sobota, 27 czerwca 2015

Wspólny dzień

Kto wstaje ten wie, że poranki bywają trudne, zwłaszcza piątkowe poranki. Dobrze, że słoneczko przyświecało i jakoś to wszystko dało radę ruszyć w ten prawie weekendowy dzień.
już wstajemy? Po co?!
Na szczęście poranek ożywiło polowanie Fuksji, Gdy z kuchni dobiegł dziwny dźwięk, od razu Fuksja poleciała sprawdzić co tam się dzieje. Wówczas z kuchni dobiegało jeszcze więcej niepokojących dźwięków. Z Panem szybko polecieliśmy sprawdzić co i jak. Otóż Fuksja polowała na motyla. Na całe szczęście nie udało się jej ta sztuka i uratowaliśmy motyla zamykając go w pojemniku na moją karmę i wypuszczając na balkonie. Wszyscy się cieszyliśmy poza Fuksją, ale ona uwielbia takie polowania - mam nadzieję, że nam wybaczy.
gdzie ten trzepoczący skrzydłami intruz?

W końcu pożegnaliśmy myśliwego i ruszyliśmy przed siebie, ruszyliśmy na spacerek. Ruszyliśmy na malutki spacerek po odstawieniu Pani. Chodziliśmy po łąkach i lasach. Wszystkie je znałem doskonale, ale mimo wszystko spacerek był wielką przyjemnością. W dodatku wracając do domku spotkały mnie dwie ciekawe rzeczy. Po pierwsze dostaliśmy telefon, że trzeba kupić jakieś rzeczy, tak więc musieliśmy udać się na zakupy. Druga rzecz natomiast, to przy wyjściu z lasu napotkaliśmy startujące wielkie ptaszysko z zaskrońcem w szponach.  Zacząłem się martwić, czy takie uprowadzenie nie przytrafi się i mnie! Choć z drugiej strony, ptak który by ze mną poleciał musiałby być naprawdę duży, bardzo duży. 
tajemnicze zdjęcie w mroku

ja od tyłu

ta wesoła plamka to ja!

a co ja tam czuje

biegam w lesie

wracamy!

Na całe szczęście udaliśmy się w bardziej zurbanizowany teren. Musieliśmy udać się na zakupy do miasta aby zakupić kalafior i co najważniejsze truskawki. Droga była trudna bo było ciepło, a co najgorsze nie było mojego sznura do zabawy. Momentami miałem ochotę rozszarpać nogawki Panu za to jaki zgotował mi lost.  Gdy w końcu dotarliśmy do naszego straganu owocowo - warzywnego czekało nas stanie w duże, a nawet bardzo dużej kolejce. Na całe szczęście obok stragan był prawie pusty. Nie tracąc więc czasu zakupiliśmy zamówione owoce i warzywa w ilości niewielkiej i ruszyliśmy w drogę powrotną.  
daleko jeszcze?

o czuje jakiegoś pieska

w drodze powrotnej miałem całkowicie dość. Całe szczęście co jakiś czas Pan tak po prostu zatrzymywał się i mnie miział. Jednak w końcu nastąpił punkt krytyczny i musiałem sobie klapnąć i po prostu ochłodzić się i odpocząć. Chwilę tak sobie poleżałem, ale wszystko co dobre kiedyś się kończy i ruszyłem w drogę powrotną

zostaję!

W domku bez ceregieli udałem się na zasłużony odpoczynek, na spokojny sen. Naprawdę należało mi się. Szybko wskoczyłem na kanapę i zabrałem się za szykowanie do snu. Pan w tym czasie coś tam sprzątał i coś tam, ale się tym za bardzo nie interesowałem. Po prostu chciałem spać. Sami przyznacie, że po takim spacerku należy mi się długi sen, co najmniej kilkunastogodzinny.

no co przecież leżę

nie patrz tak ja śpię

Niestety w końcu zostałem zrzucony z kanapy i musiałem przenieść się na swoje legowisko, które w tym czasie zostało zajęte i przywłaszczone przez kota. Chcąc nie chcąc musiałem z Fuksją powalczyć o swoje miejsce i choć walka była zacięta to przegrałem i musiałem zadowolić się skrawkiem kocyka.
no złaź

no dobrze poleżymy razem

pośpimy razem

Po małych zawirowaniach i niewielkim śnie w końcu nas coś obudziło. Był to dźwięk sypanego jedzonka. Szybko doskoczyliśmy do misek i wtrąbiliśmy je nim ktokolwiek by się domyślił, że coś w naszych miskach jednak było.

czy to było jedzenie?

Koniec końców po około 30 minutach od posiłku ruszyliśmy po Panią zostawiając Fuksje w domku. Cała nasza paczuszka szybciutko podjęła decyzję, że przydał by się jakiś spacerek. Tak więc udaliśmy się do Parku Chorzowskiego.  Tam nie poszliśmy sobie od tak, poszliśmy małym spacerkiem po lody. Po drodze oczywiście uzupełniłem płyny. Mam już tam swoje zwyczajowe miejsce. Początkowo nie chciałem wchodzić na pomost, ale zdecydowałem się na to zachęcony przez odważnie stąpającą Panią.
ale pyszna woda

no idę na ten pomost

piję z pomostu

Z pełnym zbiorniczkiem ruszyłem w dalszą drogę. Mijaliśmy Panów grających w szachy odwiedziliśmy fontannę z której pić już nie chciałem. Nie chciałem bo niej powstała plaża a na niej bardzo głośne urządzenie dzięki któremu można być przeciągniętym przez linę po wodzie stojąc na desce. Całe to ustrojstwo może i jest fajną zabawą, ale bardzo hałasuje i odbiera przyjemność ze spacerowania. Po drodze spotkaliśmy jeszcze miłe pieski, z którymi przywitałem się na odległość i w końcu dotarliśmy do lodów. Szybkie jedzenie w drodze powrotnej i do domku do spania.

eee ale tu hałasuje coś!

no część!

trochę lodów zjadłem!

W domku jeszcze czekała mnie jedna rzecz do zrobienia. Mianowicie postanowiłem być bardziej medialny i razem z Panem założyliśmy mój fanepage na facebooku oraz profil na Instagramie. Tak więc wszystkich chętnych zachęcam do odwiedzenia i polubienia. Jednocześnie chciałem przeprosić za opóźnienie w blogowaniu. W moim życiu sporo się działo. Do ugryzienia!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz