Pokazywanie postów oznaczonych etykietą sfuratowani. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą sfuratowani. Pokaż wszystkie posty

sobota, 1 kwietnia 2017

W górę potok

W sobotę z samego rana, czyli zaraz po wyspaniu się i śniadanku ruszyliśmy w drogę. LaBunia szybciutko i sprawnie odpaliła i bez najmniejszych przeszkód wiozła nas. Nie daleko - do Gliwic pojechaliśmy, ale byliśmy tam tylko na chwilkę. Zabraliśmy gospodarza z fajką i ruszyliśmy, bardzo bardzo daleko. Bardzo się niecierpliwiłem aby w końcu wyskoczyć z LaBuni i pospacerować. Jechaliśmy długo, ale w końcu zwolniliśmy i parkowaliśmy. Już szczekałem widząc tyle psiaków i tylu człowieków. Do czasu otwarcia drzwi byłem mega odważny, jednak umilkłem, gdy tylko poczułem delikatny wiaterek i mogłem już wyskoczyć. Przywitałem się z najbliższymi i po chwili już wiedziałem, że jesteśmy w tym samym miejscu co na poprzednim spacerku W górę bulle.
Nim się zorientowałem a już byłem po drugiej stronie ulicy i o dziwo wędrowałem. Oczywiście wszyscy nas wyprzedzali, ale nie dlatego, że nie miałem siły. Po prostu musiałem wszystko obwąchać i ze wszystkim się zapoznać. Trasa naszego spaceru wiodła tą samą trasą co zeszłoroczny spacer z bullami. 
wędrujemy

piątek, 31 marca 2017

Koniec miesiąca

Ostatnio naprawdę nie mam głowy do pisania. Jakoś tak jak jestem w domku to uszy ciągną mnie do spania. Jak wstaję to, albo spaceruje, albo mam jakieś domowe roboty. No po prostu nie mam siły aby się zmobilizować . Przez to wszystko zaległości na blogu są bardzo duże a ja już jak przez mgłę pamiętam tamte dni, których na blogu jeszcze nie było. No ale czas zacząć. Jeśli sprawdzicie w kalendarzu, to jesteśmy już prawie miesiąc w plecy. Blog zatrzymał się gdzieś na końcu marca. Ostatni tydzień tamtego miesiąca był taki jakiś normalny. Nie działo się nic szczególnego - prawie. Przy czym "prawie" to takie określenie na zwykłą normalną normalność. W poniedziałek nie było nic do robienia i powiem szczerze, że ani jednego zdjęcia człowieki nie zrobiły. Tego dnia nie ma nawet co opisywać. O wtorku też w zasadzie nie ma co pisać. No może oprócz tego, że o poranku udałem się na malutki spacerek po okolicy. Gdybym miał swój własny prywatny ogródek to na 100% tego dnia bym nie wychodził za jego bramy, bo po prostu mi się nie chciało, nigdzie iść. W każdym razie krążąc między drzewami radowałem się słoneczkiem, które bardzo śmiało rozpromieniało dzień. Czuć było wiosnę. Spacer krótki, ale przyjemny. Mimo wszystko ten odległy wtorek -28 marca 2017 można było zaliczyć do udanych
czy ja czuję wiosnę?

a nie! to ptaszek był, a nie wiosna

ej gdzie ty idziesz?

mnie tu nie ma!

Środa rozpoczęła się leniwie. Długo dochodziłem do siebie i długo docierało do mnie to, że konieczne jest aby wstać i ruszyć podbijać nowy dzień. No do południa to nic się nie działo, ale potem to ruszyło wszystko z kopyta. Pojechaliśmy do Gliwic załatwiać jakieś ważne ważności, a w szczególności to pojechaliśmy na spacerek. Odwiedziliśmy takie miejsce, że klękajcie narody. Opuszczone torowisko niemal w centrum miasta. Łąka, niewielkie drzewa i betonowa droga wzdłuż nieużywanych torów. Gdzieś w oddali przemykały pociągi a ja z Pańciem chodziłem po tych nieużytkach. Nie oddalaliśmy się za bardzo, bo i nie było potrzeby, a ponadto na niebie zbierały się takie ciemnie chmury - lepiej było mieć blisko LaBunie. Trochę się pokręciliśmy wzdłuż torów. Z jednej strony chęć zwiedzania a z drugiej jakieś podejrzane typki i te chmury. Pora był na powrót do domku. 

ale chmury

do domku, LaBunią by się jechało

W domku wypocząłem. Mało tego. Po długim śnie czekała na mnie wielka i wspaniała niespodzianka. Człowieki z jakiś odpadków, gąbki i kawałka materiału zrobiły mi wspaniałe legowisko. Wygląda solidnie i miękko tylko muszę się do niego przekonać. Wiecie jak to jest z nowościami - trzeba do nich przywyknąć. Długo mościłem sobie to miejsce, ale w końcu się udało i zasnąłem.

moszczę się

śpię

We czwartek na porannym spacerku dotarły do mnie wieści o tym, że na sobotę szykuje się coś wielkiego i wspaniałego - dowiedziałem się, że będziemy jechać gdzieś daleko. Tym czasem spacerowaliśmy sobie po naszym lasku. Wdrapywaliśmy się na góreczki by potem z nich szybciutko zejść. Taki spokojny spacerek rozgrzewał moje mięśnie. Rozgrzewka się przyda skoro w sobotę czeka mnie jakiś wielki spacer. Z tym, że ćwiczenia trzeba dawkować rozsądni. Spacer postanowiliśmy świętować w domku.
wdrapujemy się

Świętowanie było oczywiście w moim stylu. Położyłem się spać i spałem tyle ile tylko się dało. W końcu niespełna godzinny spacerek, trzeba porządnie świętować i porządnie zregenerować po nim siły. Co jakiś czas zmieniałem miejsce swojej drzemki, ale jakoś wiele miejsce nie było, bo w domku panował duży bałagan. Ten bałagan w zasadzie ciągle jest obecny w naszym domku od ostatniego czasu.

śpię na swoim łóżeczku

halo no jak w takich warunkach się wyspać?

W piątek rano odbyłem tylko krótki spacerek, taki można powiedzieć fizjologiczny. Nie było w tym nic nadzwyczajnego, bo czekały nas wielkie zadania i to jeszcze przed południem. Razem z Pańciem wróciliśmy do domku, zjedliśmy śniadanko i pojechaliśmy do Gliwic. Tam załatwialiśmy jakieś ważne ważności w urzędach, czy gdzieś. Znaczy ja czekałem w aucie, a Pańcio załatwiał. Potem Mieliśmy zadanie transportowe. W zasadzie to LaBunia miała. Trzeba było przez kilka ulic przewieź wielkie deski. Ledwo się to mieściło w autku, ale się udało. 
zapach poranka

To wszystko nam się udało zrobić i naprawdę miałem wielką frajdę z dobrze wykonanej roboty. W takim poczuciu mogłem wrócić do domku i spać i odpoczywać. Już się umówiliśmy na wyjazd w sobotę. O tak musiałem porządnie wypocząć przed wielkim sobotnim spacerem. Do ugryzienia!
wracajmy

piątek, 30 grudnia 2016

na zakończenie

Poświąteczny wtorek, był dniem bardzo przygnębiającym. Dobrze, że choinka jeszcze stoi i mam nadzieję, że postoi długo. Niby nic się nie zmieniło w porównaniu z dniem poprzednim, ale jakoś taka świadomość pozostaje. Skończyły się. Już nie będziemy jeść wystawnych posiłków przy stoliku. Pozostaje tylko dojadanie resztek. Zresztą muszę powiedzieć, że przez te święta odechciało mi się jeść moich chrupek. Teraz leżą bardzo długo. To pewnie przez to moje podjadanie. Na szczęście Pańcio wie jak temu zaradzić i abym zjadł dorzuca mi na dno miseczki jakiś smaczek w postaci jakiegoś mięska lub szyneczki. W każdym razie z rana jeszcze niem zjadłem poszliśmy na szybki spacerek. Na dworze odniosłem wrażenie, że jest wiosna, bo śniegu nie widać już nigdzie i panowała dość przyjazna temperatura. Jednak poświąteczna chandra przytłumiła chęć mojego spacerowania i po prostu chciałem wrócić do domku.
no dobra już wracajmy

poniedziałek, 26 grudnia 2016

Święta

Odkąd sięgam pamięcią zawsze mieliśmy dwie wigilie. Jedna w mieszkanku z kafelkami a druga u Freda. Tym razem nie było inaczej. Po ubraniu choinki i po spacerku i przygotowaniu ostatnich rzeczy oraz małym sprzątaniu kuchni ruszyliśmy w drogę. Oczywiście był to dzień wyjątkowy, więc musiałem się porządnie i odpowiednio ubrać. Pańcio zadecydował, że koszula odpada, więc został mi krawat. Podobno w krawacie pies jest mniej awanturujący się. Miałem nadzieję, że tak się stanie. Szybciutko dojechaliśmy dzięki LaBuni na miejsce pierwszej "imprezy". O dziwo byliśmy przed czasem. Jak nigdy. Człowieki zasiedli do stołu a ja przy nich. Rozmawiali, dobrze się bawili i uśmiechali. Było bardzo miło i bardzo przyjemnie. Od czasu do czasu zajrzałem co tam na stole jest i od czasu do czasu coś dostałem. Jednym słowem pełen sukces.
halo tu jestem!

piątek, 23 grudnia 2016

Przedświąteczna gorączka

Będzie szybko i zwięźle bo ten tydzień przed świętami był szybki i zwięzły, a raczej bardzo, ale to bardzo męczący. Oficjalnie sprzątaliśmy na 150% a w rzeczywistości było odrobinę mniej - jakieś 60%. Wszystko nam się tak ślimaczyło i bardzo szybko złapaliśmy olbrzymie plecy. No, ale poniedziałek był dniem innym. Niby sprzątaliśmy a szło tak jakoś powolutku jednak najważniejsze było to, że podreptaliśmy na pocztę aby wysłać listy do bassecich przyjaciół. Musiałem wszystkiego doglądać do samego, samiuśkiego końca. Uspokoiłem się dopiero, gdy list wylądowały w wielkiej czerwonej skrzynce.
wysłany list

niedziela, 27 listopada 2016

Przyjąłem gościa

Poniedziałek po tak wielkiej dawce atrakcji musiał być leniwy i relaksujący. Jak się jednak okazało Pańcio miał trochę inny plan. Pojechaliśmy załatwiać jakieś załatwialskie sprawy a potem spacerowaliśmy. Znaczy najpierw przejechaliśmy kawałek. Zaparkowaliśmy pod "średnicówką" i ruszyliśmy w te pędy na spacer po lesie. Słoneczko rozświetlało całą okolicę.
idziemy w las

niedziela, 13 listopada 2016

Niepodległość w marszu

Piątek był wyjątkowym dniem w tym tygodniu. Tego dnia świętowaliśmy rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości. Dla nas ten dzień nie różnił się prawie niczym. Nie wywiesiliśmy flagi za oknem, bo ona wisi u nas zawsze. Nie poszliśmy na żaden marsz, a po prostu pospacerowaliśmy trochę po okolicy. Zresztą pogoda nie była zbyt sprzyjająca. Po prostu dzień jak co dzień. Z tą różnicą, że niemal wszystko było pozamykane.  
idziemy na spacer

czwartek, 10 listopada 2016

Jesienny zwrot

Poniedziałki najlepiej rozpoczyna się od spaceru. Ciężko było nam wstawać i długo gramoliliśmy się z wyrek. W końcu jednak po śniadaniu i całym tym porannym zamieszaniu, ruszyliśmy z Pańciem na spacer - LaBunia zawiozła nas do Parku Śląskiego. Zaparkowaliśmy daleko od wybiegu. Wiedziałem więc, że nie będzie swobodnego biegania a jedynie chodzenie na smyczy. Na całe szczęście mieliśmy naszą lekko popsutą automatyczną smycz o długości 8m. Bieganie było dość swobodne. 
no rusz się.

niedziela, 30 października 2016

Jak co wekend

Piątek się zaczął dość normalnie. Pojechałem z młodym do Weta. Tym razem nie wchodziłem i postanowiłem sobie jedynie posiedzieć w aucie i się wyspać. Nie spieszyło mi ze spacerowaniem, bo w drodze do LaBuni zrobiłem to co musiałem zrobić. Gdy ciśnienia brak to zdecydowanie lepiej jest drzemać niż przebierać łapkami. Czekałem w aucie na dobre wieści no i się doczekałem. Wizyta nie trwała najdłużej i okazało się, że młody jest już prawie zdrowy. Leki praktycznie już nie są potrzebne. Za kilka dni trzeba będzie podać mu drugie odrobaczenie i na dziesiątego ustalone zostało pierwsze szczepienie. Czułem, że młody ma się co raz lepiej, ale naprawdę nie wiedziałem, że aż tak szybko.

niedziela, 23 października 2016

Nowości

Poniedziałek rano to dzień ważnych spraw. Jechaliśmy z człowiekami pożyczoną czerwoną strzałą, zwaną Fordzikiem. Po spacerku człowieki gdzieś zniknęli, ale gdy po jakimś czasie wrócili to byli bardzo weseli. Pewnie cieszyli się, że wrócili do mnie. Szczęśliwie wracaliśmy do domku a tu nagle na środku drogi stoi malutki koteczek, który cudem przeżył, gdy kolejne auta go mijały. My nie mogliśmy go minąć i Pańcio zahamował. Włączył awaryjne i szybciutko chciał malca przegonić z drogi. Ten maluch jednak hyc i pod autko. Trochę Pańcio za nim biegał i czołgał się pod autem. Maluch cwanie wskakiwał na koła, pod silnik - no a ja głośno instruowałem Pańcia co i jak ma robić. W końcu maluch zawinięty w szmatkę wylądował w pudełku w bagażniku. Jakimś dziwnym trafem mieliśmy takie wielkie pudełko w bagażniku. To dzięki temu, że przyszło zamówienie na psie rzeczy i kocie rzeczy. My jednak z maleństwem nie wróciliśmy do domku, Tylko zabraliśmy transporter Fuksji i w drogę.

niedziela, 9 października 2016

Champion

Piątek przed południem mieliśmy do załatwienia kilka ważniejszych i mniej ważnych spraw. Piątek był bardzo słoneczny i naprawdę cieszyłem się, że tak pięknie zapowiada się weekend. W każdym razie po krótkich i niezbyt wymagających spacerkach trochę czasu spędziłem w LaBuni czekając aż Pańcio wróci. Ostatnimi czasy nasze spacerki bardzo się ograniczyły, regenerujemy się. Powolutku i spokojnie wszystko leciało.
no już czekam i czekam

sobota, 1 października 2016

pożegnanie z przytupem

Powolutku nasz wyjazd dobiegał końca. Powolutku to wszystko się kończyło i już wszyscy byliśmy myślami w drodze do domku, a może i nawet w samym domku. Jednak przed wyjazdem musieliśmy zrobić coś spektakularnego.  W piątek z samego rana, czyli tuż po śniadanku i innych ważnych sprawach ruszyliśmy w drogę. Niezbyt daleko, ale i niezbyt daleko. LaBunia dość szybko i sprawnie zawiozła nas na miejsce. Okazał  się, że wylądowaliśmy w spokojnej mieście, w której miał zacząć się nasz wielki marsz. Zaparkowaliśmy na parkingu w mieście Goniądz nad samą rzeką Biebrza i ruszyliśmy. No dobra pięćdziesiąt razy wracaliśmy sprawdzić, czy auto zamknięte, ale w końcu ruszyliśmy
pierwsze kroki

czwartek, 29 września 2016

Niech moc będzie w łapkach

Poniedziałek to kolejny dzień w którym postanowiliśmy nie przestawać, nie odpoczywać. Na mapie znaleźliśmy miejsce zwane Pałacem Lubomirskich i postanowiliśmy je odwiedzić. Jednak pogoda była nie najlepsza i czekaliśmy z wyjściem. Robiło się coraz później i zapadła decyzja by ruszyć mimo wszystko. Droga nie była krótka i po cichu liczyliśmy, że z czasem stanie się cud i słońce wyjdzie. W trakcie drogi do celu co chwilę patrzyliśmy na niebo i to co widzieliśmy napawało nas optymizmem.
łyczek u celu

niedziela, 25 września 2016

Na tropie

Mówiłem Wam, że przy naszym tymczasowym mieszkanku trwa remont drogi, a raczej jakiejś kanalizacji, czy czegoś takiego. Piątkowy spacer postanowiłem spędzić na doglądaniu robót. Prze te wykopaliska i wykopki ciężko jeździ się po tej ulicy i co gorsze LaBunia się brudzi. Z bliska obejrzałem to wszystko i trochę pogoniłem tych człowieków, ale przy okazji trochę spowolniłem ich pracę, bo tak patrzyli na mnie, gdy ja głośno krzyczałem na koparkę, że za wolno kopie.
oznaczam, że przeprowadziłem tu inspekcję

czwartek, 22 września 2016

Dziki wschód

Okazuje się, że nas pobyt w Białymstoku się przedłużył. To już nie tylko weekend. Teraz będziemy szaleć tutaj co najmniej do następnego weekendu a może i dużo dłużej. Tak więc nie czekając za wiele postanowiłem pozwiedzać bardziej te dzikie i wschodnie okolice - postanawiamy eksplorować Białystok i okolice. Po załatwieniu kilku ważnych spraw przedpołudniem mieliśmy czas i wolne chwilę, by udać się na zwiedzanie centrum miasta. Krótko i na temat - czysto, rowerowo i zielono.
przy pomniku podróży - a czemu mnie tam nie ma!

niedziela, 18 września 2016

Droga do szczęścia

Piątek od rana był bardzo zamieszany, aktywny. Coś tam Pańcio znosił do LaBuni. Nagle zapadła decyzja, że wszyscy musimy zejść. Fuksja została zapakowana do transporterka, co nie bardzo jej się podobało i ruszyliśmy w drogę. Najpierw jednak trzeba było zatankować kapryśną damę, a potem pozałatwiać jeszcze kilka spraw i w końcu mogliśmy ruszyć w trasę.. Jak zwykle z lekkim poślizgiem, ale kilometry nam mijały sprawnie.
no kiedy pojedziemy?

czwartek, 15 września 2016

Przygotowania

Pogodny poniedziałek staraliśmy się wykorzystać jak najbardziej się tylko dało. Skoro świt ruszyliśmy załatwić wszystko co trzeba a potem ruszyliśmy do północnej części naszego miasteczka. Ruszyliśmy w okolice bunkrów - na pola. Zatrzymaliśmy się na parkingu nieopodal - zostawiliśmy naszą kapiącą LaBunie i ruszyliśmy w drogę. Liczyłem, że spotkam przy najmniej jednego konika, bo w pobliży hasają sobie po ogrodzonym terenie.
a gdzie koniki?

środa, 7 września 2016

nakrętka do nakrętki

Tydzień zaczyna się od poniedziałku, a my postanowiliśmy rozpocząć ten tydzień z przytupem. No więc ruszyliśmy na wybieg. Nie z rana, bo ten spędziłem na malutkim spacerku i długim spaniu. Popołudniu po całych porządkach i relaksie nagle wsiedliśmy w LaBunie i pojechaliśmy do Gliwic, gdzie czekała na nas Wiki. Z nią szybko wróciliśmy i odebraliśmy Pańcie. Całą ekipę zabraliśmy do dentysty a sami pojechaliśmy na wybieg. Liczyłem na doskonałą zabawę w dużym godnie, a tym czasem były dwa malutkie psiaki. "Rodzeństwo" znaczy się od jednej Pańci. Zupełnie niepodobne do siebie psiaki, z których jeden był całkiem otwarty i przyjazny a drugi trochę wycofany. Z tym pierwszym trochę się przywitałem i trochę pogadałem. Byliśmy jednak trochę do siebie zdystansowani.
witam!!

piątek, 26 sierpnia 2016

mnie nie chcieli

We czwartek o świcie, czyli zaraz po śniadaniu i załatwieniu wszystkich ważnych rzeczy, ruszyłem  z Pańciem do Gliwic, a tam zaraz ruszyliśmy na spacerek wokół jeziorka. O "świcie" byli tam tylko wędkarze, no i my. Kręciliśmy się między jeziorkami i wąchałem. Było sporo ciekawych tropów i śladów, jednak nie było mi dane podążać, za choćby jednym z nich. Musiałem iść tam gdzie Pańcio chciał i kropka. Dobrze chociaż, że mieliśmy długą smycz i mogłem sobie pobiegać wokół Pańcia.
ktoś tu był?

środa, 24 sierpnia 2016

Gar

Pewnie doskonale wiecie jak to jest w poniedziałek, zwłaszcza taki trochę mokry poniedziałek. Po krótkim spacerku i załatwieniu podstawowych spraw fizjologicznych postanowiłem za namową Borowskiego wrócić do domku, ale tylko na chwilkę bo trzeba było dostarczyć Pańci zaopatrzenie, które zapomniała z domku. Tak więc po krótkim dwu czy trzygodzinnym śnie ledwo zwlokłem się z wyrka i udałem się do Pańci.
eeee wracajmy już!