środa, 20 lipca 2016

krwista bójka

Poniedziałek w ogóle nie zapowiadał się na jakiś super aktywny i wymagający. W zasadzie to miałem nadzieję, że będzie po prostu leniwy. Bardzo chciałem odpocząć przy Pańciu. No ale On wymyślił, że rano musimy koniecznie pojechać, na szczęście na ten w pobliżu. Było bardzo pusto i bardzo pusto, tak więc bardzo szybko się z niego ewakuowaliśmy do domku, gdzie mogłem pospać i mogłem po prostu być przy Pańciu. Popołudniu podjęliśmy kolejna próbę odwiedzenia tegoż wybiegu. Zawieźliśmy Pańcię do dentysty i razem z Wiką wkroczyliśmy za bramy tego przybytku. Było kilka psiaków, głównie większych i one od razu podleciały do mnie i się przywitały. Było bardzo miło, ale trochę wyczuwało się jakieś napięcie i to wyraźnie. Po chwili już odszedłem od psiaków i popędziłem do ludzi aby i z nimi się przywitać, ale stało się.
po jatce
Usłyszałem warczenie, szczekanie i piszczenie. Szybko, oczywiście jak na swoje możliwości popędziłem na miejsce zdarzenia. Tam w gąszczu nóg i ogonów widziałem tylko harta o imieniu Jaś (chyba) trzymającego uszko beagla oraz człowieka, który próbował go uratować. Trwało to chwilę, i poszkodowany psiak uciekał z piskiem, gdzie pieprz rośnie. Po chwili tulenia poszedł ze swoim człowiekiem, a hart po długim tuleniu przez swoją Pańcię został na wybiegu. Całe szczęście, że obawiał się mojej potęgi i gdy tylko się zbliżałem to uciekał i wycofywał się. Ech ma się ten respekt na dzielni. Trochę z pieskami pobiegałem, trochę poszczekałem i poskakałem na Pańcię od pudli, dużych pudli - tak to jest jak nie panuje się nad emocjami. No i w końcu powolutku psiaki zaczęły wychodzić i zostałem sam.
ej no ty uważaj sobie

Tym razem się nie nudziłem, po prostu pobiegałem za piłeczką. Na początku trochę spokojnie i tak niechętnie, ale potem to latałem jak szalony i kiedy piłka leciała to i ja leciałem. Nie miałem już sił a i tak biegałem. Piłeczkę przynosiłem a ta znowu leciała. Zabawa zakończyła się, gdy mój jęzor szurał po ziemi i Pańcia dała znać, że czas po nią wracać. Nim się zorientowałem a już siedziałem w aucie, ba nawet nie zauważyłem jak byliśmy w domku. Z wielką przyjemnością spałem.

biegnę

mam piłeczkę

już mam dość, serdecznie dość

Bardzo się wyspałem, bardzo dobrze mi się spało i wtorek przyszedł bardzo szybko. Rano po załatwieniu wszystkich spraw ruszyliśmy z Pańciem do Kochłowic, do lasu. Tam czekała mnie przygoda. Oj bardzo się na ten fakt cieszyłem. Nie mogłem się doczekać aby wyskoczyć z LaBuni. 

no chodźmy już!

Spacerek po lesie i nad jeziorkiem był wielką przyjemnością, naprawdę dawno mnie tam nie było i się trochę pozmieniało. Znaczy przede wszystkim pozmieniały się zapaszki. Wszystko mnie fascynowało i każdy dźwięki i trop musiałem dokładnie zbadać. Bardzo lubię tamtędy spacerować, bo naprawdę można odsapnąć od zgiełku i troszkę się zmęczyć. Pańcio postanowił, że to będzie nasza piątka tego dnia, czyli pięć kilometrów spacerku. Nie powiem, że się nie zmęczyłem. Jednak to wszystko dochodziło w niepamięć, gdy delikatny szum drzew rozbrzmiewał nad głową. Czasami biegałem w lesie, czasami leżałem i obgryzałem patyczek. Naprawdę polecam spacerowanie w tej okolicy. Od czasu do czasu można spotkać jakiegoś człowieka a nawet psiaka. Niestety a może i na szczęście, tym razem w lesie byliśmy całkiem sami. Pozwoliło to mi poczuć się naprawdę jak na jakiejś dzikiej wyprawie, gdzieś w odległej dżungli. 
nie ma mnie

no idę już chwila moment

hej poczekaj!

zmęczyłem się tym spacerowaniem

e a gdzie las?

po prostu sobie siądę.

Nie mogłem się doczekać, aż przyjdzie środa, bo byliśmy umówieni z Figą i Baksem na spotkanie na wybiegu. Choć po ostatnim wybryku na wybiegu miałem darować sobie na jakiś czas takie atrakcje, no ale przecież Figa i Baks. Przecież to inny wybieg i przede wszystkim towarzystwo zupełnie inne. Towarzystwo, które dobrze wie co to dobra zabawa.  Gdy tylko wparowałem na wybieg to była tam piękna korpulentna Nessi. Piękna przedstawicielka rasy Beagle, choć troszkę leniwa. Przywitałem się z nią jak należało a po chwili pojawili się oni - Figa i Baks dumnie kroczyli. Nim jeszcze weszli to ich przywitałem. Baks wygląda już zdecydowanie inaczej. Nabrał ciałka i odwagi, biegał i hasał jak mały wariat, a w zasadzie to jak duży. Ich wejście od razu zaowocowało dziką zabawą z Figa. Po chwili wszyscy rozeszliśmy się w swoje strony, aby pozałatwiać jakieś tam ważne swoje sprawy. Po chwili znowu wróciliśmy z Figą do zabawy. Podgryzanie się i ciamkanie uszu oraz tarzanie się - to jest to co bassety lubią najbardziej. Baks tym czasem oszczekiwał nas z dystansu i tylko co jakiś czas na małą chwilkę się zbliżał, aby powąchać i wracał do swojego nadawania. Człowieki chodziły w kółko i w ogóle sobie nie zawracali nami głowy. Ja tylko od czasu do czasu przypominałem o sobie - to znaczy skakałem wokół nich. Czasami w pobliżu wybiegu pojawił się jakiś piesio, ale nie wchodził a Nessi sobie już poszła. Cały wybieg był dla nas i na wszystkich zbliżających się szczekaliśmy. Jedna psinka na chwilę przekroczyła bramy wybiegu, ale była obszczekana na maksa i sobie wyszła. Nawet była okazja aby pobiegać za patyczkami i nawet się o nie kłócić. Oj szalało się i to bardzo.  Zresztą tą całą naszą zabawę zobaczcie na poniższych zdjęciach, bo nie ma się co rozpisywać.
wchodza

biegnę ich powitać

Figa!!!!

a Baks tylko szczeka w oddali

ktoś się zbliża?

już idziemy, poczekajcie człowieki

zapasy

no już idę

Bak trzyma się z dala

poczekajcie idę

Baksik nadaje

Ostatecznie wszystko co dobre musi się kończyć i powolutku zebraliśmy się w kierunku LaBuni. Powrót był bardzo powolny, bo dwa bassety, czyli Figa i ja bardzo figowaliśmy. Tylko Bak szedł bardzo spokojnie i powolutku z przodu. No a my się obijaliśmy podgryzaliśmy i ogólnie spowalnialiśmy cały marsz. Gdy w końcu pożegnaliśmy się i udaliśmy do LaBuni okazało się, że przedreptaliśmy prawie pięć kilometrów, znaczy Pańcio przedreptał. Ja na milion procent miałem co najmniej 10 razy tyle. Tak więc okazało się, że nasz wybieg to była nasza piątka. Po powrocie do domku to spałem jak suseł aż do powrotu dziewczyn. Potem również spałem i czekałem aż dzień się skończy. Do ugryzienia!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz