Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wybieg dla psów. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wybieg dla psów. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 11 czerwca 2017

już wszystko gotowe

W poniedziałek z samego rana pojechaliśmy na jakieś tam coś. Pańcia ze względu na zjedzenie bobasa ciągle musi się badać. Pańcia zniknęła w budynku a my z Pańciem sobie pochodziliśmy i pospacerowaliśmy po okolicy. Chodziliśmy między budynkami i wzdłuż bardzo ruchliwej ulicy. Ostatecznie jednak wróciliśmy pod drzwi budynku i czekaliśmy aż wyjdzie Pańcia.
no gdzie Ona jest?

niedziela, 14 maja 2017

To jest maj

W poniedziałek bardzo długo wstawaliśmy. W zasadzie nie było po co wstawać. Już od dłuższego czasu było jasno, ale każde udawało, że śpi i czekało na ruch pozostałych. Nikt nie chciał zacząć, ale w końcu człowieki wstały i my za nimi. Najbardziej ociągały się koty a zwłaszcza Fart. Wszyscy się już kręciliśmy po mieszkanku a Fart dopiero przeciągał się w łóżku i zastanawiał nad postawieniem pierwszego korku.
ja nie wstaję

niedziela, 7 maja 2017

Wolny remont

1 Maja to światowe Święto Pracy, a więc (jak logika nakazuje) jest to dzień wolny od pracy. Ja to w ogóle nie mam pracy, no chyba, żeby liczyć spacerowanie, spanie i jedzenie. No ale przecież, gdy w pracy robimy to co kochamy to nie pracujemy. No, ale mimo wszystko postanowiłem ten dzień świętować i to świętować jak należy. Długi spacer po lesie był genialnym pomysłem, zwłaszcza, że pogoda dopisywała i to bardzo. Pojechaliśmy na Starganiec. Po przejściu plaży zanurzyliśmy się w las.
ale zielono

niedziela, 12 lutego 2017

II Gliwicki Walentynkowy Psi Spacer Wielorasowy

W niedzielę ciężko mi się wstawało. Mimo iż pogoda bardzo się zapowiadała. Nawet śniadanie się opóźniło a ja sobie drzemałem, to tu to tam i cierpliwie czekałem aż pójdziemy. Coś tam Pańcio mówił, że miał być jakiś spacer, a my siedzimy i się lenimy. Aż tu nagle bach i już wychodzę i nagle bach i siedzę w aucie. Ledwo zdążyłem puścić małe siku. Jedziemy. Odbieramy Pana z fajką i jedziemy dalej. Nasza droga zdaje się nie mieć końca, a dzielna LaBunia nas wiezie. Nie kapie i nie pęka a to najważniejsze. Nagle zjechaliśmy z głównej drogi i po małej chwili byliśmy pokierowani przez jakiś Panów na parking i wysiedliśmy. Długo się żegnaliśmy z LaBunią, ale w końcu odeszliśmy.
żegnamy się z LaBunią (foto Na Wypad z Psem)

niedziela, 29 stycznia 2017

Fredziokalipsa

W piątek o świcie, czyli zaraz po tym jak człowieków obudziłem i po tym jak zjedliśmy śniadanko ruszyliśmy na zwiedzanie okolicy. Wyciągnąłem Freda i pokazałem mu moje okolice o poranku. Ja byłem zachwycony a Fred jak zwykle dreptał z nosem przy ziemi i coś wąchał i w ogóle się nie zachwycał. Jego naprawdę nie da się niczym zachwycić, no może oprócz... a nie jedzenie też go nie zachwyca - to gbur i tyle.
ty patrz jakie piękne słońce!

niedziela, 8 stycznia 2017

mimo mrozu

Wolny piątek już od rana był bardzo ale to bardzo słoneczny. Jednak to słońce było tylko na pokaz. Poranny szybki spacer, był wyjątkowo szybki, bo gdy tylko otworzyły się drzwi klatki schodowej to uderzyła w nas fala zimna pochodząca z samego serca Arktyki. Oddech zdawał się zamarzać a w nosie i płucach czułem kłucie miliona szpilek. Na moje oko termometr musiał pokazywać z -10000 stopni - co najmniej! Na spacerku ani żywej duszy. LaBunia cała zamarznięta. Zastanawiałem się jak nasza dama odpali, a przecież już za kilkadziesiąt minut musiała.  
chyba czas budować iglo

niedziela, 20 listopada 2016

Imprezownia

Sobota, deszczowa sobota już od świtu zapowiadała się, na niezłe ziółko. Wszystko zaprzysięgło się przeciw mnie. Biometr był bardzo niekorzystny. Nie wiedziałem, co ze sobą począć. W dodatku Pańcio zamiast pozwolić mi się wyspać to ciągał mnie po całym świecie. Na szczęście już wsiadając do LaBuni zrobiłem małe siusiu i potem nie musiałem się z niej w ogóle ruszać. Pańcio gdzieś po drodze się zatrzymał i gdzieś poszedł. Ja tylko się cieszyłem, że zostaje, bo deszcz lał jak jakiś szalony. Wrócił Pańcio w końcu i był cały przemoczony. Już wiedziałem, że dobrze zrobiłem, że nie wychodziłem i nie miałem zamiaru. Niestety, wyjść musiałem bo pojechaliśmy na otwarcie nowego wybiegu dla dla psów w katowickiej dzielnicy Józefowiec - Wełnowiec. Akurat, gdy wysiadaliśmy to padać przestało.
ile ludzi, a przed wszystkim ile psiaków

czwartek, 13 października 2016

Deszczownia

A idźcie mi z tym poniedziałkiem. Mam nadzieję, że kiedyś pójdę spać w niedzielę wieczorkiem i obudzę się w piątek popołudniu. Niestety mimo wielu prób nigdy się to nie udało. Tak więc, zaczął się poniedziałek. Wstałem bo musiałem, wstałem i poszedłem na ten spacer po załatwieniu wszystkich porannych spraw. No ale po powrocie do domku mogłem dyskretnie wdrapać się na kanapę i po prostu zasnąć. Dobrze, że nikt mnie na niej nie widział, nawet krzątający się po mieszkanku Pańcio 
dobra drzemka nie jest zła - zwłaszcza w poniedziałek

piątek, 9 września 2016

Dwa razy grzybowa

Czwartkowy poranek, był bardzo zachęcający do spacerów. Nie mogliśmy z tego nie skorzystać. LaBunia ciągle "pokapywała" ale mimo wszystko dawała radę nas wozić. Zawsze coś tam jej dolejemy i można jechać. O poranku pojechaliśmy w okolicę ulicy Księżycowej, a więc do lasu, do lasu dzikiego i niebezpiecznego. Po zaparkowaniu i upewnieniu się, że LaBunia została zamknięta ruszyliśmy w las.
idziemy?

środa, 7 września 2016

nakrętka do nakrętki

Tydzień zaczyna się od poniedziałku, a my postanowiliśmy rozpocząć ten tydzień z przytupem. No więc ruszyliśmy na wybieg. Nie z rana, bo ten spędziłem na malutkim spacerku i długim spaniu. Popołudniu po całych porządkach i relaksie nagle wsiedliśmy w LaBunie i pojechaliśmy do Gliwic, gdzie czekała na nas Wiki. Z nią szybko wróciliśmy i odebraliśmy Pańcie. Całą ekipę zabraliśmy do dentysty a sami pojechaliśmy na wybieg. Liczyłem na doskonałą zabawę w dużym godnie, a tym czasem były dwa malutkie psiaki. "Rodzeństwo" znaczy się od jednej Pańci. Zupełnie niepodobne do siebie psiaki, z których jeden był całkiem otwarty i przyjazny a drugi trochę wycofany. Z tym pierwszym trochę się przywitałem i trochę pogadałem. Byliśmy jednak trochę do siebie zdystansowani.
witam!!

czwartek, 1 września 2016

Przed kurami

Wyobraźcie sobie: wielki olimpijski basen w którym zamiast wody jest są najsmaczniejsze na świecie przekąski. Wszystkie są wasze i już macie wskoczyć do tego basenu, a w zasadzie to już lecicie i tylko ułamki sekund dzielą was od zanurzenia się w tych smaczkach. Nagle słyszycie przerażający dźwięk, rozdzierający głowę od środka. Wszystko znika i otwierając oczy widzicie, ruszające się człowieki. Za oknem ciemno jak nie powiem gdzie a ci się gdzieś wybierają. Chcąc nie chcąc i bardzo żałując tego co mogło się przytrafić a nie przytrafiło i to przez człowieki. Szybko coś wrzuciłem na ząb i Borowscy pośpiesznie ruszyli do LaBuni i w drogę. W bardzo długą drogę, ale o dziwo bardzo szybką. Spokojnie sobie spałem w drodze i obudziłem się dopiero gdy zatrzymaliśmy się. No dobra jak zombie próbowałem zdobyć choć kawałeczki bułeczek, które jedli człowieki i się udawało - zawsze jakiś kawałeczek się trafił.
coś tu zjemy?

piątek, 12 sierpnia 2016

przegło

W poniedziałek od samego rana ruszyliśmy z Pańciem do Bojkowa aby pogrzebać w LaBuni. Coś tam trzeba było w niej zrobić więc się za to powolutku i nieśpiesznie zabraliśmy. Przednie koła zdjęliśmy i ostro zabraliśmy się za kręcenie, rozkręcanie i inne takie. Co chwila podpowiadałem Pańciowi co i jak ma robić, ale ten wiedział lepiej, ten mnie nie słuchał i w pewnym momencie utknęliśmy i nic nie dało się zrobić. Tak więc Pańcio postanowił wybrać się na spacer aby odetchnąć od tego i owego. Wybraliśmy się na spacer, ale nie byle jaki spacer. To był bardzo wielki i bardzo intensywny spacerek. Mało tego, że w łapkach miałem wiele kilometrów to jeszcze szliśmy bardzo, ale to bardzo szybko. W jego trakcie co chwilkę chciałem odpoczywać. Całe szczęście, że Pańcio miał wodę i to dużo wody. Bardzo szybko ją osuszałem. Na plac boju ledwo wróciłem. Łapkami przebierała chyba już tylko moja wola, bo ciało to nic nie wiedziało i nie rozumiało. Na miejscu był Fred ze swoim opiekunem, który nam trochę pomógł. Od tej pory ja spałem i drzemałem, a człowiek powoli i systematycznie posuwał się do przodu. Pojawił się nawet opiekun Franka, ale tylko na chwile. Jak wdrapałem się od autka na swoja wypasioną miejscówkę to przysnąłem całkiem mocno i nim się zorientowałem o na placu zostaliśmy całkiem sami.

środa, 20 lipca 2016

krwista bójka

Poniedziałek w ogóle nie zapowiadał się na jakiś super aktywny i wymagający. W zasadzie to miałem nadzieję, że będzie po prostu leniwy. Bardzo chciałem odpocząć przy Pańciu. No ale On wymyślił, że rano musimy koniecznie pojechać, na szczęście na ten w pobliżu. Było bardzo pusto i bardzo pusto, tak więc bardzo szybko się z niego ewakuowaliśmy do domku, gdzie mogłem pospać i mogłem po prostu być przy Pańciu. Popołudniu podjęliśmy kolejna próbę odwiedzenia tegoż wybiegu. Zawieźliśmy Pańcię do dentysty i razem z Wiką wkroczyliśmy za bramy tego przybytku. Było kilka psiaków, głównie większych i one od razu podleciały do mnie i się przywitały. Było bardzo miło, ale trochę wyczuwało się jakieś napięcie i to wyraźnie. Po chwili już odszedłem od psiaków i popędziłem do ludzi aby i z nimi się przywitać, ale stało się.
po jatce

piątek, 8 lipca 2016

Gdzie nogi poniosą

Wtorek o świcie to była piękna pogoda, ale jakoś biometr zmieniał się na niekorzystny czy jakoś tak. Od rana czułem się poddenerwowany i nie mogłem znaleźć swojego miejsca. Miałem nadzieję, że spacerek, poranny spacerek odmieni wszystko. Pojechaliśmy na Skałkę. Miało być tak fajnie, miało być orzeźwiająco. Tym czasem pokłóciliśmy się z Pańciem.
na chwilę przed wojną

środa, 29 czerwca 2016

Wybiegowy

W poniedziałek jak to w poniedziałek, czyli dołek. Nudy i jeszcze raz nudy. Naprawdę nie chciało nam się nigdzie wychodzić i nigdzie ruszać. W dodatku było tak jakoś byle jak. Nawet Fuksja postanowiła tego dnia nic a nic nie robić. Wyczekiwaliśmy na powrót dziewczyn, przy okazji trochę sprzątając. W zasadzie to ten dzień mógłby zniknąć i po niedzieli mógłby być piątek, drugi piątek. Tego dnia Fuksja na powrót zaprzyjaźniła się mocno ze swoim drapakiem z dziuplą i legowsikiem. W zasadzie można powiedzieć, że do niego przyrosła. Dzień trochę przyśpieszył przy obiadku jednak wszyscy czekaliśmy na koniec tego strasznego dnia i wtorek. W końcu wtorek to dzień bliżej piątku.
nudyyyyy

czwartek, 23 czerwca 2016

powakacyjna depresja

Cały wtorek chciałem spędzić na spaniu. Chciałem spać i odespać te całe wakacje a przede wszystkim tą podróż. Tymczasem ledwo się dzień zaczął a już musiałem szybko spacerować przy okazji wnosząc resztę rzeczy z auta. Znaczy Pańcio wnosił a ja mu troszkę przeszkadzałem. No w każdym razie potem nie było lepiej, bo zamiast odpoczywać, pojechałem z Borowskimi. Pańcie zostawiliśmy a z Pańciem pojechaliśmy na wybieg. Ten blisko nas, czekając aż dostaniemy telefon do powrotu.
ale pustki

piątek, 10 czerwca 2016

Wybiegi

Ech cały ten tydzień zaczął się bardzo, ale to bardzo interesująco. Po pierwsze z samego rana dowiedziałem się, że czeka mnie wspaniała niespodzianka. Niestety to nie było wszystko dowiedziałem się też, że czeka nas bardzo ciężka praca przez cały tydzień. No i się zaczęło. Poniedziałek cały poświeciliśmy na naprawienie LaBuni. Coś tam w niej treszczało, coś tam skrzypiało od dłuższego czasu to trzeba było naprawić. Ten nagły pośpiech wskazywał tylko na jedno. LaBunia będzie nas gdzieś wiozła.

środa, 8 czerwca 2016

koniec początku

Jak inaczej można rozpocząć piątek, czyli ostatni dzień tygodnia, pracującego tygodnia? Oczywiście na wybiegu. Nie jechaliśmy za daleko, bo kierowaliśmy się na pobliski wybieg na Batorym. Było duszno i było gorąco. Niestety prawie cały czas byłem sam i tylko na chwilkę pojawił się inny piesek - tylko na chwilkę. Tą krótką chwilę spędziłem na gonitwach i na szaleństwach. 
uwaga gonię cię

piątek, 3 czerwca 2016

Ciągle w drodze

We wtorek słońce naprawdę dawało z siebie wszystko co potrafiło. Tutaj nie chodziło tylko o nasłonecznienie a o ciepełko, które generowało. Jednak mimo wszystko nie poddaliśmy się i pojechaliśmy na pobliski wybieg. Cieszyłem się, że nie będę tam sam, bo gdy tylko podszedłem pod wejście to zauważyłem, że na wybiegu biegają trzy psiaki. Dwa niemal identyczne i jeden biały szalony. Po chwili pojawiła się jeszcze jedna czarna piękność.
cześć

wtorek, 31 maja 2016

Leniwa niespodzianka

Po tak burzliwym i wyczerpującym piątku nie pozostało nam nic innego jak odpoczywać i relaksować się oraz kurować swoją kontuzje. Ech ograniczałem wszystkie swoje wyjścia do maksymalnego minimum. Znaczy człowieki moje mi ograniczali. Jedynie szybkie spacerki pod blokiem i wokół niego i nawet Pańcio mnie znosił ze schodów za każdym razem. Ja sobie chodziłem powolutku co jakiś czas kuśtykając. Pańcio przez cały dzień masował mi łapki i wszystko w okolicy. Powiem szczerze, że przez głowę przeszło mi, że mógłbym tak poudawać przez kilka dni. Jednak coś mi się wydaje, że wtedy wylądował bym u Weta i mogło by się dziać o wiele więcej.
czas wstać i się przeciągnąć