czwartek, 18 czerwca 2015

Wielkie otwarcie

Z samego rana wielkie pudło zostało otwarte. W środku była jak się łatwo domyślić karma dla Furiatka, czyli dla mnie. Okazało się, że było to konieczne, albowiem nie było co włożyć do mojej miski. Fuksja oczywiście była tym wyjątkowo bardzo zaaferowana. 
co tam się otwiera?


otwieramy

Odpowiednia porcja wylądowała w mojej misce a reszta przesypana została do wielkiego pojemnika i prawie szczelnie zamknięta - na całe szczęście. Gdy Borowscy się szykowali to ja postanowiłem otworzyć wspomniane wcześniej pudełko i delektować się jeszcze zawartością. Niestety nie cieszyłem się zbyt długo, bo Pan mnie przyłapał i zamknął porządnie pudełko. No i niestety trzeba było się zbierać.
Szybko wybraliśmy się na spacerek na skałkę. Całe szczęście, że się tam pojawiliśmy akurat w tym momencie, bo udało nam się zaobserwować wydarzenie niemal bajkowe. Jeden z wędkarzy wyciągnął wielkiego karpia. Ciężko było mi ocenić jego faktyczny rozmiar, ale na pewno był z 10 razy większy niż wszystkie inne ryby wyciągane na skałce, które osobiście widziałem. Obserwując to długo nie mogłem uwierzyć, że takie coś się dzieje. Długo nie mogłem się pozbierać z wrażenia. Pan pewnie został wśród okolicznych wędkarzy uznany za jakiegoś mistrza albo coś i przez najbliższe lata będzie nosił jakąś koronę, albo coś podobnego. 
podobno są tu kaczki

gdzieś muszą być?
ale wielka ryba wyciągnięta!

Po jednym kółeczku udaliśmy się do autka i do domku. Nasza wyprawa była krótka, ale pełna pozytywnych wrażeń. W domku nie zważając na sprzątanie poszedłem spać.
Kolejne godziny upływały a my z Panem w końcu musieliśmy udać się po Panią. Po panią jechaliśmy, ale najpierw spędziliśmy trochę czasu na zabawie i szaleństwach pod blokiem. Ja sobie spacerowałem a Pan zaczepiał mnie badylem. Broniłem się przez atakowanie teko patyka. W zasadzie to dobrze się bawiłem aż w końcu złapałem go i gryzłem do upadłego aż zmniejszyłem go do rozmiarów niemal mikroskopijnych.
mam go i nie oddam!

ale pyszny

pomniejszam!

Zabawa była naprawdę przednia jednak musieliśmy już jechać. Patyk się pomniejszył do rozmiarów mikroskopijnych więc skończyłem w poczuciu dobrze wykonanego obowiązku. Pojechaliśmy i zaparkowaliśmy między ścianami styropianu. Szyba się w bagażniku otworzyła i Pan poszedł. Ja sobie siedziałem i drzemałem. W końcu wróciliśmy do domku a tam pierwsze co rzuciło nam się w oczy to ćwicząca na orbiterze Fuksja. No dobra może nie ćwiczyła, a wykorzystała orbiter aby dostać się do Firanki.
jestem fit

W domku spędziłem tylko krótką chwilę, bo po kolacji poleciałem na spacer. Trasa dość zwyczajowa bo przez łąki i lasek trafiliśmy na osiedle domków jednorodzinnych, gdzie w trakcie wykonywania obchodu znowu zauważyłem poznanego już kolegę. Chciałem się przywitać, ale ten najnormalniej w świecie się denerwował i szczekał.

cześć

W końcu zmęczeni wróciliśmy do domku a tam przyszła pora na wielkie leniuchowanie. Na podłodze Pan rozłożył kocyk i się położył ubiegając mnie w tym, więc musiałem się wcisnąć koło niego. Fajnie tak spać razem.
śpię

startuję

W końcu jednak spostrzegłem, że skoro Pan jest na podłodze to jego fotel jest wolny. Nie na długo, bo bardzo szybko wykorzystałem tą chwilowo niczyją przestrzeń i zasnąłem. Do ugryzienia!
ziewam

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz