środa, 11 maja 2016

Cały dzień

Poniedziałek, już z samego rana skupiliśmy się na oszczędności. LaBunia musiała odpocząć, a bo ostatnio mimo iż dzielnie nas wozi to wygląda na zmęczona. W każdym razie, o poranku przeszliśmy się szybciutko po łąkach i lasach w pobliżu naszego mieszkanka. Taki szybki spacerek pobudza krążenie a przede wszystkim poprawia humor na początek tygodnia. 
wracamy już?
W domku nie zajmowałem się jakimiś pierdołami, w domku po prostu położyłem się spać. Ten cały spacerek tak mnie dotlenił i doświetlił, że aż w domku musiałem odpocząć od tego nadmiaru szczęścia. Spałem jak nieugotowana kluska. I nagle obudziło mnie to co leciało w TV. Z pontoniku przemieściłem się pod telewizor i siedząc wpatrywałem się i wsłuchiwałem. To przemawiał Władymir Putin. Nie wiem co się stało, ale gdy tylko przestał mówić to wróciłem do spania. Może jakiś przekaz podprogowy, albo coś takiego. W każdym razie nie wiem co się tam działo i co mówił, ale jakoś tak nie mogłem się od tego oderwać. Ten zwierzęcy charakter. 
przemawia.

Do południ już nic a nic się nie działo. Do czasu aż Pańcio nie wymyślił przechadzki na opuszczone tory. Nie był to zły pomysł, bo dawno ta nie byliśmy, ale z drugiej strony jakoś ten poniedziałek, mimo iż słoneczny nie był dniem na takie wędrowanie. No, ale cóż było robić, jak mus to mus. Udaliśmy się tam dość dziarskim krokiem. Dopiero między szynami zwolniliśmy i delektowaliśmy się widokami oraz tym specyficznym zapachem. Pańcio cykał zdjęcia a ja co chwila przysiadałem by sobie odsapnąć. Było ciepło więc nawet najmniejszy wysiłek wymagał wielkiej ilości energii. Spacerek nie zakończył się wraz z końcem torów, odeszliśmy od nich chwilę wcześniej. Łąkami dreptaliśmy nieopodal głównej ulicy. Jednak tu był trochę inny świat, bardziej dziki. Nasza wędrówka doprowadziła nas w końcu do domku. Oj sobie powędrowaliśmy. Nawet nie zdawałem sobie sprawy, że tak wiele kilometrów zrobiliśmy. W domku jednak nie pospałem za długo
no właź

a odpocznę sobie

idziemy dalej?

W domku za długo nie odpoczywałem, bo musieliśmy się zebrać na zakupy. LaBunia dzielnie nas zawiozła do sklepu. Borowscy dość szybko wrócili z wielkim pudłem. W domku okazało się, że to wielkie pudło to nowy odkurzacz. Stary jeszcze działa, ale jakoś tak co raz gorzej. W końcu przyszedł czas aby go wymienić. Nie myślcie sobie jednak, że jest to czas na jego wyrzucenie. Stary odkurzacz posłuży nam jeszcze do sprzątania LaBuni. Koniec końców tego dnia nowy odkurzacz odpalony nie został. Fuksja była bardzo zaskoczona nowym zakupem a raczej trochę zniesmaczona. Oj bardzo. Do końca dnia siedzieliśmy sobie tak oglądając to pudło. W zasadzie to Fuksja na tym pudle zamieszkała.
a co to za wielkie coś?

Dobrze, że w poniedziałek bardzo szybko się położyłem, bo cały wtorek byłem na nogach. Oj, żebym to ja wiedział, że ten wtorek będzie taki aktywny to bym cały poniedziałek przespał. No, ale trzeba było wstać. No i tak wstaliśmy skoro świt.  I ledwo zdążyłem zjeść a już schodziłem do auta. Nie wiem gdzie tak pędziliśmy. LaBunia się napracowała i to bardzo. Pańcie zostawiliśmy pod pięknym i dziwnym budynkiem a sami pojechaliśmy na spacer do parku im Tadeusza Kościuszki w Katowicach. Tam w blasku słońca spacerowaliśmy między zielonymi trawami i kolorowymi niczym tęcza kwiatami. Liczyłem, że ten park zobaczę jeszcze raz i się udało. Dodatkowo uczucie radości potęgowała piękna aura i zapachy wiosny. Po drodze spotykałem nie jednego pieska. Z większością się jedynie przywitałem, ale na jednego to ciągle wpadałem i nawet udało mi się z nim pobiegać i pobawić.
ja znam te okolice

cześć

tobie też cześć

hej, ale tu dużo psiaków

Spacer nawet tak relaksujący i spokojny w takim ciepłym słoneczku sprawia, że poziomu w zbiorniczku bardzo szybko opadał, na szczęście znaleźliśmy jeziorko z kaczuszkami. Gdy zabrałem się za picie, to te obserwowały mnie. Zmiana ułożenia głowy była ich jedyną reakcją. Można by je pomylić z rzeźbami. Potem kręciliśmy się po całym parku przy okazji podziwiając grządki kwiatków. Znalazłem też chwilę czasu na noszenie malutkiego patyczka  i to nie jednego patyczka. Jakoś tak ostatnio bardzo lubię się tarzać na ziemi. Nie ma to konkretnego celu i miejsca, ale jakoś tak sprawia mi przyjemność. Może jest to spowodowane tym, że dawno się nie kąpałem.
o tak smaczna woda

ale wycięta trawa

o jacie a tam są jakieś psiaki

chwila zabawy z patyczkiem

chwila wycierania się

Przy wielkiej fontannie spotkałem piesiową, na którą już kilka razy wpadłem. Tym razem postanowiliśmy się pobawić razem. Ja niestety biegałem na smyczy, tak więc byłem trochę ograniczony. Była to krótka zabawa, ale bardzo intensywna. Bałem się za koleżanką wskoczyć do wody. Dopiero chwilę później podszedłem aby się napić i niestety. Moje gapiostwo sprawiło, że zjechałem po stromym i śliskim boku fontanny. No i zamiast się napić, wykąpałem się. No powiem szczerze, że nie było to złe uczucie, ale bardzo szokujące. Szybciutko jednak wyskoczyłem i wróciłem na bezpieczny ląd. Po tym wydarzeniu pożegnałem się i wróciliśmy z Pańciem do LaBuni i pojechaliśmy. 
no co ty, tam nie wejdę

ale chce mi się pić

no i wpadłem jak basset w wodę

cześć

Drogę podziwiałem przez okienko i nim się dobrze zdążyłem ułożyć to już byliśmy na miejscu. Niestety tam musieliśmy poczekać na Pańcię, a ten czas wykorzystaliśmy na wyczesywanie i spacerowanie wokół LaBuni. Co prawda park, który odwiedziliśmy był zadbany a trawa równiutko skoszona, ale o wyczesywaniu nie ma co zapominać, w końcu tak jest szansa na pozbycie się kleszczy, a te jak wiadomo są wszędzie. 

jedizemy

no weź mnie wyczesaj

ale jestem wyczesany

W końcu Pańcia przyszła i pojechaliśmy i znowu w zupełnie innym miejscem ją zostawiliśmy i z Pańciem pojechaliśmy do Parku Śląskiego. Tam od razu swe kroki skierowaliśmy na wybieg dla Psów. Oczywiście od razu zauważyłem tam swoją starą kumpelę. Nie była skłonna do zabawy, zresztą ja też byłem trochę zmęczony, więc każde z nas poszło w swoją stronę oczywiście zaraz po przywitaniu się. 
koleżanka

Chwilkę pobawiłem się  patyczkiem. Pozaczepiałem człowieków od koleżanki, ale w końcu wszyscy sobie poszli. Po krótkiej zabawie z nowo przybyłym amstafem udałem się na spacerek po parku. 
patyczek na wybiegu

Spacerek po parku odbyliśmy obchodzac jeziorko. W mniejszym urokliwym trochę się pomoczyłem, ale nie przesadzałem za bardzo. Potem przechadzaliśmy się główną alejką wzdłuż zoo aż do Żyrafy. Czyli całkiem normalnie i całkiem spokojnie, ale wracaliśmy już inną droga. Wracaliśmy przez Rosarium. To jedno z większych w europie, ale do tej pory myśleliśmy, że jest to miejsce zakazane dla Psiaków. Okazało się, że nie do końca. Jednak poruszaliśmy się tam jedynie po alejkach i nie chcieliśmy deptać trawki aby tam jakiś pięknych kwiatków, które jeszcze nie wyrosły. Spacerując natrafiliśmy na dziwną ławkę z jeszcze dziwniejszymi człowiekami. Mieli dziwny kolor i w ogóle nie reagowali na moje zaczepki i próby wyłudzenia jedzenia. W zasadzie to w ogóle nie reagowali i w ogóle nie pachnieli. No masakracja jakaś. Tak się namęczyłem aby wydębić od nich to co mieli w rękach, ale to nic nie dało. Trochę się zdenerwowałem i obrażony opuściłem to towarzystwo kierując się do wyjścia z rosarium.

idziemy pić

a się opiłem

to gdzie teraz idziemy?

ale jak to do rosarium?

dajcie gryza?

Za bramą rosarium znajdują się baseniki, w których kolejny raz postanowiłem uzupełnić płyny. Byłem już bardzo zmęczony i nawet pić nie miałem siły, no ale jakoś dałem radę. Po tej chwili wypoczynku i orzeźwienia udaliśmy się ponownie na wybieg. Przewędrowaliśmy środkiem wielkiej i upalnej łąki, która zdawała się nie mieć końca.
no co napiję się

piję 

biegiem jak najszybciej

o tak idziemy na wybieg

Na wybiegu spotkaliśmy Norka, jamnika Norka. Ten w ogóle nie był skory do zabawy. Po prostu chciał jak najszybciej opuścić wybieg i udać się na Pola Marsowe, na zieloną łączkę. Po chwili przekomarzania się w końcu pożegnał się z nami i poszedł. W między czasie pojawiły się inne psiaki. Jedne bardziej inne mniej zabawowe, na pewno o wszystkich można powiedzieć, że były bardzo dużo. Znaczy się większe niż ja. Bawiliśmy się jak wariaci, choć za nimi nie nadążałem. Nasza woda się skończyła i całe szczęście, że przynieśli ją też inni. Lego zabrał szmatkę od mojego Pańcia, która była do wycierania mojej mokrej mordki. Próbowałem ją odzyskać, ale się nie udawało. Te nasze przepychanki trwały bardzo długo. Tylko na chwile przerywały je zabawy z innymi pisakami, które były raczej na krótko. Lego w końcu stracił szmatkę i ta wróciła do plecaka. Wszystkie duże psiaki poszły, a ja mogłem odpocząć i poleżeć przy Pańciu.
Norek

podgryzanie

kłutnie

pijemy wodę

oddawaj szmatę

gdzie uciekasz?

dawaj szmatę!

co ty mi tam robisz?

dziwny jesteś

Nie poleżałem jednak długo, bo na drugim końcu wybiegu był malutki piesio, który pięknie się bawił piłeczką. Po bliższym zapoznaniu okazało się, że jest to młodziutki psiaczek. Postanowiłem się więc z nim troszkę pobawić. Okazał się być świetnym kompanem do zabawy. Skakał wszędzie. Skakał na mnie, przeze mnie. Po prostu był wulkanem energii. Ech szkoda, że ja ledwo już stałem na nogach. Na szczęście Pańcio zadecydował, że wracamy do domku. Tak więc najpierw pojechaliśmy odebrać Pańcie a potem do domku. Reszty dnia i nocy naprawdę nie pamiętam. Byłem zbyt zmęczony, by rejestrować otoczenie. Do ugryzienia!
cześć

ale jesteś mały

i skoczny

no lubię cię!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz