We wtorek Pańcio ciągle zapominał aparatu lub karty do aparatu więc z tego dnia zdjęcie mam tylko jedno. Jeździliśmy po mieście i nawet na chwilkę odwiedziliśmy Będzin.Niestety deszczyk padał i to mocno, bardzo mocno, bo główna droga była zalana i ledwo dało się tamtędy przejechać. Deszcz długo nie przechodził i siedziałem w aucie i się nudziłem zamiast spacerować. Długie minuty upływały mi wypatrywaniu przez szybę choćby odrobiny błękitnego nieba. Dziewczyny już gdzieś zniknęły a my czekaliśmy.
kiedy deszcz przestanie padać?
Każdą chwilę gdy tylko kropiło wykorzystaliśmy na spacerowanie. Szybko wybiegaliśmy z autka i odbywał się spacerek. Gdy intensywność deszczu się zwiększała to szybciutko wracaliśmy do autka. Tak kilka razy i w końcu się dziewczyny pojawiły i wróciliśmy do domku. Wtorek był bardzo mokrym dniem i raczej spokojnym. Na szczęście środa była bardziej aktywna. Rano ruszyliśmy na małe zakupy i małe załatwianie spraw do Gliwic. O poranku to miasto jest niezwykle spokojnie i ciche, ale wraz z upływającymi minutami robiło się tam coraz gwarniej i co raz tłoczniej. Jednym słowem robiło się fajniej. Więcej zapachów, więcej napotkanych ludzi. Ogólnie z Pańciem zamieniliśmy ruchliwe ulice na park, par Chopina. Zielony świat otaczał mnie i spokojnie sobie obwąchiwałem wszystko co popadnie. Wdrapałem się na fontannę z wodą do której nie mogłem dosięgnąć. Na szczęście w aucie woda na mnie czekała. Szczerze powiedziawszy to żar z nieba się lał tak wielki, że ledwo wytrzymywałem a my jeszcze musieliśmy załatwić kilka spraw na mieście. Po pierwsze odwiedzić sklep z materiałami do szycia, bo Pańcia coś sobie zamówiła i odwiedzić kafelkowe mieszkanko aby pozawozić najróżniejsze rzeczy. Pełen ciężkiej pracy dzień a po powrocie do domku to się prawie nie zmieniło.
woda tak blisko a jednocześnie tak daleko
pod Palmiarnią strzeżoną przez
Po powrocie do domku byłem bardzo zmęczony, ale zamiast spania musiałem pomagać w gotowaniu. Znaczy Pańcio mnie nie prosił, ale w ruch szła kiełbasa - musiałem być, sami rozumiecie. Powolutku powstawało coś na kształt Leczo. Kiełbaska skapywała co jakiś czas a w garnuszku powolutku gotowało się nasze danie, przegryzało się. Smaki się mieszały a zapachy wypełniały nie tylko kuchnie. W każdym miejscu mieszkania, ślinka ciekła. Obiadek długo się gotował, ale gdy dziewczny wróciły to był gotowy, po prostu gotowy i smaczny jak można sądzić po minach zjadaczy. Ja musiałem obejść się smakiem, ale przynajmniej podjadłem wcześniej trochę kiełbaski
e a co z tą resztą kiełbasek? jak mają się zmarnować to zjem!
Popołudnie leciało nam bardzo leniwie. Człowieki objedzeni a wszyscy byliśmy senni. Po wieczornym spacerku ja szukałem sobie miejsca do drzemania przed snem, a człowiek stracił swój fotelik na rzecz "pierwszej damy", czyli Fuksji. Zresztą w sumie nie zależało mu, więc wykorzystałem to i położyłem się na jego nogach, gdy siedział koło fotela i miział Fuksję. Mnie też miział. Ech fajnie było. W końcu jednak Fuksja zrezygnowała z fotela i poszła do siebie. Wszystko wróciło do normalności i po nocnym spacerku położyliśmy się spać.
Fotel jest zajęty
no jeszcze nie wiem, gdzie będę drzemał
Czwartkowy poranek był trochę mniej pogodny i powiem szczerze, że to bardzo dobrze, bo można było trochę odetchnąć i spokojnie pospacerować. I bardzo dobrze, bo ruszyliśmy do Parku Śląskiego. Zaparkowaliśmy przy centrum handlowym, czyli z całkiem innej strony niż ostatnio. No i ruszyliśmy po tej bardziej zorganizowanej i bardziej parkowej części parku. Pełno kwiatów, pełno pszczółek i motyli i to mimo tego braku słońca. Nie tylko ja musiałem wstawać i się ruszyć - całe szczęście. Dobrze, że na spacerowanie wybraliśmy tą cześć parku, bo już po chwili byliśmy nad małym jeziorkiem, z którego dzięki mnie ubyło trochę wody - w zasadzie to ubyło jej całkiem sporo. Po takiej przerwie mogłem ruszyć dalej.
ejjj a ja?
ale tu ładnie pachnie
no piję wodę i co z tego?
Dalsza część spacerku odbywała się już po zdecydowanie dzikszych miejscach parku. Nie wiem, może takie bardziej przypadają nam do gustu. Po leśnych wojażach nagle trafiliśmy nad wielki staw, blisko lądowiska dla śmigłowców. Ponieważ byliśmy tam sami, to pochodziłem po skałkach a Pańcio pocykał mi fotki. Po tym wszystkim uzupełniłem wodę w zbiorniczku.
o jacie woda, chodźmy tam
no i jak mam teraz zejść?
ratunku
no weź człowiek sprowadź mnie
o ktoś idzie?
Nasz spacerek obfitował w spotkania z psiakami, co prawda w większości na znaczny dystans, ale i tak były fajne i przyjemne. Z jeziorka wróciliśmy ponownie do tej zadbanej części parku, gdzie po niezwykle urokliwych schodkach wdrapaliśmy się na dość tajemnicze miejsce. To tutaj widuje się wielu fotografów robiących zdjęcia, więc i my musieliśmy tam pójść, w końcu model i buła z aparatem na spacerze.
no idę idę
Już przebyliśmy naszą piątkę, więc przyszedł czas na powrót do autka. Oznaczało to, że przez nieuwagę Pańcia zrobimy o wiele więcej kilometrów niż wymagane. Oczywiście w drodze powrotnej znowu zażyłem kąpieli, znaczy picia po którym koniecznie musiałem się otrzepać. Tuż przy aucie znalazłem malutki patyczek, ale Pańcio nie pozwolił mi go zabrać ze sobą a tym bardziej wsiadać z nim do autka. Naprawdę nie rozumiałem o co mu chodziło?
otrzepuję się
ja nie stroję głupich min
no weź przecież jest malutki, na pewno się gdzieś wciśnie!
Do domku wróciliśmy i mogłem sobie pospać, mogłem sobie śnić o czym tylko chciałem i nikt mi w tym nie przeszkadzał. Pańcio cichutko sprzątał i się kręcił po mieszkanku, ale miałem to w nosie, a raczej we śnie. Dziewczyny wróciły, zjedli, były kolejne spacerki a wieczorkiem, to Fuksja brylowała bawiąc się piórkiem, takim malutkim, sztucznym piórkiem. Po wylizywaniu i po długiej zabawie całkiem przypadkiem połowę zjadła. Jakoś to na nią nie wpłynęło negatywnie, Zachowywała się całkiem normalnie, zajmując swoje miejsce na łóżku przy Borowskich. Wyciągała się i rozciągała jakby to było jej łóżko i nie zwracała uwagi na nogi, kołdry i poduszki. Ta to ma dobrze, do ugryzienia!
no fajne piórko
lizanko
śpiąca królewna
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz