Po tak burzliwym i wyczerpującym piątku nie pozostało nam nic innego jak odpoczywać i relaksować się oraz kurować swoją kontuzje. Ech ograniczałem wszystkie swoje wyjścia do maksymalnego minimum. Znaczy człowieki moje mi ograniczali. Jedynie szybkie spacerki pod blokiem i wokół niego i nawet Pańcio mnie znosił ze schodów za każdym razem. Ja sobie chodziłem powolutku co jakiś czas kuśtykając. Pańcio przez cały dzień masował mi łapki i wszystko w okolicy. Powiem szczerze, że przez głowę przeszło mi, że mógłbym tak poudawać przez kilka dni. Jednak coś mi się wydaje, że wtedy wylądował bym u Weta i mogło by się dziać o wiele więcej.
czas wstać i się przeciągnąć
Najbardziej emocjonującą częścią dnia był wypoczynek z Pańcią na balkonie. W czasie, gdy ona czytała to ja z Fuksją wylegiwałem się na balkonie. W zasadzie ściągnęła nas z niego dopiero sama Pańcia, bo skończyła czytać. W sumie i dobrze, bo robił się taki gorąc, że nawet spanie zdawał się być bardzo męczące. Wyczekiwaliśmy niedzieli, a gdy ona nadeszła to dała nam trochę wytchnienia. Ochłodziło się a moja łapka choć już lepiej się czuła to jeszcze czułem, że należy mi się porządny odpoczynek, bo w sumie poprzedniego jeszcze nie skończyłem. Wykorzystywałem każdy moment aby poleżeć na łóżeczku Borowskich gdy tylko nie patrząc. Kilka razy mnie przyłapali i musiałem znikać jak błyskawic. Względny spokój trwał do około południa, kiedy to odwiedziła nas obcinaczka głów. O dziwo byłem dość spokojny, ale to pewnie przez zmęczenie. No może trochę namolnie nalegałem na głaskanie, ale ogólnie to było ok. W sumie to nawet nie pośliniłem nikogo za bardzo. Za to Fuksja z miłą chęcią zaczepiała naszego gościa a na sam koniec wytarzała się z wielka lubością w ściętych włosach, które leżały na ziemi. Ech dziwna jest. Sami musicie to przyznać. Rozumiał bym, powąchać, zjeść, ale wytarzać się?
daj spokój człowiek
Potem szybciutko pojechaliśmy do Freda. Oficjalnie w odwiedziny a tak naprawdę aby się najeść. Borowscy pojechali na obiad a ja po prostu na wyczyszczenie miseczek. W zasadzie to się trochę zawiodłem, bo tam było prawie pusto i takie nic tam było. Na szczęście dostałem jeszcze troszkę mięska i smażonego ziemniaczka. Więc można uznać, że ten wypad nie był taki stracony. Potem jeszcze zakupy i już spokojnie do domku w którym powolutku czekaliśmy na noc. Na szczęście pogoda trochę się zmieniał i było czym oddychać. Po szybkim nocnym siku szybko do sypialni na spanie. Jakoś tak przed snem oczekiwałem na małe mizianie i wiecie co? Tak się stało. Po tym spokojnie mogłem udać się na swoje legowisko. Tylko Fuksja dołączyła do nas dopiero w połowie nocy wdrapując się na kołderkę i układając sięw nogach Borowskich.
o tak miziaj mnie na dobranc
jak to już?
samotna na foteliku
Po tak leniwym weekendzie poniedziałek musiał zacząć się z grubej rury. Z rana pojechaliśmy na wybieg dla psów w Parku Śląskim. Po drodze zgarnęliśmy border collie o imieniu Melania. Na wybiegu się trochę poganialiśmy. Znaczy ja ją ganiałem gdy mi uciekała ze swoją piłeczką. Ona biegała głównie za piłeczką. Ponieważ miała trochę dłuższe łapki to biegała zdecydowanie szybciej i mimo iż wyraźnie odstawałem to starałem się jakoś nadarzyć - dawałem z siebie wszystko. Właśnie moje zaangażowanie dało o sobie znać dość szybko - byłem bardzo zmęczony. Na szczęście nie tylko ja.
czuję, że idziemy na wybieg
gonię za koleżanką
uf jak się zmęczyłem
Nie odpoczywałem zbyt długo po na horyzoncie pojawiła się Figa, czyli moja bassecia koleżanka. Nie była jednak sama. Nie przyprowadziła Gabryśki, bo ta już pojechała do swojego nowego stałego domku. Przyprowadziła Baksa, pięknego acz trochę osłabionego basseta. Oczywiście szybciutko z ciekawością się z nim przywitałem. Był z nią kilka dni, ale jest bardzo spokojny i otwarty. Ufa wszystkim i je z wielkim apetytem. Baks przyjechał do Figi aż z dalekiej Ukrainy. Z miasta Dniepropetrowsk a to wszystko za sprawą ludzi z Nasze Bassety. Ta miejscowa fundacja uratowała za 1,5 metrowego łańcucha. Na szczęście jest już z nami i w zasadzie na wybiegu są już trzy bassety. Baks raczej zostanie u Figi na stałe. Początkowo po obwąchaniu obawiałem się, że się nie dogadamy, ale jak się okazało psi jest uniwersalny. Mało tego okazuje się, że gdy przekąski są w ruchu to Baks rozumie nawet komendę siat i to po Polsku. Bardzo pojętny jest to psiaczek. Widać po nim, ze trochę osłabiony i chory, ale jest to doskonały kompan do zabawy i zapewne za kilka dni, może kilka tygodni będzie szalał ze mną i Figą. Tymczasem pojawiła się Majka. Koleżanka nie bassetka, która w zasadzie zastąpiła Melanię. Tą ostatnią Bak był bardzo zaciekawiony, bo miała podobne umaszczenie do niego. Baks na którego mój Pańcio mówi Bohun delikatnie mówią naciskał na mnie, ale oczywiście nie dawałem się mu, ale z drugiej stroni bardzo delikatnie dawałem mu do zrozumienia, że mi się to nie podoba. Tymczasem skupiłem się na zabawie z Figą, do której co jakiś czas Bak się dołączał. Ogólnie zabawy trwały dość długo i przebiegały w pełnej harmonii i ładzie. Co prawda dość głośna była ta harmonia, ale jednak był to bardzo spokojny czas na wybiegu.
cześć
Bassecia sfora
Figa i Baksik
cześć Maja
no daj buziaka
ktoś przyniósł patyczki a my roznosimy
oj to co powoli się zbieramy
Baksik
Bak zaczepiacz
ale gadatliwy się zrobił
W końcu przyszedł czas by wielogodzinne zabawy zakończyć i wrócić do domku. Tak więc cała nasza paczka zebrała się w jednej chwili i powolutku wszyscy razem udaliśmy się w jednym kierunku. Jeszcze się obwąchiwało wszystko po drodze. Było kilka spowolnień spowodowanych głównie opieszałością Figi, ale w końcu się pożegnaliśmy i pojechaliśmy do domku i już cały dzień odpoczywałem. Oj upał dawał się bardzo we znaki. Do ugryzienia!
jaki fajny kosz, zostańmy tu ze dwie godziny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz