśmy, ale przecież nie można cały dzień leżeć. No dobra można leżeć i w zasadzie powinno się leżeć a ten czas powinno się przerywać tylko na spacerowanie i na jedzenie. No niestety człowieki uważają inaczej. Tak więc ja się wylegiwałem a tu sprzątanie i chyba trochę prasowania. Ja się nie zbliżam do tego ostatniego, bo jakoś takie mam obawy, ze upadnie albo coś i będzie klops. Za to Fuksja całkiem ostro wspierała prasowania. Sprawdzała każdy wyprasowany ciuszek pod kątem zagięć i ewentualnych niedociągnięć. Z tego co mi mówiła to całkiem ich sporo było. Fuksja jednak starała się jak mogła w kontroli jakości i chyba jakoś im się udało trochę poprasować.
no weź to tu popraw!

no a co to olewanie pracy!

Okazało się, że mój błogi sen musiał się skończyć i to ciężką pracą oj bardzo ciężką. Po pierwsze udaliśmy się na spacerek. Ten jednak nie był zbyt długi bo odwiedziliśmy tylko okoliczne łąki. Poza tym przecież musieliśmy pojechać po Pańcie i na zakupy. Nasza lodówka praktycznie świeciła pustkami. Natychmiast trzeba było uzupełnić. Przygotowałem listę na której były między innymi kiełbaski dla psa, paróweczki dla psa, przekąski dla psa, papierek dla kota. No i oczywiście były też jakieś rzeczy dla człowieków. Niestety z całej tej listy nad którą tak pracowałem nie dostałem nic. A byłem taki grzeczny a tak ładnie czekałem.  Fuksja jeszcze w kuchni sprawdziła torby czy aby na pewno nic tam dla nas nie było. Nie było - to skandal!
idziemy na spacerek

człowieku listę ci zrobiłem

mam nadzieje, że coś mi kupisz

a co dla nas?

Deszczowa środa była dla nas aktywna. Z rana była bardzo aktywna i to mimo wszystkiego mokrego. No po prostu maskracja jakaś. Odwieźliśmy Panią i zostawiając z autkiem poszliśmy na mały spacerek. Kręciliśmy się po okolicy, tylko po to aby szybko wrócić gdy Pani da znać. I dała a my pojechaliśmy, jak pojechaliśmy tak chwilę musiałem poczekać na Borowskich, bo zniknęli na dłuższą chwilę w wielkim i nowoczesnym budynku. Na szczęście dość szybko wrócili. My też zostawiając Panią tam skąd ją zabraliśmy wróciliśmy do domku aby "odpoczywać".
spacerujemy

Zamiast spać i odpoczywać, to musieliśmy sprzątać i przygotowywać farsz do pizzy. Kto to widział aby biedny piesek i biedny kotek musieli pomagać w gotowaniu. W próbowaniu to ja rozumie. W czyszczeniu pudełeczek po produktach, w myciu garnków to tak, ale w gotowaniu? No nic nasz ciężki lost. Musieliśmy siedzieć i pilnować Pańcia czy nie popsuje czegoś w smażeniu cebulki, kiełbaski i przede wszystkim szpinaku. Tak to ostatnie też nas dziwiło jako dodatek do pizzy, ale przecież 
ale szpinak do pizzy?

jestem zniesmaczony sposobem twojego krojenia!

Gdy farsz do pizzy był gotowy to w końcu mogłem zjeść obiadek, chwilę poukładać wszystko w brzuszku i ruszyć po Pańcię. Tym razem poszliśmy prościutko po nią, ale jak się okazało i tak musieliśmy poczekać. Tak więc udaliśmy się na spacerek. Szkoda, że było mokro bo całe podwozie pomoczyłem. Na szczęście było dość fajnie i nie za długo. Zrobiliśmy mały obchód okolicznych kamienic i wróciliśmy na skład materiałów budowlanych aby za dnia przyjrzeć się nadprożom i samochodom transportowym. No więc inspekcja przebiegła pomyślnie i utwierdziłem się w przekonaniu jakie elementy wybrać. Jednak to był pierwszy samochód jaki sprawdziłem i co prawda wydawał się ok, to jednak muszę sprawdzić inne. Przecież wszystkie ważne decyzje trzeba porządnie przemyśleć, a byle jakie auto nie może wozić materiałów na moją budę - gdy już ją będę budował.
przy kamenicach

ten mur jest dług

o jacie to jakaś nowość

a może szare?


marsz i kontrola

o widzę wysoką jakość

Gdy w końcu wróciliśmy do domku to ja zabrałem się za towarzyszenie Pańci w odpoczywaniu a Fuksja z Pańciem zabrali się za pizze. Musieli zrobić ciasto co poszło im bardzo szybko i przede wszystkim zetrzeć ze dwieście rodzajów sera. Własnie ser, to jest coś co nasza Fuksja uwielbia i ubóstwia.  Najbardziej smakował jej tak najzwyklejszy żółty. No mało jej uszy nie odpadły od trzęsienia się z  radości. Muszę przyznać, że udało się im zrobić świetną pizze, a wiem to stąd, że człowieki oddawali mi jej brzegi. Niby niewiele, ale najważniejsze że było.
tak robi się pizze, w kocim wydaniu

Czwartek to szybciutki spacerek z rana po okolicy. W zasadzie to ta okolica okazała się być spacerem do centrum miasta. Zrobiliśmy całkiem spore kółeczko. Akurat jak wracaliśmy pod domek to przestało padać. Nie powiem, że aura zmieniła się diametralne, ale już nie padało wcale. Kiedy my chodziliśmy to czasami miałem wrażenie, że jesteśmy w małym jeziorku
no kto to widział: śnieg  i deszcz?

Całe przedpołudnie i wczesne popołudnie spędziłem na leniuszkowaniu. Dzień toczył się normalnie z tym wyjątkiem, że na obiad była pizza z poprzedniego dnia i nie trzeba było gotować. Cieszyłem się, bo to oznaczało więcej czasu na odpoczywanie. W końcu jednak niecierpliwiłem się bo trzeba było iść po Pańcię a ten ciągle siedział i siedział. N szczęście udało mi się go wyciągnąć i ruszyliśmy. Raz dwa było po sprawie i raz dwa Pańcie sprowadziliśmy do domku.
idziemy po Pańcie

W domku chwilę poszalałem z Pańciem i nową zabawką. Wbrew wszelakim pozorom to całkiem mocne i dobre ustrojstwo. Bawiłem się tym już sporo czasu i nie zostało nadgryzione zębem czasu. Szerszą recenzję znajdziecie tutaj.
ej daj moją zabawkę!

no dawaj to moje!

W końcu mi dał i w końcu mogłem się pobawić sam, dokładnie tak jak chciałem. Pańcio tymczasem przygarnął sobie krzesełko aby móc wyciągnąć kopytka. No i się to komuś bardzo nie spodobało, bo jak się okazało to jej ulubione krzesełko. Oj byłą bardzo niezadowolona. Całe szczęście, że to czwartek był, bo po seansie Gorączki Złota poszedłem spać. Do ugryzienia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz