1 Maja to światowe Święto Pracy, a więc (jak logika nakazuje) jest to dzień wolny od pracy. Ja to w ogóle nie mam pracy, no chyba, żeby liczyć spacerowanie, spanie i jedzenie. No ale przecież, gdy w pracy robimy to co kochamy to nie pracujemy. No, ale mimo wszystko postanowiłem ten dzień świętować i to świętować jak należy. Długi spacer po lesie był genialnym pomysłem, zwłaszcza, że pogoda dopisywała i to bardzo. Pojechaliśmy na Starganiec. Po przejściu plaży zanurzyliśmy się w las.
ale zielono
Wraz z marszem robiło się nam co raz duszniej, mimo iż jakoś gorąco nie było. Pod nogami niemal wszędzie było błoto. Tak więc staraliśmy się jakoś to wszystko przejść i za bardzo się nie wybrudzić. Skakaliśmy po drzewach, robiliśmy wielkie susy przez kałuże. W końcu jednak postanowiliśmy coś z tym zrobić, bo spacer szedł nam bardzo powoli. Zeszliśmy z utartych ścieżek gdzieś w dziki las, gdzieś między drzewa i krzewy.
czy ja jakaś małpka jestem?
Czasami ten nasz gąszcz się rozrzedzał, ale głównie to przedzieraliśmy się pod i nad gałęziami. Było ciasno i twardo, ale było naprawdę fajnie i to mimo latających muszek. Przebrnęliśmy przez małą rzeczkę a w zasadzie przez rów melioracyjny. Ostatecznie było warto, bo po drodze spotkaliśmy jelenia - chyba. Wielkie zwierzak pojawił się miedzy drzewami jakieś dziesięć metrów od nas i wiecie co? Nie udało się go złapać w zdjęciu. A już od kilku minut czułem go i prowadziłem Pańcia w kierunku tego zwierza. Niestety nic to nie dało i uciekł a my nie mieliśmy zdjęcia. Chwilę później wyszliśmy z gęstwiny na drogę.
no bardzo gęsty ten las
no moment ja mam aż cztery nogi
Drogą po kilku no może kilkunastu minutach dotarliśmy do Krzyża w środku lasu. Znajduje się on zaraz obok paśników dla zwierząt. Trochę tam odsapnęliśmy i już powolutku kierowaliśmy się do LaBuni a więc i do domku. Mijali nas rowerzyści. Jedni pędzili jak wariaci a inni po prostu delektowali się przyrodą. Niektórzy nawet się zatrzymywali aby się dopytać co to ze mnie za piękny psiak. Po takich emocjach w aucie usnąłem a chwilę później spałem jak suseł w domu.
jestem i tutaj
Drugi maja to kolejny dzień święta. Tym razem jest to święto naszej flagi - biało czerwonej. Zaraz gdy się obudziłem, jeszcze przed porannym spacerkiem chciałem wywiesić jedną taką w oknie, ale wtedy sobie przypomniałem, że flaga wisi u nas przez cały rok. Teraz spokojnie mogłem się udać na szybki poranny spacerek. Pańcio się śmieje, że to taki fizjologiczny spacerek. Szybko wróciliśmy do domku abym sobie mógł zjeść i w końcu wyspać. To nasze święto Flagi chciałem po prostu świętować przez sen. Nie uwierzycie, ale trzeci maja to kolejne święto. Tym razem jest to Święto Konstytucji majowej. Drugiej po amerykańskiej konstytucji na świeci. No i mój plan był taki sam jak na dzień wcześniej. Mały spacerek i spanie. I początkowo wszystko szło zgodnie z planem. Po szybkim porannym spacerku po prostu poszedłem spać.
maj a gdzie słoneczko?
Niestety długo spać nie mogłem, bo popołudniu zamiast kontynuować chrapanie zostałem wyciągnięty na spacer. Na szczęście nigdzie daleko nie jechaliśmy a na poszliśmy tylko na pobliskie łąki. Tam trochę pokręciliśmy się wśród kwiatków i wysokich traw. Nie śpieszyliśmy się, wszystko toczyło się bardzo wolno. Pańcio nawet pozwolił mi biegać tak swobodnie. Oczywiście ja nie biegałem ja leniwie spacerowałem. Ja wąchałem i tropiłem coś nieuchwytnego, tak z ciekawości. Chciałem przy tym zabrać jak najwięcej czasu aby nie iść zbyt daleko. Przy okazji buszując w tej łące zebrałem ze sobą nie jednego kleszcza za pewne. Znając życie to pewnie było ich więcej, ale jednego na zdjęciach wypatrzyli moi internetowi przyjaciele. Na szczęście po spacerku zostałem porządnie wyczesany i potem nic a nic się nie znalazło.
iść czy nie iść?
a co to tak pięknie pachnie?
człowieku a może wracajmy do domku?
Środa była ostatnim spokojnym dniem na kilka najbliższych dni. Bo we czwartek z samego rana pojechaliśmy do Gliwic po gospodarza mieszkanka z kafelkami. W bagażniku LaBuni wylądowała olbrzymia ilość narzędzi i ruszyliśmy w drogę powrotną do domku. Na miejscu człowieki zabrali się za demolowanie łazienki. Kafelki wylatywały z niej w trybie ekspresowym. Powoli wylatywały poszczególne elementy jej wyposażenia. Nawet prysznic zniknął. Został tylko kibelek, ale był przestawiany to w ta to w tamta. Pańcio kilka razy pojechał do sklepu kupić jakieś inne rzeczy. Ogólnie szybko fajnie szło i już na koniec dnia razem z kotami mogliśmy dokonać inspekcji wykonanej pracy i byliśmy zadowoleni. Pozostało nam tylko odwieźć gościa z powrotem do jego domku i można było iść spać po długim i męczącym dniu.
zatwierdzam
może już wracajmy do domku co?
Kolejny dzień to znowu z samego rana szybka jazda do Gliwic w wiadomych sprawach. A potem w domku znowu remont. Tym razem o wiele ciszej i o wiele spokojniej. Piątek był dość fajnym dniem. Zwierzęca ekipa buszowała po domku, prawie w ogóle nie mieliśmy ograniczeń, a tym czasem w łazience było co raz piękniej. Trochę było hałasów, trochę pyłu, ale powoli przybywało kafelek. Koniec końców miałem też obowiązki, bo musiałem sprawdzić jakoś i stan wody używanej do kafelkowania. Próba była bardzo precyzyjna i bardzo czasochłonna.
co ja nie wyjdę?
jaka znowu kontrola?
ta woda jest dobra!
W trakcie dnia odwiedziliśmy jeszcze jeden sklep a potem pojechaliśmy na wybieg w Chorzowie. Tam chwilkę pobawiłem się ze spotkanym psiakiem, ale on niestety szybko sobie poszedł, a mnie zostało buszowanie po wybiegu i małe agility. Długo tam nie byliśmy, bo po prostu trzeba było wracać do roboty.
gonię psiaka
basset na torze przeszkód
no siedzę i co teraz?
no dobra wracamy! - o jakiś zapaszek!
W domku najpierw kazali mi pilnować farb na balkonie, ale potem dostałem o wiele bardziej odpowiedzialne zadanie. Musiałem nadzorować pracę a robiłem to bardzo dokładnie i bardzo się do tego przyłożyłem. Nawet przez chwilę Fart zdecydował się na nadzorowanie mnie nadzorcy. Masakra jakaś. Co on sobie myślał, przecież mnie nie trzeba sprawdzać
naprawdę? pilnowanie farby?
jestem brygadzista, nadzorca idealny
o tak wszystko dobrze
ciekawski Fart
Sobota była ostatnim dniem remontu. Przynajmniej według planu. Więc od samego rana zabraliśmy się wszyscy do roboty. Pojechaliśmy przywieźć "majstra z fajką" i robota nam się aż kurzyła w łapkach. Nawet Fuksja która do tej pory unikała remontu teraz udzielała się w nim na maksa. Mieliśmy tylko wszystko montować, a więc praca łatwa i przyjemna.
pracujemy pełną parą
Oj nie szło za dobrze. A to prysznic nie chciał pasować, a to rurka ciekła a to coś tam innego i tak się schodziło bardzo długo. Kilka razy jechaliśmy do sklepu, a raczej człowieki jechali a ja z Pańcią pilnowałem czy nic dalej się nie psuje. Koniec końców tego dnia udało się zakończyć prace, ale bardzo późno, w zasadzie wróciliśmy z odwożenia już w niedzielę. No ale plan był zrealizowany a to jest najważniejsze. Łazienka gotowa, jeszcze tylko trzeba ją pomalować i basta.
ale człowieki wy róbcie a nie się bawicie.
Kolejny dzień to szybkie sprzątanie. Tak niedziela to też dzień jak inny i trzeba w ten dzień sprzątać, zważywszy, że właśnie skończył się remont. Człowiek nawet zdążył trochę pomalować sufit. Popołudniu na szczęście wyrwaliśmy się z mieszkanka, całą paczką i pojechaliśmy do Freda na obiad coś zjeść. Tam opróżniłem mu miskę i trochę pobawiłem się z małym człowiekiem. Ten tydzień mimo wolnego był bardzo aktywny, ale najważniejsze, że udało się zrealizować plan. Do ugryzienia!
troszkę się zmęcyzłem
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz