We wtorek słońce naprawdę dawało z siebie wszystko co potrafiło. Tutaj nie chodziło tylko o nasłonecznienie a o ciepełko, które generowało. Jednak mimo wszystko nie poddaliśmy się i pojechaliśmy na pobliski wybieg. Cieszyłem się, że nie będę tam sam, bo gdy tylko podszedłem pod wejście to zauważyłem, że na wybiegu biegają trzy psiaki. Dwa niemal identyczne i jeden biały szalony. Po chwili pojawiła się jeszcze jedna czarna piękność.
cześć
Na wybiegu chwilkę pobiegałem z nowymi przyjaciółmi, jednak przez dające się we znaki słońce jakoś tak atmosfera bardzo szybko siadła. Pieski powolutku zaczęły się zbierać i nim się zorientowałem nie byłem sam jak palec. Szybko uzupełniłem płyny i chwilę pochodziłem, ba nawet chwilę sobie posiedziałem na przeszkodach. W końcu jestem pies o wielkiej sprawności i wielkiej determinacji. Po chwili słońce i upał zaczęły być nie do zniesienia i autkiem udaliśmy się do domku. Ten wypad był fajny, ale bardzo męczący i bardzo upalny. Coś mi mówi, ze lepiej na ten wybieg jeździć wcześnie rano, albo późno popołudniu.
no robisz to zdjęcie?
już jestem sam
posiedzę sobie w tym słońcu
ale tu gorąco
ochłoda w cieniu
W domku oprócz codziennych obowiązków i przyjemność i mogłem sobie długo pospać. Bo popołudniu pojechaliśmy do centrum Katowic, ale do innego centrum niż kiedyś tam. Pojechaliśmy do bardziej starszego miejsca. Tam chwilkę posiedziałem w LaBuni a potem poszedłem na mały spacerek. Pogoda troszkę się pogorszyła i całe szczęście, bo dało się trochę odetchnąć, choć trochę odetchnąć. Na spacerku spotkałem fajnego białego pieska, którego właścicielka była bardzo zainteresowana moimi uszami i moimi łapkami i w ogóle można powiedzieć, że mną.
niby centrum miasta a trawa jest
Dzień był długi i męczący, ale byłem z niego bardzo zadowolony. Zawsze z Borowskimi i mało tego jeszcze dowiedziałem się kilku ciekawych rzeczy, o planach, ale o tym za kilka dni napiszę. Bardzo zmęczony poszedłem spać i bardzo nie chciałem aby nowy dzień się zaczynał tak szybko, za szybko.
Środa była również bardzo aktywnym dniem, ale niestety człowieki moje zapomniały robić zdjęcia. To nic, że byliśmy tylko na krótkim spacerku rano i wielkiego leniwego leniuchowania. Nawet nie robili zdjęć, gdy pojechaliśmy odwiedzić Franka. No kto to widział, aby nie robić mi zdjęć. Na całe szczęście drugi czerwca był bardziej aktywny.
Z samego rana pojechaliśmy do Parku Śląskiego, na wybieg. Tam umówiłem się z Figą i Baksem. Gdy przybyliśmy na miejsce, to okazało się, że jeszcze nikogo nie ma więc zawędrowałem na pobliską łąkę, która nazywana jest Polami Marsowymi. Tam trochę pohasałem gdy dołączyła się do mnie Melania. Ona biegała całkiem luźno, tak bez smyczy. Ja natomiast niestety zostałem na smyczy. Melania pięknie biegała za piłką a ja jej przeszkadzałem w miarę możliwości. Oczywiście Melania niewiele robiła sobie z tego, bo po prostu wychodziła poza zasięg smyczy i dalej robiła swoje. Aby mnie pocieszyć Pani od koleżanki głaskała mnie bardzo.
o tak parka
no już idę dalej
o cześć Melania
ona tak czeka na piłkę
Melania biegnie z piłką
Zazdrośnica przyszła
biegamy pełnym gazem
W końcu jednak Pańcio chciał mnie spuścić ze smyczy więc udaliśmy się na wybieg. Tam od razu latałem jak szalony za boredrką. Ona też biegała, ale za piłeczką. Oj jak ja się za nią nabiegałem, jak ja się bardzo zmęczyłem. Tak bardzo, że mało miseczki z wodą nie wciągnąłem. Zmęczenie dało o sobie znać, ale po chwili wytchnienia wróciłem dożycia. Nawet trochę zazdrościłem Melani, że ja nie dostaje piłeczki. Na szczęście jej Pańcia miała drugą i mogłem pobiegać, choć robiłem to zdecydowanie mniej efektownie niż koleżanka. Przede wszystkim robiłem to też na zdecydowanie bliższe odległości. W końcu jednak ta sielanka się skończyła i pożegnałem się z koleżanką i zostałem sam.
no poczekaj zaraz cię dogonię
aaaa prawie cię mama
a czemu już idziecie?
Na szczęście długo nie byłem sam, bo już po kilku minutach pojawił się Baks. Tak Baks przyszedł sam i od razu poleciałem się z nim przywitać, a za chwilę przybyła Figa. No i bassecia banda bawiła się w najlepsze a chwilę później pojawił się jeszcze jeden psiaczek. Ten mnie tak zainteresował, że nie mogłem się od niego oderwać ani na chwilkę. Bawiliśmy się a w zasadzie tańczyliśmy. Baks bardzo głośno się do nas dołączał, ale po tym jak nowy go głośno okrzyczał to zrezygnował raz na zawsze.
no cześć
zabawy
tańce
wygibasy
a baksowi obrywa się tak!
Niestety po kilku minutach nowy poszedł sobie. Nie było jednak w tym nic złego po po prostu spacerowaliśmy sobie po wybiegu za człowiekami. Nasza banda ładnie zamiatała uszami całą ścieżkę. Działo się tak do czasu aż na wybiegu nie zawitał Uzi
no to przechadzka?
Uzi to nas stary dobry kumpel, ale Baks chyba widział go po raz pierwszy i chyba od razu się zakochał, no a przynajmniej bardzo go polubił. Nie odstąpił go ani na krok. Mimo krótkich łapek bardzo szybko biegał i można powiedzieć, że nadążał za Uzim. Ten ostatni w tym czasie zajął się butelkami. Ta dwójka biegała jak szalone konie. Ja tymczasem z Figą wylegiwaliśmy się na ziemi albo po prostu pogryzaliśmy się w zabawie. Czasami dołączył do nas człowiek i nas głaskał. Musze powiedzieć, że była doskonała sielanka. Jedyny problem stanowił rozlewający wodę Uzi. Przez niego trzeba było pić szybko i na bieżąco bo w misce woda nie stała nawet przez sekundę. Pojawiały się nowe psiaki i gdyby nie to, ze czasami zawiało chłodem to pewnie byśmy siedzieli w nieskończoność. No ale trzeba było się zebrać do domku.
oni tam latają, a my pijemy wodę
Baks w pełnym gazie
stare dobre małżeństwo
Baks go złapał
zabawy z Figa
no weź mnie pomiziaj
ale wariaci
to miłość czy jedzenie
o idzie nowy
no nie daj się prosić - bawmy się
picie w biegu
powitanie nowego
Dogra do domku była fajna choć bardzo powolna. Nie szliśmy sami a z Figą i Baksem. Figa jak zwykle spowalniała nasz marsz. A to się gdzieś zatrzymała coś powąchać, a to położyła się na trawie. Raz nawet udało jej się wyjść z szelek. Ja trochę jej pomagałem jej w tym spowalnianiu marszu, gdy za nami pojawił się ładny mały biały piesek. Gdy dotarłem do autka chwilę wcześniej żegnając się z bassecią bracią to rozpadało się dość mocno. Uf, Pańcio to ma wyczucie czasu.
czekamy na królewnę Figę - ubiera się
Nim dotarliśmy do domku to zawitaliśmy w sklepie. Ponieważ padało to nie wychodził. Sklep z materiałami budowlanymi okazał się być bardzo przyjazny dla psiaków. Otóż gdybym wiedział to pewnie bym poszedł z Pańciem, bo mogłem tam wejść i to bez problemu. Zapytacie pewnie po co, tam byliśmy? Odpowiedź jest prosta jak słońce. Na balkonie człowieki wieszali siatkę zabezpieczającą aby nasza Fuksja mogła sobie siedzieć tam bez strachu, że wyskoczy lub zrobi sobie jakąś inną krzywdę. Chcieliśmy ją zawiesić, tak aby jak najmniej ingerować w balkon i w końcu się udało. Udało się dzięki zakupom. To był pracowity i męczący dzień. Do ugryzienia!
tak wita sklep po drodze do domku
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz