piątek, 26 lutego 2016

Nowe w starym

No takie poniedziałki to ja rozumie. Oj bardzo rozumie. Słoneczko, ciepełko, aż chce się spacerować i aż chce się chodzić i oddychać świeżym powietrzem. Postanowiliśmy wykorzystać taką okazję i udaliśmy się na spacerek do Parku Skałka. Nie pojechaliśmy skoro świt, bo musieliśmy dziewczyny odwieźć do pracy. Oczywiście Fuksja została pilnując domku. Zaparkowaliśmy koło basenu i ruszyliśmy.
oznaczam coś tu i coś tam
Na spacerku po prostu chodziłem od drzewka do drzewka. Obwąchiwałem w zasadzie wszystko co się dało i zaznaczałem od czasu do czasu swoją obecność. W końcu dawno mnie tam nie było. Ponieważ pogoda była dość fajna to liczyłem, że całkiem sporo psiaków się po mnie pojawi i chcąc nie chcąc będą musieli mnie przeczytać i może zapamiętać. Miła aura sprawiła, że nawet nie zauważyłem jak zleciało jedno i zaczęło się drugie kółeczko wokół jeziorka. No powiem szczerze. Takie spacery to uwielbiam - gdy pogoda dopisuje. Oczywiście zahaczyłem o wodę i zanurzyłem się w niej po uszy uzupełniając płyn w zbiorniczku. O dziwo w parku było gwarno, ale nie od ludzi tylko od ptaszków. Te ćwierkały dookoła a na wodzie było pełno kaczek. Te ostatnie troszkę pogoniłem. Jednak gdy zbliżyłem się do wody to one podpłynęły. Pewnie liczyły, ze coś sypniemy, ale przecież są znaki, że karmić nie wolno. My staramy się przestrzegać takich zakazów. Chcemy być prawi i sprawiedliwi.

idziemy idizemy

jeszcze pić będę

to co do domku?
W domku mam całkowity zakaz kanapowania no chyba, że jestem chory. Kanapa była zastawiona różnymi rzeczami abym nie mógł się na nią wdrapać. Na szczęście we wtorek Pańcio popełnił błąd, który skutecznie wykorzystałem.  Mały stoliczek był postawiony całkiem zwyczajnie a co za tym idzie mogłem się pod niego wepchnąć. W zasadzie to było pod nim na tyle dużo miejsca, że zmieścił by się tam jeszcze przynajmniej jeden basset. Skoro takiego nie było to mogłem się tam doskonale ulokować, udając, że mnie nie ma. Nawet Fuksja była bardzo zaskoczona faktem mojej obecności na kanapie i przede wszystkim tym, że Pańcio zostawił mnie w spokoju. No po prostu cud malina. Wiedziałem, że reszta wtorku będzie wspaniała. I się nie pomyliłem. Spokojnie dotrwaliśmy do nocy
o ja się tu zmieszczę

nikt nie parzy! To wskakuję

mnie tu nie ma rozpłynąłem się

nie widzisz mnie prawda?

śpię

Środowa pogoda już nie była aż tak wspaniała. Dobrze, że nie padało jak wychodziliśmy. Postanowiliśmy pojechać z Borowskim na Wybieg dla Psów w Rudzie Śląskiej. Przekonała nas do tego relacja tego miejsca, którą przeczytaliśmy na blogu Na wypad z psem. Tak więc po małej pomyłce w drodze trafiliśmy pod sam park. Ten znajdował się kilkadziesiąt metrów od rynku głównego w tym mieście. Tak więc takie miejsce mijaliśmy kilka razy nie mając pojęcia o jego istnieniu. LaBunia zaparkowała i ruszyliśmy. W zasadzie już z tego miejsca widzieliśmy wybieg, ale dzieliło nas od niego kilkadziesiąt kroków.
no to idziemy?

lokalizacja parku

Szybciutko podreptaliśmy i przechodząc przez dwie furtki uwolniony zostałem ze smyczy  mogłem biegać jak wariat. Cieszyłem się na myśl doskonałej zabawy z innymi pieskami. Niestety wybieg był raczej pusty. Znaczy poza nami nie było ani jednej istoty. Pierwsze co rzuciło mi się w oczka to to, że teren jest znacznie mniejszy niż ten w Parku Śląskim.  Na całe szczęście jest bardziej zróżnicowany. Znaczy jest tam wniesienie z jednej strony i reszki jakiś murków. No i nie zapominajmy o koszach na psie odchody - o dziwo z workami dla zapominalskich psiarzy. Pierwsze chwile na wybiegu spędziłem niuchając wszystko do około. Przemieszczałem się od drzewka do drzewka i wąchałem.  Niby wszystko fajnie z tym wybiegiem, ale szkoda, że nikogo innego tam nie było i nie miałem się z kim bawić. Dziwiło mnie to, bo za płotem, po parku tak bez smyczy chodziło co najmniej kilka piesków. Szkoda, że nie dołączyły do nas. Namawiałem niektóre, ale zdawały się być głuche na moje wołanie.

wącham

no chodź tutaj

wybieg w całej okazałości

Sporo czasu spędziłem na tym wybiegu licząc, że jednak jakiś piesio się pojawi. Wypatrywałem ich. Z nadzieją liczyłem aż któryś z pojawiających się w oddali piesków przyjdzie. W końcu załamany ruszyłem w drogę powrotna do autka. Postanowiliśmy jednak się trochę przejść aby 
może tamten piesek!

a ten co tam w oddali idzie?

czemu tu jest pusto?

samotność

biegnę 

chwila zabawy patyczkiem

Poszliśmy więc, na wspomniany wcześniej rynek. Tam chwilę pozowałem z rzeźbami czegoś na kształt lwów. Słoneczko od czasu spoglądało na nas, jednak w większości to chowało się za chmurkami. Szkoda bo w liczyłem, że się rozkręci w tygodniu zwłaszcza po tak pozytywnym poniedziałku. Po czym postanowiłem wrócić do LaBuni i w końcu do domku. Wybieg jest fajny choć mały i mam nadzieję, że całymi dniami nie świeci pustkami.
z "lwem"

wracamy?

Reszta naszego dnia zapowiadała się spokojnie i leniwie. Takie tam spanie i szybkie spacerowanie po osiedlu. Jednak bardzo się myliłem bo pojechaliśmy po dziewczyny i korzystając z ładnej i słonecznej pogody udaliśmy się do Parku Skałka. Tam szybko zrobiliśmy jedno kółeczko. Po cichu liczyliśmy, że będzie można nabyć gofry. Niestety nie udało się, ale ja na tym spacerku skorzystałem. Opiłem się wody z jeziorka jak bąk, nawet sobie troszkę w niej pochodziłem. Jakoś tak mnie naszło i to pomimo tego, że przecież jakoś super ciepło nie było, ba nawet było zimno a gdyby nie słoneczko od czasu do czasu świecące za chmurek było by bardzo zimno.
na spacerku

No taki spacerek był bardzo fajny. Wróciliśmy do domku aby zjeść obiadek i powolutku po kilku spacerkach i dużej ilości odpoczynku oraz odrobinie szaleństwa wtorek się skończył.
Czwartek już od rana był zdecydowanie ponury. Był dniem bardzo dołującym. Padało i jedyne na co miałem ochotę to szybki spacerek po najbliższej okolicy. Udaliśmy się na szybki spacerek na około pobliskiego pola. Nie miałem ochoty na nic więcej. Nie chciało mi się robić nic więcej a i tak pomimo szybkiego i krótkiego dreptania okazało się, ze cały przemokłem. Na całe szczęście w domku mogłem wypocząć. Zapomniałem Wam powiedzieć wcześniej. Leżanka Pańci się popsuła i jakiś czas temu pojechała do naprawy. Pańcio odstąpił jej swój fotel a sam wylądował na podusiach na podłodze. I powiem wam szczerze, że bardzo mi się to podoba, bo jestem bardzo blisko Borowskiego. Można powiedzieć, że trafił na mój poziom. Dzięki temu ja dostaję wielkie ilości miziania gdy tylko położę się koło niego. Mało tego On jakoś tak o wiele częściej spontanicznie mnie głaszcze gdy sobie śpię na swoim pontoniku. Mało tego czasami się do mnie przytula.  Tak więc jak dla mnie ten fotel Pańci mógłby nigdy nie wracać, no ale z drugiej strony Fuksja jest jakby smutna, bo ciężko jej jest się ułożyć na nóżkach Pańci. Jakoś tak wyżej musi siedzieć i z tego powodu nie czuje się najlepiej, ale na pewno w końcu się przyzwyczai. Suma sumarum, w naszym domku jest wielka siedzeniowo miejscowa rewolucja.
ee ciągle pada

w trawie też pada

o tak miziaj mnie

nie ma dla niej miejsca

Czwartek na szczęście się szybko skończyła. Dość wcześnie położyliśmy się spać. Nawet ominąłem ostatni nocny spacerek. Postanowiłem sobie wytrzymać do białego rana. Już powolutku czekaliśmy na piątek, piateczek, piątuniu. Do ugryzienia!

3 komentarze:

  1. A może jutro odwiedzicie wybieg w Gliwicach? Tija chętnie z Wami pobiega! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj niestety :( Bo jutro mam sporo pracy, którą muszę jutro zakończyć:( Cały czas mam wolne, ale jak trzeba to zwykle mam robotę :(

      Usuń
  2. Szkoda, ale pamiętajcie o nas, gdy będziecie się tam kiedyś wybierać! :)

    OdpowiedzUsuń