Cała sobota zapowiadała się na bardzo leniwą. poranny szybki spacerek i potem ciągle leniuszkowanie. Nawet odpuściliśmy sobie sprzątanie. Było spokojnie a pogoda zapowiadała się, że będzie ciekawa. Wyglądało, że będzie padać deszcz. Na szczęście siedziałem w domku i nie miałem zamiaru nigdzie się ruszać. Jak się okazało bardzo się myliłem. Po południu udaliśmy się z Pańciem na spacerek i to nie byle jaki spacerek a trzeci wielorasowy spacerek organizowany przez Niedoinformowani. Oczywiście szybciutko podjechaliśmy i o dziwo LaBunia całkowicie sprawnie i bez najmniejszych problemów nas zawiozła. Gdy stawiliśmy się pod Żyrafą to było już na miejscu kilka piesków. Żyrafa jest chyba tradycyjnym miejscem spotkań, a jest to po prostu bardzo fikuśny pomniczek.
cześć Szczotek
Oczywiście od razu popędziłem do dobrze znanych mi piesków, z którymi się przywitałem. Był Szczotek z ekipy RudoSzorstki Team a także Aza. Był też Boyka (czyli piękny Mastif) a reszta piesków miałem zamiar poznać i starałem się ze wszystkimi zaprzyjaźnić a przynajmniej przywitać. Nie wszystkie były ochocze do tego. W każdym razie wszystkie były piękne. Jedne większe inne mniejsze, jeden otwarte i wesołe inne wycofane. Piesków było na pewno kilkanaście i nim zdążyłem się ze wszystkimi porządnie zapoznać to powoli ruszyliśmy na spacer. Powoli ruszyliśmy my, na samym końcu a reszta jakoś tak szybciej.
hej
a ty to kto?
No i ruszyliśmy no i spacerowaliśmy, ciągle trzymaliśmy się w ogonie spaceru. Co chwile grupa się łączył i znowu ruszaliśmy. Zrobiliśmy wielkie kółko wokół zoo. W zasadzie to wszyscy uciekli nam z pola widzenia oprócz szczotka. Nawet gdy chcieliśmy ich wyprzedzić, znaczy Pańcio chciał to ja go tamowałem i spowalniałem, bo przecież nie godzi się nie iść ostatnim i nie czekać na kumpla Szczotka. W końcu dogoniliśmy grupę, która odpoczywała i chyba czekała na nas. Tam przerwa była dużo dłuższa i naprawdę fajna, bo były przekąski i były zabawy oraz niektóre pieski pokazywały świetne sztuczki. Ja skupiłem się przede wszystkim na zdobywaniu przekąsek. Z nim był jedyny problem za szybko się kończyły i przede wszystkim była do nich spora rywalizacja zwłaszcza ze strony Boyk. No więc od czasu do czasu trzeba było poudawać bieganie, a głównie to szukałem kogoś, kto mnie chciał pomiziać a przy okazji mogłem podziwiać te wszystkie psiaki biegające za piłeczkami i te wszystkie sztuczki. Ech gdyby mi się tylko chciało, to bym robił lepiej niż one, ale zdecydowanie bardziej wolę spanie, mizianie i jedzenie.
o przekąski
a czy tam są smaczki?
biegam jak rakieta
no poczekaj chwilę, zaraz cię dogonię
mizianie a obok Pirat
ale jak to idziemy?
W końcu zabawy się skończyły i ruszyliśmy dalej. Postanowiliśmy ruszyć w środku stawki, ale już po chwili byłem na samym końcu. Nie miałem pojęcia jak to się stało, że znowu dreptaliśmy powolutku gdzieś z tyłu. Naprawdę nie wiem jak to się dzieję, że ja zawsze muszę iść na końcu. Spacerowaliśmy leśną częścią parku, mijając planetarium i to dwa razy. Spacerek rozwijał się bardzo fajnie i nagle doszliśmy nad jeziorko. Tam większe pieski wskoczyły do wody i w niej szalały a mniejsze biegały po kamyczka, które tam były i pozowały. Ja głównie wszystko spokojnie obserwowałem obwąchując wszystko i co jakiś czas uzupełniając poziom wody w zbiorniczku. Oczywiście zawsze znalazłem czas na mizianie mnie.
przy planetarium
buła mnie mizia
Niektórzy mokrzy inni nie, ale wszyscy w dobrych humorach ruszyliśmy w dalszą część spacerku. Po kilku krokach trafiliśmy na lądowisko dla helikopterów, gdzie pieski latały swobodnie, w tym i ja. Znaczy ja ciągnąłem za sobą smycz. Nagle wszyscy na powrót przypięli do psiaki do smycz, bo na horyzoncie pojawiła się policja konna. Na szczęście tylko minęli nas w dużej odległości i zniknęli za drzewami. Psiaki wróciły do biegania i skakania z dyskami i piłeczkami. Podziwiałem ich loty, niemal kosmiczne loty. Przy długich łapkach i skoczności to takie rzeczy są możliwe, ale moje krótkie łapki są takie po prostu za krótkie. No dobra mam uszy o wielkiej powierzchni, ale wprawić je w ruch to wielki problem ze względu na ich masę. W pewnej chwili większość się zebrała, więc i my ruszyliśmy za nimi. Po drodze oderwaliśmy się od gruby aby sprawdzić co dzieję się na wybiegu. Było kilka psiaków i miałem wejść, ale niestety zorientowaliśmy się, że godzina jest już bardzo późna i trzeba wracać do domku. Szybciutko choć bardzo długo szliśmy do autka i do domku, gdzie padłem zmęczony jakbym robił przez tydzień w kopalni i to bez przerwy. Sobota skończyła się szybko i nagle.
ale jak to policja? gdzie?
W niedziele cały dzień odpoczywałem i regenerowałem siły po ponad dziesięciu kilometrach spaceru. Co prawda były jakieś tam malutkie spacerki, ale tak naprawdę były to spacerki fizjologiczne. Popołudniu człowieki mnie obudzili i zmusi abym z nimi pojechał i w sumie dobrze zrobiłem, bo odwiedziliśmy kafelkowe mieszkanko, gdzie oczywiście człowieki jedli i mało tego ja też zjadłem co nieco. A to zemniaczka, a to kotlecika i nawet jedną paróweczkę. W końcu jednak ta dobra zabawa się skończyła i pojechaliśmy po Wikę a potem do sklepu. Ja z Pańciem zostałem przy aucie, tak aby i jemu nie było smutno. Troszkę sobie poczekaliśmy, ale na szczęście dziewczyny wróciły z tobołami i zakupami dość szybko. W końcu mogliśmy wrócić do domku a musieliśmy się śpieszyć, bo właśnie rozpoczynał się finał mistrzostw europy. Oczywiście prawie nic z niego nie pamiętam, bo po prostu go przespałem. Obudziłem się dopiero na końcówkę i w zasadzie zobaczyłem to co najciekawsze, to co najlepsze, czyli bramkę. Potem ledwo wytrzymałem do końca meczu i wróciłem do spania.
halo człowiek
no kiedy one wrócą?
Poniedziałek po porannych wszystkich ważnych rzeczach był słoneczny, ale bardzo bardzo leniwy. Największym obrazem porannego a w zasadzie to całodziennego utożsamia Fuskja wylegująca się na łóżku. Bardzo się do tego przykładała i nie pozwalała by coś jej popsuło to wymagające tak wiele pracy zadanie. Nie raczyliśmy jej przeszkadzać i siedzieliśmy w salonie. W zasadzie to sobie tam spałem, ale nie tak spektakularnie jak Fuksja. Ja tak po prostu sobie drzemałem.
leniuchowanie
mocne leniuchowanie
Wszystko w końcu przyśpieszyło, bardzo przyśpieszyło. Najpierw przyszedł Pan Kurier i w końcu przyniósł moją karmę i nie tylko. Co prawda przez te dni delektowałem się smaczkami z puszek, ale za suchą karmą to zawsze tęsknię. Prawie siedem dni po zamówieniu w końcu przyszły moje chrupki. Borowcy postanowili wrócić do korzeni i zakupili mi karmę RC. Oprócz tego zakupione zostały woreczki na kupki, ale chyba ostatni raz, bo podobno w urzędach miast rozdają takie, gdy przyjdzie się z aktualną książeczką szczepień. Oprócz tego za punkty wybrali człowieki matę do auta. Ta jednak będzie bardzo przerabiana nim trafi do LaBuni. Tym musi zająć się Pańcia oczywiście przy wsparciu Pańcia. Oczywiście przy przesypywaniu karmy do wiadra jak zwykle zupełnie przez przypadek wypadło kilka chrupków tak dla spróbowania. Nie wiem jak to się dzieje, ale zawsze możemy spróbować - ten nasz Pańcio to gapa.
to dla mnie, choć Fuksja też lubi
a nie wypadnie coś jeszcze?
Potem z Pańciem zabraliśmy się za sprzątanie i robienie pizzy i powiem szczerze, że ledwo udało nam się wyrobić ze wszystkim, a idąc na spacerek fizjologiczny spotkaliśmy znajome człowieki z najmniejszym człowiekiem. Oczywiście bardzo się ucieszyłem i już wiem wiedziałem, po co była nam ta pizza. Przyprowadziliśmy gości do domku a po chwili przyszły dziewczyny i sobie pogadaliśmy i tak zleciała nam cała reszta dnia. Wieczorny szybki spacerek i można spać. Ten poniedziałek jakoś tak fajnie i spokojnie nam zleciał. To chyba był bardzo wyjątkowy poniedziałek. Do ugryzienia!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz