Poniedziałek w zasadzie był dniem relaksu.Słoneczko nas przywitało, a więc pełni pozornej energii ruszyliśmy stawić czoła wyzwaniom dnia codziennego. Rano nie było ciepło, było bardzo gorąco i po załatwieniu wszystkich poważnych spraw ruszyliśmy z na spacerek. Ostatnio uwielbiamy o poranku pospacerować sobie po Skałce.
spacerujemy
W zasadzie spacerek był bardzo fajny. Obserwowaliśmy wędkarzy i kątem ucha usłyszałem rozmowę niewielkiej grupy. Nie podsłuchiwałem, ale rozmawiali głośno więc wszystko słyszałem. Dowiedziałem się z niej rzeczy prawie niemożliwej. Słowa wypowiadającego go wędkarza brzmiały jak magiczna opowieść, legenda. Czułem, że to będzie historia opowiadana w tych kręgach przez długie lata. Otóż rano kolega, kolegi opowiadającego wyciągnął taaaaaaką rybę. Aby zaszokować swoich słuchaczy i uzmysłowić im co to była za sztuka pokazał w powietrzu rozmiar owej ryby. Dały się słyszeć donośne och, które zadawało się nie mieć końca. Wiec jednak to prawda, są tu duże ryby, niemal tak duże jak moje uszy.
Kolejne kółeczko już nie było takie spokojne. Bo w parku pojawiła się wielka zgraja małych ludzi, no może nie małych a młodych, takich szkolnych. Chyba mieli jakiś konkurs na terenie Świętochłowic. Powoli robiło się ich coraz więcej, bo dołączały kolejne grupy. Wszyscy się przekrzykiwali i kolejne grupy poganiały te poprzednie, które nie skończyły zabawy/zadania. Otóż każda grupa musiała nalać do prawie dwumetrowej dziurawej rury jak najwięcej wody w ciągu kilku minut. Bardzo zabawne było oglądanie tego wszystkiego. Wszyscy mokrzy i niezliczona ilość rąk blokuje uciekającą wodę.
No na całe szczęście ja nie mam problemu z niekontrolowanymi wyciekami wody, tak więc w trakcie spacerku nie raz uzupełniałem płyny w ów płyn bogów. Po uzupełnieniu wszystkiego i kolejnych kółeczkach w końcu wróciliśmy do domku, bardzo wymęczeni. Od razu położyłem się spać.
pyszna ta woda!
Spałem sobie w najlepsze, ale niestety nie za długo, bo trzeba było trochę ogarnąć mieszkanie a potem o dziwo wcześniej wybrać się po Panią a potem dalej. Ta dalsza droga była dość szybka i spokojna choć w autku było cieplutko i to mimo klimatyzacji oraz otwartych szyb. Te w sumie to mi przeszkadzały bo dmuchały mi w twarz. Na miejscu, które ostatnio dość często odwiedzamy popilnowałem LaBuni, gdy Borowskich nie było.
znowu sprzątanie? To oburzające, żeby sprzątać codziennie, przecież to nie kupa aby robić codziennie! SKANDAL!
W końcu wrócili i pojechaliśmy dalej. Zakupy i pojechaliśmy odwiedzić Franka. Wszedłem tam na chwilkę, bo było gorąco w domku a ja jeszcze musiałem się załatwić. Tak więc po przywitaniu szybko poleciałem na spacerek. Chwile pochodziłem, po okolicy obwąchując wszystko i wszystkich. Nie trwało to za długo i szybko wróciliśmy do domku. Znowu spać. Taki to był mój, nasz dzień. Raczej spokojny a w zasadzie taki najzwyklejszy w świecie.Do ugryzienia!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz