Jak pewnie wszyscy zauważyliście od jakiegoś czasu nie udzielam się online. Wynika to przede wszystkim, z braku czasu i zmęczenia, ale nie mojego - to wszystko wina mojej buły. W każdym razie tydzień był bardzo dziwny, zupełnie inny. We wtorek od rana deszcz bardzo, ale to bardzo padał i zamiast spacerować i realizować swoje poranne potrzeby musiałem czekać w aucie i wypatrywać na chwilę mniejszego deszczu. Oj to były bardzo, ale to bardzo długie minuty. Gdy jest tak duże ciśnienie, to minuty zamieniają się w godziny.
no deszczu przestań!
W końcu na chwilę deszcz zelżał na tyle, że można było wyskoczyć i szybko załatwić to co trzeba a potem szybciutko wrócić do domku. Odpocząłem i przespałem całe przedpołudnie i obudziło mnie dopiero słoneczko pojawiające się trochę nieśmiało. Akurat wyszło w sam raz wtedy, kiedy i ja wychodziłem na dworek. Szybki spacerek po naszej okolicy wywołał u mnie uśmieszek i sprawił mi dużo radości. Bardzo brakowało mi tego słoneczka z rana i na tym spacerku starałem się nim nacieszyć jak najbardziej.
to gdzie idziemy?
te widziałeś? Słońce i trawa
Wróciliśmy do domku a chwilę później pojawiły się dziewczyny. Zjedliśmy i odpoczywaliśmy. Każde z nas na swój sposób. Zwierzaczki po prostu spały, a człowieki czytały, pisały i komputerowały. Ten błogi spokój trwał aż do wieczora, gdy tuż po faktach ruszyłem z Pańciem na dłuższy spacerek, tak zwaną Piątkę. Trochę się cieszyłem, ale już po kilku minutach byłem zmęczony i chciałem wracać. Człowiek jednak się uparł i przedreptaliśmy cały las i kawałek osiedla. Przeszliśmy dokładnie pięć kilometrów a w domku to mało ducha nie wyzionąłem, tak się zmęczyłem. Padłem
idziemy?
otwierać ja tu zaraz ducha wyzionę
Środa to mieszanka pogodowa. Na szczęście za bardzo nie podało. Pańcio co chwilę wyciągał mnie na spacerek. Kręciliśmy się między domkiem a Pańcią. Łapki mi jeszcze nie odpoczęły po tych spacerach z dnia poprzedniego a znowu musiałem dreptać i łazić. Znowu musiałem chodzić i się męczyć. Kto to widział, żeby tak męczyć pieska? Na szczęście chodziliśmy głównie po łączkach, więc przynajmniej było co wąchać i niuchać. Ten dzień zleciał bardzo szybko, a na dobranoc Pańcio mocno się ze mną potulił.
a daj spokój z tym chodzeniem
wracajmy do domku
We czwartek Pańćio z samego rana zabrał mnie ze sobą do LaBuni i nie czekając na dziewczyny ruszyliśmy w drogę. Jak się okazało pojechaliśmy do mieszkanka z kafelkami.Tam o zgrozo mnie zostawił i sobie pojechał. Na całe szczęście się tam w ogóle nie nudziłem, trochę wypocząłem i pospacerowałem. a gdy popołudniu Pańcio po mnie wrócił to zauważyłem go wyglądając przez okno. Od razu poleciałem do drzwi i chwilkę musiałem poczekać, aż sprawdziłem w oknie czy jeszcze idzie. Na szczęście szedł i przy drzwiach go przywitałem najlepiej jak potrafiłem, troszkę przy tym popuszczając na kafelki. Szybko wróciliśmy do domku a potem to już było tylko spanie i relaks. Przed snem jeszcze zrobiłem małe siusiu przed klatką schodową i spać. Ja oczywiście do siebie na swoje legowisko a Fuksja wepchnęła się jak zwykle ostatnimi czasy na łóżeczko Borowskich. I spała jak kamyk w ich nogach. Mało tego nawet się tam rozpychał i to bardzo mocno rozpychała.
kot się rozpycha
kot z stopami
W piątek sytuacja się powtórzyła, Pańcio skoro świt po małym siusiu zabrał mnie do domku z kafelkami i zostawił. Mało tego wrócił po mnie jeszcze później niż dzień wcześniej. Byłem na niego już trochę a nawet bardzo zły, ale bardziej byłem zmęczony i po prostu poszedłem spać. W domku już nie było Wiki, więc dodatkowo byłem smutny, że się z nią nie pożegnałem.
Całe szczęście, że sobota była już inna, całkiem inna i całkiem spokojnie wypocząłem. Jedynie krótkie spacerki i odsypianie ostatnich dni w "samotności" Bardzo cieszyłem się z tego spokojnego dzionka. Szkoda tylko, że Pańcio zapomniał cykać fotki. No, ale mówię Wam, że dobrze było i bardzo fajnie. Noc przyszła bardzo powoli i w zasadzie wszyscy się z niej cieszyliśmy.
Fuksja się rozpycha
Niedziela od samego rana była bardzo, ale to bardzo dziwna. Pańcio wstał z samego rana, ale tak naprawdę z samego rana i sobie poszedł. Na pożegnanie tylko przykrył mnie kocykiem. Ja nawet się nie podniosłem, tylko wodziłem za nim wzrokiem. Dopiero po 8 obudziłem Pańcię, z którą poszedłem na dłuższy spacerek i czekaliśmy i czekaliśmy bardzo długo aż Pańcio wróci. Dopiero popołudniu się pojawił i wiecie co? Zaraz poszedłem z nim na malutki spacerek, no a potem zjedliśmy i odpoczywaliśmy aż w końcu pojechaliśmy po Wiki i na malutkie zakupy. W domku już wszyscy w komplecie odpoczywaliśmy i szykowaliśmy się na poniedziałek. Do ugryzienia.
z tego co piszesz to wasza aktywność jest mocno uzależniona od pogody.
OdpowiedzUsuń