Mówiłem Wam, że przy naszym tymczasowym mieszkanku trwa remont drogi, a raczej jakiejś kanalizacji, czy czegoś takiego. Piątkowy spacer postanowiłem spędzić na doglądaniu robót. Prze te wykopaliska i wykopki ciężko jeździ się po tej ulicy i co gorsze LaBunia się brudzi. Z bliska obejrzałem to wszystko i trochę pogoniłem tych człowieków, ale przy okazji trochę spowolniłem ich pracę, bo tak patrzyli na mnie, gdy ja głośno krzyczałem na koparkę, że za wolno kopie.
oznaczam, że przeprowadziłem tu inspekcję
Dumny z pozytywnie przeprowadzonej inspekcji wróciłem do domku aby zasnąć. Z tej całej dumy nie mogłem zasnąć, a to był wielki błąd, bo popołudniu Pańcio wyciągnął mnie na taki spacer, że hej. Maszerowaliśmy chyba przez kilka godzin i pokonaliśmy chyba setki kilometrów i to wzdłuż bardzo ruchliwej i głośnej drogi, a wszystko to by zawędrować do lasu. Tak jakby takie lasy nie był gdzieś po drodze. No gdy już dotarliśmy pod ten las to z radości musiałem aż zostawi po sobie pamiątkę w postaci sami wiecie czego, a potem wiodłem Pańcia po ścieżkach w tym lesie. Nawet poszalałem trochę w gęstwinie liściastej. Pańcio trochę się bał o kleszcze, ale przecież ja mam obrożę, a słodkości i czaru kleszcze nie lubią. Byłem bezpieczny i spokojny o swoje życie. Hasłem tak jak szalony, aż w końcu Pańcio ściągnął mnie do siebie i powiedział, że teraz mam być blisko bo wchodzimy do rezerwatu przyrody. Co prawda nie było znaku o rezerwacie, ale znak o ścieżce edukacyjnej. Wędrowaliśmy sobie dróżką wypatrując kolejnych znaków. Niestety jak się po chwili okazało nie szliśmy po kolei a że tak powiem od tyłu.
Wracając co domku zahaczyliśmy jeszcze o małe zakupy. No i w końcu mogłem się położyć u siebie. Ten dzionek był już bardzo spokojny, ale powiem szczerze, że należało mi się i to bardzo, przecież musiałem odpocząć, po bardzo wyczerpującym spacerze z poprzedniego dnia. Trochę tam wychodziłem na jakieś najzwyklejsze spacerki, ale nie przesadzałem z tym. W tym czasie Fuksja zachowywała się jak prawdziwa dama. Gdy zasiedliśmy przed TV oglądając jakieś tam rzeczy telewizyjne to ona zapragnęła zrobić sobie pazurki. Dopadła do pilniczka i kombinowała jakby z nim uciec a raczej oddalić się w ustronne miejsce i sobie naostrzyć to i owo. Ech dobrze, że nie wpadła na pomysł malowania. Po nocnym spacerku mój pontonik był zajęty i przez chwilkę musiałem się o niego naprosić. Ba nawet udało nam się na chwilę poleżeć razem, ale Fuksja szybko się tym znudziła i poszła spać gdzie tam do siebie.
buszując w zieleni
a co to jest ścieżka edukacyjna?
to gdzie ta szkoła?
Okazało się, że na ścieżce edukacyjnej nie ma ławek i szkoły. To po prostu zwykły las chroniony, z którego lepiej nic nie wynosić. Na każdej ze stacji dowiadywaliśmy się różnych ciekawych rzeczy o drzewach i o lesie. Czy wiecie czym jest pomnik przyrody i jak powstaje? Widzieliście kiedyś świerk z dwoma pniami? Może wiecie co to jest święte drzewo? Ja to wszystko wiem, a dowiedziałem się, tego z Rezerwatu Antoniuk. Przy okazji Pańcio znalazł kilka grzybów, ale ponieważ się na nich kompletnie nie znamy, więc zrobiliśmy im tylko zdjęcia. No dobra ja znalazłem grzyby a Pańcio robił zdjęcia. Z jedne jednej strony fajnie bo mogłem sobie odpocząć, ale z drugiej czasami tak siedział nad nimi i mi się tak nudziło, że prawie spać poszedłem. Na szczęście te chwile były tylko chwilą w porównaniu z resztą biegania i szaleństwa. Nie raz i nie dwa znajdywałem na ścieżce szyszki i patyczki, ale mogłem się nimi tylko trochę pobawić i niestety nie mogłem ich zabrać ze sobą. Na sam koniec naszej wyprawy spotkaliśmy znak informujący, gdzie się znajdujemy. To było stateczny dowód na to, że wgramoliliśmy się do rezerwatu od tyłu. Ech jak jacyś złodzieje, albo ninja. W sumie lepiej powiedzieć jak ninja.
no rób to zdjęcie i idziemy dalej
ale czemu patyczek musi zostać?
no i ostateczny dowód, gdzie jesteśmy
Ten rezerwat podobnie jak poprzedni, który widziałem jest taki dzikszy niż reszta lasu. Z tym, że gdyby nie dostęp do nawigacji GPS to nie wiedzieli byśmy, że już jesteśmy w rezerwacie. Ten poprzedni, który odwiedzałem, był wyraźnie oddzielny od reszty ulicami - tutaj nic takiego nie ma. Las, wszędzie jak okiem sięgnąć to las. Las z lewej las z prawej. Jednym słowem naprawdę jest gdzie chodzić, ale niestety nigdzie nie ma koszy na śmieci oprócz dwóch wyznaczonych miejsc na biwakowanie. Tych miejsc może być i więcej, ale niestety znaleźliśmy tylko dwa.
Ponieważ pogoda się pogarszała i się troszkę ściemniało, to przyszedł czas na powolny powrót do domku. Najpierw zrobiliśmy małe kółeczko aby dostać się do strumyka z wodą. Po dłuższych poszukiwaniach i przeprawie przez las i łąki oraz osiedle domków i ruchliwą ulicę udało się. Gdy poziom w zbiorniczku się podnosił to zaczynał kropić deszcz. Z nieba leciało, go coraz więcej i więcej, a my szybkim tempem staraliśmy się uciec od nadciągających chmur. Niestety chmura była szybsza i z każdą chwilą byliśmy co raz bardziej mokrzy. Deszczyk padał i nie było nadziei na ucieczkę, więc brnęliśmy dalej w tą drogą. W trakcie wędrówki deszczyk padał raz mocniej, raz słabiej a ja znalazłem nawet chwilę aby pobawić się znalezionym patyczkiem. Tutaj mogłem go zabrać ze sobą i nieść, gdzie tylko się da.
szukamy wody
z patyczkiem
a to nasza szalona trasa
Gdy dotarłem do domku, cały przemoczony i nim się położyłem, to Pańcio mnie porządnie wytarł moim ręcznikiem. Suchutki zjadłem i walnąłem się spać na swoim pontonie. Fuksja za to zajmowała się pomocą Pańci przy czytaniu. Robiła u niej jako podkładka, a dzięki swojemu opanowaniu, była w tym bardzo dobra. W końcu nastała późna noc.
podstawka idealna
Sobota zaskoczyła nas bardzo dobrą pogodą. Człowieki ciągle żyli w jakimś wyczekiwaniu i trochę się denerwowali, więc postanowiłem ich zabrać na spacerek do zoo. Najpierw człowiekowi za moim przyzwoleniem poszli sobie do środka tego zoo. Ja czekałem w LaBuni oczekując na fascynujące opowieści z wnętrza. Tak więc z wyczekiwaniem czekałem, kilka minut aż wrócą, nawet trochę przysnąłem. Nagle pojawił się Pańcio i powiedział, żebym szukał Pańci, a mój nos bezbłędnie nas doprowadził to niej. W między czasie dowiedziałem się, że w środku w zoo, są bociany, kury, bażanty najróżniejsze, oraz rysie, żbiki i niedźwiadki. Ech bardzo żałowałem, że nie mogę zobaczyć prawdziwego misia. Na zewnątrz za to zobaczyliśmy dobrze znane mi zwierzątka, ale zawsze z wielkim zadowoleniem to robię. Oglądam i podziwiam te czworonogi. Dziki znowu spały jak susły, żubry dostojnie niuchały a jelenie jak zwykle mnie straszyły. Osiołki tak hałasowały, że chyba całe miasto ich słyszało. Jedno jedyne co było smutne to brak umiejętności czytania wśród ludzi. Przy każdej zagrodzie jest wielki napis aby nie karmić zwierząt z małym wyjaśnieniem i prośbą: gdy widzi się Furiata to proszę mu dać do jedzonko" Niestety dorośli ludzie na przekór tego wszystkiego musieli dawać chlebek żuberka. One oczywiście z apetytem to jadły. Przykre bo moje człowieki widziały to z daleka i nie zdążyły zareagować bo pani nieumiejąca czytać sobie poszła. Byłem niedaleko i bym zjadł.
czy ten jeleń jeszcze jest za mną?
Wracając co domku zahaczyliśmy jeszcze o małe zakupy. No i w końcu mogłem się położyć u siebie. Ten dzionek był już bardzo spokojny, ale powiem szczerze, że należało mi się i to bardzo, przecież musiałem odpocząć, po bardzo wyczerpującym spacerze z poprzedniego dnia. Trochę tam wychodziłem na jakieś najzwyklejsze spacerki, ale nie przesadzałem z tym. W tym czasie Fuksja zachowywała się jak prawdziwa dama. Gdy zasiedliśmy przed TV oglądając jakieś tam rzeczy telewizyjne to ona zapragnęła zrobić sobie pazurki. Dopadła do pilniczka i kombinowała jakby z nim uciec a raczej oddalić się w ustronne miejsce i sobie naostrzyć to i owo. Ech dobrze, że nie wpadła na pomysł malowania. Po nocnym spacerku mój pontonik był zajęty i przez chwilkę musiałem się o niego naprosić. Ba nawet udało nam się na chwilę poleżeć razem, ale Fuksja szybko się tym znudziła i poszła spać gdzie tam do siebie.
prawdziwa dama dba o pazurki
no chyba się trochę obrażę
Niedziela była dniem zwiedzania miasta. Udaliśmy się zwiedzić miejsca w których jeszcze nie byliśmy. Na poranny spacerek udaliśmy się na północ, aby sprawdzić co tam jest. Wiedzieliśmy, że gdzie tam jest jakiś park. Nie planowaliśmy nigdzie daleko iść, ale i tak wyszło około 8 km. Z północnych wypraw byliśmy raczej zawiedzeni, bo oboje z Pańciem uznaliśmy, że zmarnowaliśmy tylko czas. Park, okazał się być zwykłą łąką koło zbiornika retencyjnego, więc nie bardzo nam się podobał. Po drodze wzbudziłem nie małe zainteresowanie wśród sprzedawczyń zniczy i kwiatków przy wszystkich cmentarzach które mijaliśmy. Ten obszar był chyba jakimś cmentarzowym zagłębiem. Po powrocie do domku należało mi się spokojne spanie i spokojny wypoczynek, ale ktoś pokrzyżował moje plany - ten ktoś to oczywiście Fuksja, ale nie chciałem się z nią sprzeczać i przystałem na jej warunki.
chwila na uśmiech
no park nie należy do super zachwycających
nawet tropów super nie ma
a niech ci będzie
Popołudniu a w zasadzie już wieczorkiem, bo słońce powoli chowało się za horyzontem udaliśmy się na spacer do centrum aby zobaczyć Pomnik Bohaterów Ziemi Białostockiej znajdujący się na placu Uniwerstyteckim. Pomnik jest przytłaczający swoimi rozmiarami, bo ma postać bardzo wysokich filarów i niestety nie zmieściłem się z nimi w kadrze, bo nie chciało mi się czekać i pozować, bo Pańcio musiałby odejść bardzo daleko i bałem się, że mnie zostawi czy coś.
z malutkim skrawkiem pomnika
Potem zagłębiliśmy się w park centralny, który był takim zwykłym, ale bardzo zadbanym i niewielkim parkiem. Na przeciwległym końcu znajdowały się dwa budynki. Jeden to Teatr Lalek a drugi to Opera i Filharmonia Podlaska. Ten drugi budynek robi naprawdę wspaniałe wrażenie. Pięknie wyglądał i wielka szkoda, że spóźniliśmy się w te okolice o kilkanaście minut i słońce już za mało świeciło, zresztą mi się już nie chciało pozować.
w tle bardzo kulturalny budynek
No i przyszedł czas wracać do domku. Po drodze natrafiliśmy na rzeźbę o bardzo zaskakującej nazwie "maska". Zresztą nie wiem, czy mówi się nazwa a może tytuł. W każdym razie bardzo się zastanawiałem skąd wzięła się jej nazwa. Co chwilę ktoś tam przechodził i robił sobie zdjęcie. Nie mogłem być gorszy. Potem szybciutko przemknęliśmy przez rynek i nagle byliśmy w ogrodzie Pałacu Branickich. Znowu tu zawitaliśmy.
ciekawe skąd ta nazwa?
w centrum
To miejsce jakoś bardzo urzeka i to nie tylko nas, ale chyba wszystkich okolicznych ludzi. Czasami mam wrażenie, że przybywają do niego wszyscy mieszkańcy miasta i aby nie było tłumów to maja jakieś dyżury, czy coś. My z Pańciem nie zważając na nic po prostu się wepchnęliśmy poza kolejnością. Chwilę tam pochodziłem i powąchałem kwiatki i oglądałem kaczki pływające na wodzie. Koniec końców w końcu się zebraliśmy do domku i po niespełna 20 minutach byłem już na swoim pontoniku i spałem, do nocy. Do ugryzienia!
znowu w parku
wącham kwiatki
hej kaczuszki!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz