Środowy poranek to mała wyprawa. LaBunia dawno nas nie woziła, ale teraz musiała. Tak na rozgrzewkę pojechaliśmy do Rudy Śląskiej i z okna oboje zobaczyliśmy piękną łąkę niedaleko Średniowiecznego Grodu w Kochłowicach. Oczywiście zaparkowaliśmy nieopodal, czyli kawał drogi od wspomnianej i wypatrzonej łąki. W końcu się udało i było warto się zatrzymać i nawet przejść te kilka kroków. Mogłem się zanurzyć w kwiatach.
a kuku, tu jestem
Na tej kwiatowej łące spędziłem sporo czasu przechadzając się tam i wciągając wszystkie zapaszki. Mam pewne przypuszczenia, że po mojej wizycie te kwiatki mogły trochę mniej pachnieć. Mam taką małą pewność, że tak się stało. Z mojej perspektywy wydawało się, że kwiaty są aż po sam horyzont. Jednak obejście tego zgromadzenia kwiatów było bardzo łatwe. W każdym razie kręciłem się między kwiatkami starając się omijać wszystkie tak aby jak najmniej ich uszkodzić. W końcu ten piękny ogród to nie tylko dla mnie. Trochę pobawiłem się patyczkiem. Takim znalezionym jednak szybko się rozmyśliłem i zająłem się tarzaniem i drapaniem oraz otrzepywaniem. Oj wiele się działo a to wszystko na takim małym skrawku kwiecistego raju. Czas też jakoś wyjątkowo bardzo przyśpieszył i nim się obejrzałem to musieliśmy się zbierać do LaBuni i do domku. Okazało się przy okazji, że taki zwykły kawałek łąki, który normalnie niczym się nie wyróżnia, może stać się niebem na ziemi, ale trzeba tam trafić w odpowiedniej porze roku.
w kwiatach
trzeba biegać
ale tu ładnie pachnie
mam patyczek
zdobyłem patyczek
a otrzepuję się tak
drapię się tak
no co?
Basset w kwiatkach
ziewnę sobie
Bardzo się zmęczyłem tym spacerem. Niby takie zwykłe hasanie po kwiatkach, ale jak się okazało padłem. Gdy Pańcio powoli szykował się do sprzątania ja z pontoniku przeniosłem się na fotelik Pańci. Cóż też chciałem poczuć się jak to jest spać wyżej niż na podłodze. Już wiedziałem czemu Fuksja czuje się tak dobrze śpiąc na swoich ulubionych miejscach. Jakiś taki większy komfort jest na górnych półkach. Tylko nie mówicie Pańci, że spałem na jej foteliku bo by się denerwowała. Czego oczy nie widzą - wiecie o co mi chodzi.
ale tu wygodnie
w takie ciepło na ciepłym dekoderze - wariatka
Do wieczorka było już w zasadzie spokojnie. Razem z Pańciem czekaliśmy na kolejny dzień by udać się na nowo otwarty wybieg, który czekał i dojrzewał obok nas. W zasadzie we czwartek skoro świt wstaliśmy i choć słońce nie świeciło to było w miarę ładnie. Upał i duchota dawały o sobie znać i poranny spacerek był bardzo szybki. W powietrzu wyraźnie było czuć wiosnę i ciągle miałem wspomnienie kwiecistego zakątku. W końcu jednak z dużym poślizgiem wybraliśmy się na wybieg. Szliśmy laskiem i powolutku sobie zdawałem sprawę, że ten wybieg aż tak blisko nie jest. Razem z obwąchiwaniem i załatwianiem innych psich spraw zajęło nam to trochę więcej niż 30 minut. No i się spóźniliśmy na spotkanie z Tiją (z Na Wypad z Psem) Na szczęście byli też inni.
no jak to mam sam schodzić?
już idę
Przede wszystkim była królowa wybiegu czyli pani owczarkowa Freya. Pogodna i pozytywnie nastawiono do wszystkich psinka byłą wulkanem energii i trochę próbowałem się do niej dostosować. Ganiałem za nią jak mały wariat i co prawda nie byłem w stanie dotrzymać jej kroku to i tak starałem się ją zachęcić do zabawy. W takcie tej zabawy dołączyły do nas na wybiegu kolejne psiaki. Tak sobie wszyscy biegaliśmy i szaleliśmy aż upał i duchota dała o sobie znać. Oj nagle zmęczenie prawie wszystkich wyłączyło. Pożegnałem się Freyą. Sam wybieg ma bardzo porządny płot. Niestety momentami pod ogrodzeniem jest tyle miejsca, że jakbym się postarał to sam bym przyszedł. Wejście Jest oddalone o kilka metrów od drogi i naprawdę szkoda, że nie zrobiono podwójnej furtki, takiej ładnej śluzy. Podniosło by to podnieść bezpieczeństwo psiaków i w dodatku łatwiej by się wchodziło nowym.
szaleństwa w pełnym biegu
o tak głaskajcie mnie
no weź bawmy się
"blizniaki"
obwąchiwanie
Na wybiegu jest tor przeszkód. Porządnie wykonany i moim fachowym okiem profesjonalny. Ja się na tym nie znam, ale są płotki, huśtawka, koło do skakania, podest i slalom. Kilka razy udało mi się zaliczyć prawie cały ten tor. Najgorzej mi szło ze slalomem bo uszy plątały mi się o tyczki. Kilka razy spadłem z opadającej huśtawki i od tego czasu unikałem tego toru. Cały wybieg pokryty jest trawą, która po czasie potrzebnym na jej wyhodowanie powinna wyglądać jak dywan. Tym czasem jest trochę inaczej i szczerze powiedziawszy nie wróżę jej długiej przyszłości. Człowiekie też mają gdzie odpocząć na ławeczkach. Jest fajnie i przyjemnie, choć jak się okazuje bardzo gorąco, bo cienia jest tam dość mało.
no prawie przeskoczyłem - może przekąska?
jak tu się wtrącić do tej zabawy?
a się zmęczyłem
obszczekałem go i tyle
z Misią
uf czas się żegnać
Wiedziałem, że kolejnego dnia też odwiedzimy ten wybieg. I już z samego rana pojechaliśmy LaBunia zobaczyć co tam się dzieje. Po zaparkowaniu tuż obok bardzo szybko znaleźliśmy się na wybiegu i było tam pusto. Oprócz mnie były tylko piłeczki. Dużo piłeczek, które jakimś magicznym sposobem się tu znalazły. Oczywiście z powodu upału i ciepła nie chciało mi się nic robić i jedyne o czym marzyłem to picie i leniuszkowanie. Co prawda jakieś małe podrygi do piłek były, ale dajcie spokój - patelnia i skwar sprawiały, że język szurał po ziemi. Mało tego dowiedziałem się, że chwilę przed naszym przyjściem z wybiegu wyszedł Szczotek. Ech wielka szkoda, ale z drugiej strony co byśmy robili? leżeli razem. Z całego osprzętu na torze korzystałem jedynie z podestu na którym przede wszystkim była woda, a po czasie sam się tam znalazłem na chwilkę. W końcu zacząłem się ukrywać przed Pańciem aby mnie nie wołał do tych wybiegów. Po cichy liczyłem, że w końcu wrócimy i moje marzenie się spełniło. Szybko LaBunia zawiozła nas do domku.
i co ja z tą piłką mam zrobić?
no zapomnij, że przeskoczę
łyczek wody
i odpoczynek
no jestem na - daj przekąskę za sztuczkę
to co wracamy już?
schowam się i jak mnie nie zobaczy
weź wracajmy
Odpoczynek nie był zbyt długi, bo szybciutko posprzątaliśmy i przygotowaliśmy obiadek. Śpieszyliśmy się, bo o 14 byliśmy umówieni na wybiegu. Tym razem wędrowaliśmy pieszo przez lasek. LaBunia musi odpoczywać, bo z tego co wiem, czeka ją poważne leczenie i jeszcze większe wyzwanie i to za kilkanaście dni. Oczywiście powolny spacerek sprawił, że znowu się trochę spóźniliśmy, ale na całe szczęście jeszcze wszyscy byli. Szczotek i Freya. Co prawda byli już bardzo zmęczeni i nie chcieli się bawić, ale i tak było fajnie. Zaczepiany Szczotek po prostu uciekał i warczał. Freya biegała tylko za piłeczką a ja starałem się za nią. Ostatecznie wszyscy lądowaliśmy pod drzewkiem, w cieniu i przy miseczkach z wodą, które dostarczył Szczotek a właściwie to jego cżłowieki. Upał powoli robił się nie do zniesienia i pożegnał się z nami Szczotek.
no weź się pobaw
o tak głaskaj mnie
biegnę
chwila wypoczynku
okupujemy miseczki i odpoczywamy
Po chwili pojawił się biały piękny psiaczek o masie pozytywnej energii, która nas trochę ożywiła. Jakoś tak mocno się mną zainteresował. Freya tylko od czasu do czasu podbiegała i zainterweniowała a pozostałą część czasu my uprawialiśmy coś na kształt tańca. Tak trochę to dość dużo czasu trwało. Obwąchiwanie, skakanie i ślinienie, aż w końcu padliśmy ze zmęczenia. Znaczy ja padłem a Freya szybko ładowała bateryjki i znowu latała za piłeczką.
cześć nowy
nowy kumpel
super zabawa
obwąchiwanie
mimo zmęczenia zabawa trwa dalej
co on mi tam robi?
i znowu trochę szybsza zabawa
wszyscy zmęczeni
Freya podładowała baterię
Na wybiegu pojawiły się mniejsze i większe psiaczki, bardziej otwarte na zabawę i te trochę mniej. Jedne były młodziutkie inne troszkę starsze. W końcu postanowiliśmy za przykładem Frey pożegnać się i udać do domku. Droga powrotna do domku była dość długa i mordercza zważywszy na aurę i moje zmęczenie. Mimo wszystko starałem się znaleźć w tym trochę radości, podbiegając czy też włażąc na podesty dla rowerzystów. Och sporo się działo a przy okazji znowu zgarnąłem jedną butelkę z lasu i zaniosłem ją pod sam kosz na śmieci pod naszym blokiem. Wiec w ramach bycia trochę eko.
uśmiech mimo zmęczenia
na podeście
z butlą do domku
W domu ledwo przekroczyłem próg i padłem. Zasnąłem jak kamień i nie miałem zamiaru wstawać, no chyba, że na jedzenie i gdyby Pańcio gdzieś szedł. No i wychodził i się mnie zapytał, czy idę początkowo byłem przeciwny, ale po chwili gdy zamknęły się drzwi to zrozumiałem, że może nigdy nie wrócić i lepiej z nim iść. No i poszliśmy. Mało tego w tym spacerku okazało się, że wszystko mnie boli. Zwłaszcza boli mnie łapka i trochę utykam. To pewnie wina przemęczenia i upadku w drodze powrotnej. No nic przecież jestem dzielnym pieskiem i po prostu muszę się trochę oszczędzać. Jednak gdy to nie pomoże, to czeka mnie wizyta u Weta. W tym wszystkim Fuksja była jakoś tak zdziwiona tym, że jestem zmęczony i obolały, przecież nie ma ku temu żadnego powodu. Ech gdyby tylko ona wiedziała ile przeżyłem. Do końca dnia odpoczywałem, a jak znam życie to odpoczywać będę też i następnego dnia i następnego. Do ugryzienia
a się zmęczyłem
zdziwiona Fuksja
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz