W poniedziałek skoro świt postanowiliśmy ruszyć na spacerek. Po cichutku liczyłem, że deszcz padać nie będzie za mocno a tak w głębi swojego małego rozumku liczyłem, że nie będzie padać w ogóle. Pojechaliśmy do krainy wielu jezior w Rudzie Śląskiej. Chodziło się tam z wielką przyjemnością i to mimo tego, że od czasu do czasu dość mocno popadało. Po drodze nawet zagaili do mnie trzej mili panowie, których mijałem nad samym jeziorkiem. Chwilę z nimi pogadałem. Trochę pochwalili moje uszy i umiejętności węchowe. Koniec końców nasza wędrówka wokół jezior przekształciła się w wyprawę na pobliską wieś
jeziorko ładne, ale nie ma
ale jak to idziemy na wieś?
Okazało się, że spacer po wsi jest dość intensywnym wydarzeniem. Wszędzie zapachy i szczekające psiaki a wszystko jest takie nowe. Chodziliśmy powolutku oglądają sobie domki i witając się z psiakami. Jednego z nich niestety tak się bałem, że Pańcio musiał mnie bardzo mocno przekonywać do tego aby przejść obok niego. Na szczęście inne były zdecydowanie lepsze. Mimo tego, że wioska nie była zbyt duża, to i tak daliśmy radę zabłądzić i musieliśmy zrobić spore kółko aby w końcu wrócić do LaBuni i do domku. Taki męczący poranek wymagał sporego i długiego wypoczynku.
cześć
Popołudniu zamiast odpoczywać udaliśmy siędo Gliwic, do Freda by zjeść sobie kilka kawałeczków czegoś dobrego. Oj była tam impreza a stuł pełen przysmaków. Wyglądało co najmniej na jakąś imprezę wielką. Na nieszczęście z imprezy dość szybko się zebraliśmy a mi udało się zjeść tylko kilka smakołyków
ale chyba całego nie dasz rady zjeść?
Kolejnego dnia postanowiłem odpocząć. Rano po krótkim spacerku szybciutko wskoczyłem na swoje dzienne legowisko i sobie pospałem. Tym czasem Pańcio przy asyście kotów zabrał się za majsterkowanie. Jakąś szufladę robił, czy coś, ale ja się nie wtrącałem. Ja byłem ponad to i chciałem tylko spać. Zresztą były tam koty, które pomagały jak szalone. Wszystko co się dało sprawdzały i coś czuję, że dzięki temu ta szuflada będzie super. Na pewno będzie prosta. Tym czasem za oknem robił się wielki upał i piękne słoneczko. Coś czułem, że popołudniu będzie coś się działo, bo człowieki przecież nie przeboleją pięknej pogody w domu. I znowu będę musiał gdzieś iść i coś robić. A ja po prostu chcę spać i jeszcze trochę lodów by się przydało.
no dobra możesz ciąć
no jest prosto, ale tu trzeba podzlifować
No i się nie myliłem. W końcu zebraliśmy się całą paczką oczywiście bez kotów na Starganiec. Było tam trochę ludzi a my za bardzo nie chodziliśmy i z tego się bardzo cieszyłem. Po prostu sobie posiedzieliśmy przy piaszczystej plaży. Nawet pozwoliłem sobie zrobić jedno zdjęcie z Pańcią. Możecie zobaczyć jak jej się spuchło. Wszystko przez tego bobasa co ma w brzuchu. Ech ile można mieć w brzuchu jedzenie? No przecież to już jest co najmniej chore, a człowieki się jeszcze z tego cieszą. W drodze powrotnej zjedliśmy lody a potem mogliśmy już iść spać. Na nocny spacerek to trzeba było mnie siłą wyciągać.
czy wy wiecie o co chodzi?
W środę to już się całkowicie relaksowałem. Rozumiecie mnie prawda? Zresztą powolutku przygotowywałem się na sobotnie zwycięstwo. Bo może nie wiedzieliście, ale przede mną wielki turniej, ale o tym później. Gdy ja zbierałem siły to Fart zaanektował książkę. Powiem wam szczerze, nie spodziewałem się, że on tak lubi czytać. No dobra może nie czytać, a przeglądać obrazki. W każdym razie nie dało się mu odebrać tej książki. No mówię wam kot książkowy i tyle.
nie oddam, bo moje!
Po porządnym środowym odpoczynku, czwartek spędziliśmy aktywnie, a przynajmniej poranek. Udaliśmy się na spacer nad jeziorko Ajska. Dokładnie to zatrzymaliśmy dość daleko do tego jeziorka i musieliśmy przejść się kawałeczek. Na szczęście szybko minęliśmy budowę, pola i zanurzyliśmy się w niewielki lasek. Po chwili już byliśmy nad jeziorkiem. Ja mogłem sobie pobiegać, bo smycz była długa. Pięknie kolory i kilku patrzących na mnie spod byka wędkarzy. Okrążyliśmy jeziorko nad którym sobie na chwilę przycupnąłem. Okazało się, że wiele czasu spędziliśmy nad wodą i powoli przyszedł czas by wracać. Na szczęście nie wracaliśmy tą samą drogą. Przecież wracanie tą samą drogą jest dla cieniasów. Udaliśmy się przez pola. Takie malownicze były, ale niestety ktoś wyładował baterię i nie miał ze sobą zapasowych. Je wina była oczywista i do końca dnia byłem na niego już trochę zły.
biegnę, biegnę i nie patrzę w przeszłość
wyczuwam jeziorko
słońce praży
to co wracamy
W Piątek obudził nas blask słońca, ale naprawdę nie chciało nam się wstawać a zwłaszcza mniejsze zwierzaki nie miały ochoty wychodzić z łóżka. Całe szczęście, że ten dzień cały był spokojny. Cieszyłem się, że Pańcio spokojnie pozwala mi na relaksowanie się i odpoczywanie, czyli na to co uwielbiam najbardziej.
ale po co wstawać?
jeszcze śpimy, nie budzić!
Spacerki były, bardzo krótkie, ale i bardzo intensywne. W końcu przecież nie mogłem się przemęczać przed turniejem, który mnie czekał w sobotę. Nie wyobrażam sobie by dzień przed mnie pogonić na jakiś spacerek i zaprzepaścić zwycięstwo. Piątek był leniwy i spokojny, tak więc był idealny, przynajmniej w mojej opinii. Do ugryzienia
no zielono, ale czas wracać
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz